,

Abominacja: Dziedzictwo Frankensteina

Historie o wampirach, wilkołakach, czy w końcu o wynaturzeniu stworzonym przez doktora Frankeinstaina przetrwały do dzisiaj – co więcej, mają one wysoką pozycję w popkulturze – na tyle, że wykorzystywanie motywów z udziałem tych stworzeń jest czymś zupełnie naturalnym – nikomu nie trzeba tłumaczyć, czym są. O ile nawiązań do krwiopijców i likantropów w świecie gier planszowych jest dość sporo, to planszówek opierających się na historii Stworzenia wykreowanego w głowie Mary Shelley, wiele podczas swojego krótkiego życia nie spotkałem.

Abominacja: Dziedzictwo Frankensteina jest planszową grą w stylu euro, która mocno opiera się jednak na fabularyzowanych treściach i mechanizmach, które przecież tak często występują w grach ameri. Autorem gry jest Dan Blanchett. Abominacja jest przeznaczona dla 2-4 graczy, pojedyncza rozgrywka potrwa około trzech godzin (przynajmniej pierwsze partie), natomiast minimalny wiek grających wg autorów to 13 lat – jednak ze względu na tematykę i na to co podczas gry będziemy robić, spokojnie podwyższyłbym tę granicę o kilka oczek. Wydawnictwem odpowiedzialnym za polską lokalizację jest Rebel, natomiast oryginalnym wydawcą jest Plaid Hat Games.

Na wstępie powiem, że gra ma o wiele więcej klimatu, niż większość eurogier, a nawet więcej niż niejedna gra ameri. Na dzień dobry dostajemy mocny fabularny zastrzyk – zarówno dzięki listowi, jak i wstępniakowi w instrukcji. Od razu zauważamy, że będzie tego dużo – co cieszy, bo zawsze mi tego brakuje w grach tego typu.

W grze wcielamy się w najwybitniejsze umysły z całego świata, które przybywają na wezwanie tytułowej Abominacji (potwora stworzonego przez Frankensteina) do Paryża, by kontynuować dzieło jej stwórcy – niektórzy będą robić to dla dobra nauki, inni dla własnych ambicji, a jeszcze inni nieświadomi do końca co robią i po co to robią – chcą pomóc przyjacielowi wielkiego naukowca. Każdy z naukowców ma swoją specjalną zdolność i niestety już na pierwszy rzut oka wydaje się, że w tym aspekcie jest problem z balansem. Jedne zdolności są zdecydowanie lepsze od innych i niestety jest to mocno odczuwalne podczas rozgrywki. Można oczywiście grać bez tych zdolności, ale czy omijanie zasad jest rozwiązaniem sprawy?

Jak to z reguły bywa, runda gry dzieli się na kilka faz. Najpierw będziemy rozpatrywać kartę wydarzenia (tak, znowu fabularne, a co więcej paragrafowe motywy-motywiki), potem będziemy decydować się, gdzie wyprawimy swoich naukowców i asystentów (na cmentarz, do szpitala itd.) po ciała, bo po co innego, skoro składamy swoją własną abominację? A może (do akademii lub kościoła) wygłosić wykład lub odpokutować swoje nikczemne czyny? W przydzielaniu “pracowników” kolejność ma olbrzymie znaczenie, bo liczba pól jest ograniczona i nie zawsze uda nam się zrobić to, co planowaliśmy na początku rundy. Na koniec w swoim laboratorium postaramy się z poskładać z różnych części (mięśni, organów, krwi, kości oraz materiałów odzwierzęcych – przedstawione jako różnokolorowe znaczniki – konkretne części ciała naszego monstrum, a jak się uda, to nawet je ożywić.  Brzmi strasznie i w zasadzie takie właśnie jest – składamy swojego potwora z trupów, które znajdziemy, wykopiemy, kupimy, ukradniemy lub… wyprodukujemy – zabijając przypadkowego przechodnia. Jak widzicie, temat jest dość mocno kontrowersyjny dla dzieci, szczególnie że instrukcja mówi o tym w mocno neutralnym tonie – jakby te wszystkie rzeczy były zupełną normalką. Jestem zakochany i przerażony jednocześnie.

Ciała pozyskane w różnych miejscach są różnej jakości i na różnym poziomie rozkładu – co ma olbrzymie znaczenie przy składaniu naszego cudu. Trup z cmentarza do najświeższych nie należy i za wiele elementów (poza kośćmi i zgniłymi mięśniami) z niego nie wyciągniemy. Ten z kostnicy kosztuje, ale za to jest świeższy tak samo jak ten ze szpitala. Za to największa świeżynka to ten zdjęty z gilotyny lub zamordowany przez nas – jeszcze ciepły…

Z trupów pozyskujemy mięśnie, organy, krew oraz kości, z których będziemy składać części ciała – ręce, nogi, korpus i oczywiście głowę. Za zbudowanie, potem obleczenie w skórę, a następnie ożywienie będziemy otrzymywać punkty zwycięstwa. Niewykorzystane materiały mogą zostać w laboratorium – wtedy jednak, jeżeli nie będziemy mieli lodu – mogą się popsuć. Możemy je również sprzedać, jeżeli dojdziemy do wniosku, że albo potrzebujemy pieniędzy, albo nie są nam już potrzebne i zdecydowanie bardziej opłaca się je puścić komuś, komu przydadzą się bardziej…

No dobra – skoro tyle o tych motywach ameri mówię, to musi pojawiać się losowość – a jakże. Niestety nie do końca jestem pewien, czy jest ona temu tytułowi potrzebna, przynajmniej w takiej ilości. O ile przy dociągu kart ciał oraz przy wydarzeniach nie jest ona aż tak mocno odczuwalna i dodaje trochę emocji oraz regrywalności, tak przy ożywianiu części ciała jest frustrująca i praktycznie nie mamy możliwości, by ją kontrolować. Rzucamy kostkami – słabszymi – bardziej ryzykownymi, gdy potrafimy mniej lub lepszymi – mniej ryzykownymi, gdy potrafimy więcej – co nie zmienia sytuacji, że nawet jak mamy maksymalne współczynniki, to sami wiecie, jak kości potrafią nam zagrać – nie jestem zwolennikiem losowości, w której występują negatywne wyniki – a tu występują – uszkodzenia, które mogą spowodować, że obniżymy jakość naszych części ciała lub stracimy je na stałe – a nie mamy zbyt wielu możliwości kontroli tych rzutów. Lubię losowość, ale gdy możemy ją zmodyfikować lub gdy z rzutu zawsze wynika coś pozytywnego dla nas.

Dość sporą wagę będziemy musieli położyć na rozwój naszego naukowca – będzie on balansował na skraju człowieczeństwa, zwiększał swoją reputację oraz wiedzę – wszystkie te czynniki wpływają na rozgrywkę oraz na końcowy wyniki – przy podliczaniu punktów zwycięstwa.

Wszystkie mechanizmy są spójne z tematem, co sprawia, że gra się bardzo przyjemnie – niestety w pewnym momencie zaczyna nam się trochę dłużyć, a cała rozgrywka staje się lekko powtarzalną – mamy wrażenie, że spokojnie mogłaby się skończyć kilka rund wcześniej lub my mogliśmy zacząć kilka rund później. Gra rzeczywiście jest zbyt długa w stosunku do tego, co nam daje – ile przyjemności płynie z całej rozgrywki. Na szczęście autor stworzył skrócony tryb rozgrywki, który rozwiązuje wszelkie związane z długością gry problemy (dam linka niżej).

Abominacja: Dziedzictwo Frankensteina jest grą świetnie wykonaną – zarówno pod względem jakości materiałów, jak i ilustracji na nich umieszczonych. Na stole naszego laboratorium naprawdę będzie leżały części ciała – jest mrocznie, a taki klimat lubię najbardziej. Jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić to wielkość tekstu na kartach, które pojawiają się na planszy – nie znamy ich treści na pamięć (bo trochę tekstu zawierają), więc przed każdą rundą musimy je sobie przeczytać. A że tekst jest dość mały, to nie można tego zrobić indywidualnie, patrząc na planszę z góry, tylko albo każdy musi wszystkie karty wziąć na chwilę na rękę lub trzeba odczytać ich treść na głos. Zabiera to trochę czasu na początku każdej rundy.

Muszę przyznać, że Abominacja jest grą, która daje wiele satysfakcji – najpewniej głównie dlatego, że wspomniany już wielokrotnie klimat jest mocno odczuwalny. Wielokrotnie zastanawiałem się, czy wziąć trupa z cmentarza, za ostatni grosz kupić go w kostnicy, skorzystać z reputacji w szpitalu, a może szybcikiem zareagować na egzekucję na rynku, o zabójstwie nie wspominając. W grze trzeba balansować między skutecznym pozyskiwaniem zasobów i rozwojem naukowca, rozsądną utratą człowieczeństwa (a najlepiej nawet wzrostem). Umówmy się – grzebanie w ciałach, łączenie ich ze sobą, by na koniec spróbować te puzzle ożywić do normalnych rzeczy nie należą, więc nic dziwnego, że może nam siąść na psychice.

Abominacja: Dziedzictwo Frankensteina to świetna gra euro w klimatycznych ciuszkach, które niestety powodują, że rozgrywka jest o wiele za długa. Na szczęście istnieje sposób na skrócenie jej poprzez wariant Igor, który został niedawno przetłumaczony również na język polski. Nie jestem fanem korzystania z errat, ale jeżeli mocno usprawniają rozgrywkę, to czemu nie? Poza tą dość sporą wadą, inne są o wiele mniej ważne, a wszystkie na pewno nie przyćmiewają mojej oceny oraz tego, że zdecydowanie polecam tę grę wszystkim fanom historii o Doktorze i jego potworze. Powiem więcej – jest to euro, które może spodobać się fanom ameri (mnie się spodobało i to bardzo).

Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.

Plusy:

  • Mechanika współgra z klimatem;
  • Genialny klimat;
  • Proste zasady;
  • Bardzo dobrze wykonana i bardzo ładnie zilustrowana.

Minusy:

  • Niepotrzebna losowość przy ożywianiu części ciał – mały wpływ na jej kontrolę;
  • Bazowa długość rozgrywki;
  • Brak balansu w zdolnościach postaci;
  • Za małe karty lub za mała czcionka na nich.

Więcej na: boardgamegeek.com | Rebel

Grę kupicie tutaj:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments