,

Łupieżcy: Rigor Mortis

Koty są wszędzie. Jeżeli wrzucisz fotkę z kotem na fejsa lub instagrama, to możesz spodziewać się, że dzięki temu prostemu zabiegowi zyskasz o wiele lepsze zasięgi (i więcej reakcji oraz komciów) od standardowego wpisu. To w obecnych czasach standard. Sam nie wiem co w tych małych sukinsynach jest – słodkie, wredne i cwane były od zawsze – obecnie są dodatkowo modne.

Skoro w internetach się od nich roi, to dlaczego nie spróbować stworzyć gry planszowej lub karcianej z kotami w roli głównej? Słupki sprzedaży muszą się przecież zgadać, a co nie podbije tak dobrze wyników, jak modna kizia-mizia? No właśnie – nic!

Łupieżcy to świeżynka w postaci gry karcianej od Black Monk (oryginalnie CMON), której autorami są Fel Barros oraz Marco Portugal. Gra przeznaczona jest dla osób w wieku przynajmniej 8 lat i można w nią grać w grupie 2 – 6 osób.

Pojedyncza rozgrywka nie powinna zająć nam więcej niż 20 – 30 min. Co czyni z niej świetnego fillerka, którym można rozpocząć wieczór lub zrobić sobie przerwę od czegoś cięższego. Chociaż – wbrew pozorom – nie jest to tytuł leciutki.

ZAWARTOŚĆ

Jak to na karciankę przystało, zawartość odpowiednio dużego (pod względem ilości elementów gry) pudełka są karty – głównie karty łupieżców, czyli wspomnianych kotów. Poza kotami w talii znajdziemy karty Rigora Mortisa- czyli wielkiego złego typka, którego będziemy okradać z jego ciężko odłożonych oszczędności; oraz karty pomocy. Okej, ale nie samymi kartami ta ta gra stoi. Fanatyczni przeciwnicy losowości mogą zamknąć okno przeglądarki i wrócić do jakiegoś suchego euraska ponieważ kolejnym elementem, o którym wspomne, będą kosteczki. Tak – rzuty będą ścielić się gęsto i jeżeli jest to dla nas problem, to od razu mogę wam tę grę odradzić. Do pudełka zmieściły się również żetony zdrowia naszych podopiecznych oraz żetony łupów (czyli wspomniane oszczędności biednego Rigora.

Nasi Łupieżcy mają pewne statystyki – zdrowie (którego aktualny poziom mówi iloma kostkami rzucamy) oraz moc (który wskazuje na to, jakie mamy szansę na sukces przy każdym rzucie. Oprócz tego, większość kotów ma jakieś umiejętności specjalne, co z prostej karcianki, czyni grę nieco ambitniejszą, bo czasami kombosy wchodzą jak szalone… Zdolności aktywują się w różnych momentach (w zależności od ich rodzaju) – podczas wykładania kart na stół, śmierci, reakcji na konkretne akcje – jest tego trochę.

W tym miejscu należy jeszcze wspomnieć o trzech rzeczach – o świetnych ilustracjach autorstwa Riccardo Crosa (są naprawdę dobre), wysokiej jakości wykonania kart oraz dobrym i udanym humorze na kartach (głównie w nazwach) naszych kotów, często nawiązujących do popkultury i innych produkcji (Miaudalf, Kotsumoto itp.). Jeżeli chodzi o ten ostatni aspekt, to w innych produkcjach, często pojawiał się mocno przeciętny, a nawet żałosny/suchy poziom humorystyczny. W tym przypadku humor jest suchy, ale w dobrym tego słowa znaczenia – suchy, ale w punkt.

Przygotowanie jest, na całe szczęście, dość szybkie. Tasujemy talię, do dolnej połowy wtasowujemy karty z Rigorem, rozdajemy karty wszystkim graczom i… jedziemy.

ROZGRYWKA

Każdy z graczy będzie próbował wykraść ze skarbca Rigosa jak najwięcej kosztowności w formie żetonów łupów. Niestety, jako że skoku na posiadłość jegomościa nie przeprowadzamy w pojedynkę, inni gracze będą nam w tym skutecznie przeszkadzać. Tak – ta gra negatywną interakcją stoi i często będziemy mieli rozkminę, czy bardziej opłaca nam się dowalić przeciwnikom, czy jednak próbować zdobyć łupy. Gdy jeden z graczy zdobędzie konkretną liczbę żetonów skarbów (zależną od wielkości grupy grających), to gra automatycznie się kończy i wygrywa najbogatszy ze złodziei. Prosta sprawa.

Łupieżcy jestjest ba szybką, intuicyjną i zgrabną grą karcianą, która mimo swojej wagi, po kilku szybkich partyjkach, potrafi zaangażować nasze szare komórki do wzmożonego wysiłku – mimo, że często turlamy. Tak jak wspomniałem – większość łupieżców posiada specjalną zdolność, która potrafi świetnie łączyć się ze zdolnościami innych i/lub mechanizmami w rozgrywce, które są dość proste.

Gracze wykonują swoje tury naprzemiennie, a każda dzieli się na trzy fazy:

Pierwsza Rekrutacja – Możemy zrobić jedną z dwóch rzeczy – albo dobrać kartę na rękę – a powiem szczerze, że warto mieć na ręku zapas kotów, do gnębienia wrogów; lub wyłożenie zwierzaka na stół.

Akcje – podczas tej fazy będziemy aktywować swoich złoczyńców. Każdy z nich będzie mógł zrobić jedną z trzech rzeczy – zaatakować kota przeciwnika (będziemy turlać), poszukać łupu (będziemy turlać) lub skorzystać, jeżeli takową posiada, ze swojej zdolności specjalnej.

Ciężko ocenić, czy ważniejsze jest dowalanie innym graczom, czy skupienie się na łupach – ważne jest raczej mocne wypośrodkowanie obu tych rzeczy – im więcej kotów mają przeciwnicy, tym bardziej będą nam przeszkadzać w skupieniu się na łupieniu… dlatego trzeba przeszkadzać również im.

Druga rekrutacja – ta faza działa tak samo jak faza pierwsza, z tą różnicą, że jest na końcu tury… nie wykonamy po niej fazy akcji, więc nie musimy zmuszać się do wrzucania koniecznie kota na stół.

I to tyle, po tym wszystkim, tura przechodzi na kolejnego gracza i gra toczy się dalej.

Łupieżcy całkiem nieźle się skalują, jednak mam wrażenie, że sześciu gracy to już spory tłok i dzieje się naprawdę duzo – nawet za dużo. Downtime w takiej dużej grupie jest dość spory (wiadomo – wraz z liczbą rozegranych gier, mocno spada), więc optymalnie było by zagrać w gronie maksymalnie czteroosobowym. Bardzo przyjemnie gra się w dwie osoby. Gra przybiera wtedy formę pojedynku i dopieprzania sobie nawzajem. Każdy wie na czym stoi i z której strony może spodziewać się ataku.

PODSUMOWANIE

Łupieżcy nie są grą odkrywczą. Nie spotkamy w niej nowych mechanizmów i niespotykanych nigdzie rozwiązań. Jest to prosta, dość mocno losowa, ale za to bardzo przyjemna i mega grywalna gra karciana. Jest bardzo szybka, dzięki czemu wciśnie się praktycznie zawsze i w prawie każdej okoliczności. Nie jest to karcianka dla przeciwników negatywnej interakcji – wręcz przeciwnie – jej fani znajdą w Łupieżcach to, czego szukają.

Nie jestem fanem kotów w internecie, ale zaczynam się zastanawiać, czy nie jestem fanem kotów w grach planszowych.

Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.

Dziękujemy wydawnictwu Black Monk za przesłanie egzemplarza gry do recenzji.

stopwatch embryo
2 do 6 Graczy 20 min.
8+
Plusy:

  • Prosty i szybki fillerek;
  • Kombosy wchodzą, aż mimo – co daje dużo satysfakcji;
  • Dobrze wykonane karty;
  • Świetne ilustracje i dobry humor;
  • Dopieprzanie graczom jest nadwyraz przyjemne.
Minusy:

  • Po większej licznie rozgrywek może się ograć;
  • Mocno losowa.

 

Więcej na: boardgamegeek.com | Black Monk

Grę kupicie tu:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments