, ,

Rising 5 – Runy Asteros

Nie jestem fanem komiksów Marvela i DC. Nie jestem fanem superbohaterów. Nic mnie nie zachęca do oglądania filmów na tych licencjach – no, może poza Batmanem, szczególnie teym, który wyszedł spod ręki Christophera Nolana – głównie Mroczny Rycerz. Zwyczajnie wolę poważniejsze i mroczne produkcje (ale też groteskowy i ironiczny humor – akcja ze znikającym ołówkiem w wymienionym wyżej filmie, to mistrzostwo świata), niż oczywiste i płytkie twory ze Spider-Manem, czy Avengersami. Oczywiście – nie wszystkie rzeczy widziałem, jednak tak jak wspomniałem – nie mam ochoty tego nadrabiać.

1_rising5_unboxing
Pudełko – Rising 5

2 Pionki – znane z wydawania produkcji przeznaczonych głównie do graczy familijnych, postanowiło na polski rynek wrzucić grę pod tytułem Rising 5: Runy Asteros. Jest to pełna kooperacja, w której będziemy sterować poczynaniami piątki agentów, którym zdecydowanie bliżej do wspomnianych superbohaterów, niż do Jamesa Bonda. Otóż, na pewnej planecie o nazwie Asteros, „bardzo dawno temu, w odległej galaktyce” – jakiś król zamknął, jakieś stwory za runiczną bramą. Wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że brama zaczęła słabnąć i cała zamknięta ekipa, postanowiła przejąć kontrolę nad planetą, poprzez solidarne spuszczenie łomotu całej populacji. I tutaj wchodzimy my – cali na biało. Naszą rolą jest odgadnięcie jakie runy i w jakiej kolejności – powinny znaleźć się we właściwej kombinacji, pozwalającej na zamknięcie bramy ponownie – do czasu, aż nie pojawią się nowi – pewnie lepsi agenci i nie poprawią po nas roboty – ponownie. Do porzygu oklepany scenariusz.

5_rising5_unboxing.JPG
Rewers Planszy – Rising 5

Rising 5 jest grą (autorstwa Gary’ego Kima, Evana Songa) w pełni kooperacyjną, przeznaczoną dla od 1 do 5 graczy. W moim mniemaniu najlepiej działa w małych grupach – 2-3 osobowych. Pojedyncza rozgrywka zajmie nam od 15 do 30 minut. Poziom trudności jest stosunkowo niski, co moim zdaniem, ma więcej wad – niż zalet. Do swobodnego grania, potrzebna jest nam aplikacja. Spokojnie – nie dominuje ona grę – jest wspomagaczem, który informuje nas tylko o poprawności ułożonej przez nas kombinacji.

Jest to gra, która łączy zasady gry logicznej mastermind z grą planszową. Żeby zamknąć wspomnianą bramę, będziemy musieli eksperymentować z ułożeniem run. Jednak nie samymi runami będziemy musieli się zajmować. Otóż z wyłomów, będą wyskakiwały na nas potwory. Jeżeli ich nie zatłuczemy, to szybko możemy skończyć na tamtejszym cmentarzu, i to pewnie bez nagrobków. Otóż wraz z postępem gry i ew. przegranymi pojedynkami, będzie postępowało tzw. Zaćmienie Czerwonego Księżyca. Jeżeli dojdzie do końca, to przegrywamy. Nie mamy więc za dużo czasu.

6_rising5_unboxing.JPG
Plansza – Rising 5

Każdy z bohaterów ma super-fajną-zajebistą moc, która ma nam pomóc w realizacji celu.  Na szczęście, jako grupa wcielamy się w całą ekipę „Rising 5”, więc nie będziemy mieli rozkminy, jaki bohater musi z nami pójść, kto zostaje, kto jest niezbędny, a kto wręcz odwrotnie – wszyscy jadą – problem z głowy. Co prawda powoduje to, że nie utożsamiamy się z konkretnym bohaterem, ale w przypadku gry na maks. 30 min., w której klimat praktycznie nie występuje – umówmy się – jest to aspekt zupełnie zbędny.

Tura każdego gracza wygląda następująco:  z ręki rzuca dowolną ilością kart jednego bohatera – przez co go aktywuje. Dzięki czemu, najpierw może wykonać jedną darmową akcję wynikającej z jego super-zdolności, następnie jedzie z kolejnymi akcjami – w ilości równej ilości zagranych kart.  Bohaterowie będą więc biegać, walczyć, gadać z przyjaznymi potworkami i zbierać artefakty. Wszystko to da nam przede wszystkim energię do aktywacji ołtarzy – gdy zbierzemy 4 żetony energii – możemy ponownie sprawdzić kombinację run – No właśnie. Każda runa ma przypisany (losowo przez aplikację) znak gwiezdny. Po sprawdzeniu, aplikacja nie pokaże nam konkretnych run, tylko odpowiednio podświetlone wspomniane znaki gwiezdne – a nie wiemy co z czym się paruje. Musimy więc odpowiednio wydedukować, co oznacza jaki symbol i na jakim miejscu dana runa powinna być. Co wybitnie skomplikowane niestety nie jest.

14_rising5_unboxing.JPG
Postaci – Rising 5

Podczas walk (rzucamy kostką i porównujemy wynik z siłą przeciwnika), będziemy mogli dostać wsparcie od innych bohaterów i graczy. Jeżeli na polu, w którym toczy się pojedynek, jest przynajmniej jeden inny bohater – dostajemy plus jeden do wyniku rzutu. Dodatkowy punkcik możemy dostać od pozostałych graczy – za każdą wyrzuconą kartę z wizerunkiem postaci, która toczy walkę.

Po akcjach, dobieramy karty na rękę (postaci, które będziemy zagrywać na początku swojej tury i podczas wspierania). W talii, z której dobieramy, będą wtasowane karty Czerwonego Księżyca. W momencie, gdy takową wyciągniemy, nic się nie dzieje. Jednak będziemy mieli mocno przepieprzone, jeżeli następny gracz nie posprząta – nie zabije jak największej ilości wrogów. Na koniec jego tury zliczymy z przeciwników każdy symbol księżyca – o tyle przesuniemy znacznik zaćmienia, co oczywiście może spowodować naszą przegraną.

APLIKACJA

Tak jak wspomniałem wyżej, w grze niemal konieczna jest aplikacja na telefon. Nie ma się jednak czego bać. Aplikacja jest używana tylko do sprawdzania poprawności kombinacji run – czyli rzadko. Jest solidnym wspomagaczem. Istnieje możliwość grania bez apki, jednak jej rolę będzie musiał przejąć jeden z graczy – co za tym idzie, będzie on odpowiedzialny jedynie za informowanie graczy, czy ich dedukcja, ma odpowiednie efekty – czyt. będzie się nudził.

POZIOM TRUDNOŚCI

Na tym aspekcie porządnie się zawiodłem. Gra na najwyższym poziomie trudności, nie stanowiła dla nas żadnego wyzwania. Rising 5 pokonała nas tylko raz i to wtedy byliśmy bardzo zmęczeni (czyt. nietrzeźwi). Jeżeli natomiast umysł jest czysty, to rozgrywka wygląda jak spacerek po łące. Niestety, powoduje to, że nie mamy ochoty wracać do tego tytułu, ponieważ wygrana nie stanowi już da nas większego problemu.

11_rising5_unboxing.JPG
Kostka i kosteczki – Rising 5

REGRYWALNOŚĆ

Kolejny spory problem to ilość elementów. Talie obszarów (trzy) są tak małe, że już po jednej grze opatrzymy je wszystkie… po jednej. Wiadomo, do każdej rozgrywki przetasujemy odpowiednie karty, jednak prędzej, czy później przejdziemy przez wszystkie…

ILUSTRACJE

Na koniec chciałbym wspomnieć o największym plusie tej produkcji, o ilustracjach. Grafiki (których autorem jest Vincent Dutrait) na wszystkich elementach – pudełku, planszy, kartach – zostały wykonane przepięknie i spójne. Niestety nie samymi ilustracjami gra żyje.

PODSUMOWANIE

Połączenie małej liczby kart z niskim poziomem trudności i stosunkowo nudną rozgrywką jest dla tego tytułu śmiertelne. Po dwóch rozgrywkach gra nie wywoływała u mnie już żadnych emocji – w sumie nie jestem pewien, czy w pierwszej pojawił się u mnie uśmiech chociaż na chwilę. A jak wiecie, musiałem to ograć o wiele mocniej. Gra była nijaka. Rozgrywając gry familijne staram się wczuć w skórę ludzi, którzy będą w to grali – łatwość zasad pozytywnie wpłynęło na moją opinię w temacie. Miałkość i płytkość same gry – już nie.

Dziękujemy wydawnictwu Portal Games (2 Pionki) za przesłanie egzemplarza gry do recenzji.

Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.

 

stopwatch embryo
1 do 5 Graczy 15-30 min.
10+
Plusy:

  • Piękne ilustracje;
  • Powrót do Mastermind’a;
Minusy:

  • Powtarzalna;
  • Zbyt Łatwa;
  • Nudna i nijaka.

 

Więcej na: boardgamegeek.com | 2 Pionki

Grę kupicie tu:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments