,

Gra o Tron: Żelazny Tron

Galakta idealnie wstrzeliła się z premierą na polskim rynku (a FFG z dodrukiem) gry Gra o Tron: Żelazny Tron. Bardzo ciekawy siódmy sezon jest w rozkwicie (z każdym kolejnym odcinkiem jest coraz ciekawiej), więc wszystkie produkty powiązane z tym światem, to strzały w dziesiątkę. Szczególnie, gdy są dobre. A, czy Żelazny Tron jest? O tym za chwilę.

Gra o Tron: Żelazny Tron, to gra dla 3-5 osób. Jedna rozgrywka nie powinna zająć więcej niż godzinę. Najmłodszy gracz, wg. autorów nie powinien mieć mniej niż 18 lat, jednak jest to moim zdaniem kompletnie nietrafione. Nie dzieje się w grze absolutnie nic tak strasznego, by nie móc dopuścić do stołu młodszych graczy.

Żelazny Tron jest oparty na mechanice Kosmicznych Spotkań (Cosmic Encounter), klasycznej gry wydawanej od lat przez Fantasy Flight Games, która w tym roku doczekała się również Polskiego wydania. Oczywiście kilka mechanizmów się różni, jednak sam zamysł, jest praktycznie identyczny. Niestety nie miałem możliwości zagrania w Kosmiczne Spotkania, więc nie będę Żelaznego Tronu porównywać do wspomnianego tytułu. Wiem tyle, że gry są do siebie bardzo zbliżone.

POD WIEKIEM

Omawiany tytuł wyprodukowany został na licencji Gry o Tron… no shit, Sherlock… ale serialu HBO, a nie książki. Być może, nie wiele to zmienia, ale jednak zamiast pięknych ilustracji, do których FFG nas przyzwyczaiło dostajemy ohydne kadry z serialu. No okej, być może ohydne nie są, bo zostały wybrane odpowiednio, a sam serial ma przecież bardzo dobre zdjęcia, kostiumy i uwielbianych przez nas aktorów, więc nie jest tak tragicznie. Jednak ja mam z tym olbrzymi problem. Tak, jak w przypadku Spartakusa, również tutaj bardzo mi to przeszkadza. Jeżeli jednak, ktoś nie czytał książki i lubi serial, a to, że użyto kadrów właśnie z tego serialu mu nie przeszkadza, to powinien być zadowolony.

Co znajdziemy w środku? Niewiele, bo tak naprawdę ta gra niewiele potrzebuje. I dobrze, bo to przecież szybka gra, która kończy się już po godzinie. No właśnie, to co tam mamy?

Zacznijmy od instrukcji, która raczej nie sprawia problemów, poza tym, że i tak będziemy mieli problem z zapamiętaniem zasad i zależności. Nie jest to problem instrukcji, tylko raczej tego, że tych zależności, przy tak małym produkcie, jest bardzo dużo. O tym jednak będę pisał dalej.

Do środka wrzucono, plansze rodów, plansze liderów, trochę kart (rodów i starć), kartonowe żetony wpływów, żetony postaci i tona plastikowych żetonów władzy – przypominających korony. No i do tych ostatnich mam lekki „przysap”. Ano, autorzy proponują, byśmy układali je, jeden na drugim. Wszystko bardzo dobrze do siebie pasuje, jednak nie jest to czytelne. Nie widzimy ile koron władzy jest na danej postaci (szczególnie, gdy jest ich więcej). Może jakoś wybitnie nie psuje to gry, ale jednak jest to pewna niedogodność.

GRA O TRON

Sądząc po wszystkich żyjących postaciach (i opisie fabularnym), Żelazny Tron dzieje się zaraz po śmierci [spoiler!] Roberta, czyli w końcówce pierwszego sezonu (lub książki, bo akurat pierwszy tom jest w serialu odwzorowany bardzo dobrze). W tym samym momencie odbywa się rozgrywka w Grze o Tron: Grze Planszowej. I praktycznie tyle te dwie produkcje mają ze sobą wspólnego. No okej, trochę więcej. Też jest blef, są knowania, zdrada… tylko planszy nie ma i skala nie ta. No i skomplikowanie cztery razy mniejsze.

Żelazny Tron jest grą karcianą, w której głównym celem na zwycięstwo, będzie rozprzestrzenienie swoich żetonów wpływów na pozostałe rody, by wypstrykać się z nich do zera. Jak to zrobić? Trzeba wygrywać starcia. A czym są starcia? Praktycznie wszystkim w tej grze, bo starcie, to tura jednego gracza. Jak ono wygląda?

Pierwszy gracz automatycznie staje się atakującym i dobiera jedną kartę z talii wydarzeń, która wskazuje, kto będzie obrońcą w danym starciu. Oczywiście strony nie muszą się od razu mordować i wyskakiwać na siebie z nożami. Mogą się przecież, jak to w Grze o Tron bywa… „dogadać”. I równie dobrze, mogą się okłamać, by zyskać przewagę.

No właśnie. Jak już ustalą jakie mają zamiary, wybierają postacie, które biorą udział w starciu (ilość żetonów władzy na ich żetonach określa ich siłę i zdrowie) i pytają się, czy ktoś ich wesprze. Odpytywany jest każdy po kolei. W taki sposób ustalane są fronty ataku i obrony. Wspierający dodają siłę swojej jednej postaci do tych, których wspierają. Oczywiście cały czas nad stołem może trwać dyskusja, sojusze mogą być zmieniane, ludzie mogą być okłamywani.

Kolejnym krokiem jest wyłożenie karty starcia. Można wyłożyć jedną z trzech rodzajów kart: kartę wrogości (która jest określona wartością – dodaję się ją do wartości siły postaci), kartę rozejmu (jeżeli chcemy zachować zawieszenie broni) lub kartę rodu (która również jest traktowana jak karta wrogości, ma wartość 0, ale posiada specjalną zdolność). I właśnie w tych kartach drzemie (poza knuciem) sedno rozgrywki. Bo mogliśmy dogadać się na rozejm, a jeden z graczy wyciągnie kartę wrogości. Mogliśmy na ściemniać, że mamy wysokie karty wrogości, a takich nie mamy. Zrezygnowany przeciwnik wyciągnie niską kartą, z którą i tak wygramy. Możliwości jest sporo, a wszystko drzemie w naszej głowie. Niestety sam dociąg tych kart generuje dość sporą losowość, bo możemy dobrać albo bardzo mocne karty, albo wręcz przeciwnie, kiepskie.

Jakie są konsekwencje starcia? Wszystko zależy od tego, czy atakujemy, bronimy się, czy wspieramy atakującego lub broniącego się. Czy przegrywamy w ramach użycia kart wrogości, czy jednak w związku z tym, że zostaliśmy zdradzeni i położyliśmy rozejm, a przeciwnik kartę wrogości. Trzeba dobrze przemyśleć czy opłaca się nam zdradzać, bo konsekwencje mogą być spore. A jakie?

Jak wygramy jako atakujący to rozprzestrzeniamy żetony władzy i jesteśmy bliżej zwycięstwa. Jeżeli to było starcie wrogości, to dodatkowo bierzemy jednego zakładnika (kartę rodu) od przegranego.

Jeżeli byliśmy obrońcą i wygraliśmy, to możemy przenieść żetony władzy z lidera na postaci (czyli ich wzmacniamy).

Jeżeli przegrywamy, to musimy przełożyć z powrotem na lidera połowę żetonów władzy z postaci, która brała udział w starciu – osłabiamy ją.

Natomiast, jeżeli zostaliśmy zdradzeni, to dodatkowo od każdego przeciwnika zgarniamy po jednym zakładniku.

Co z tymi zakładnikami możemy robić? Puścić ich (oczywiście nie za darmo) lub torturować (co często kończy się ich śmiercią i przynosi gniew gracza ich kontrolującego).

Bardzo wielki wpływ na rozgrywkę ma umiejętność lidera, która jest bardzo mocna. Ogólnie każdy ród ma pięć postaci. Spośród tej puli, jedna z nich zostaje liderem, a pozostałe będą uczestniczyć w starciach. Każda postać ma swoje karty, które mogą być użyte w pojedynkach, a dodatkowo każdy lider ma swoją osobną umiejętność. Wszystko składa się na to, że powinniśmy mieć bardzo dużą regrywalność.

PODSUMOWANIE

Na koniec trzeba odpowiedzieć sobie na kilka pytań, które pomogą nam podjąć decyzję o tym, czy warto kupić tę grę.

Czy jest to gra, która zmieniła moje życie?

Niestety nie. Jestem fanem negatywnej interakcji i bardzo lubię blef i intrygę. Żelazny Tron ma to wszystko w sobie, mechaniki się zazębiają. Może dlatego, że jest to znana i ograna przez cały świat mechanika Kosmicznych Spotkań.. Niestety noże w plecach nie bolą za bardzo. O, przeciwnik wyłożył kartę wrogości, zamiast rozejmu. No, okej. Trudno. Przez to, że ta gra jest stosunkowo mała, negatywna interakcja nie jest aż tak bardzo odczuwalna.

Komu polecić tę grę?

Fanom lekkiej negatywnej interakcji, która nie powoduje wielkich strat, a na pewno większych nieporozumień przy stole. Nazwałbym to bezpieczną intrygą. Jeżeli nie lubisz krytycznie-negatywnej interakcji, ale lubisz kombinowanie i rozmowę nad stołem, to powinno ci się spodobać. Sprawdź jednak, czy Kosmiczne Spotkania ci nie podejdą bardziej. Dodatkowym argumentem za może być świat, w którym dzieje się gra. Oczywiście klimat nie jest zbytnio odczuwalny. Liczą się treści kart oraz umiejętności liderów. Cala reszta schodzi na drugi plan. Jak sami widzicie (przez to, że jest to druga gra oparta na tej samej mechanice), można wrzucić dowolne uniwersum w te szaty i będzie się grało bardzo podobnie.

Czy zawartość pudełka (i jakość samej rozgrywki) idzie w parze z ceną?

Grę znalazłem najtaniej za 145zł. Co dostajemy w zamian? Świetnie wykonane elementy, trochę kart, licencję Gry o Tron oraz lekko zmodyfikowaną 30 letnią mechanikę. Jak to niestety ostatnio bywa w przypadku FFG – niewiele. Dodam, że mechanika sprawdza się dobrze (chociaż nie porywa), a Kosmiczne Spotkania są uznawane za jedną z najlepszych gier tego typu na rynku.

Czy kupiłbym grę w takiej cenie?

Nie. Ale, jeżeli pojawiłaby się jakaś promocja, to mógłbym się nad tym zastanowić. Traktuję ten tytuł, jako grę imprezową (na 5 osób). Pod względem mechanicznym jest trochę trudniej niż przy typowych imprezówkach (np. przy Avalonie), ale poziom rozgrywki jest zbliżony, a nawet lepszy.

Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.

Dziękuję sklepowi Aleplanszowki.pl za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.
0

 

stopwatch embryo
3-5 Graczy ok. 30-60 min. 14 +
Plusy:

  • Gra o Tron;
  • Sprawdzona mechanika w nowych szatach;
  • Porządne wykonaniu, jak to w przypadku FFG bywa, ale…
Minusy:

  • …kadry z serialu mnie osobiście odstraszają, ale niektórych mogą zachęcić;
  • Mechanika jest sprawdzona, ale  nie jest porywająca;
  • Gra przeznaczona praktycznie dla 4, a najlepiej tylko na 5 osób;
  • Praktycznie brak klimatu;

 

Grę kupicie tu:Więcej na: boardgamegeek.com | Galakta

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
AnaMan
18 sierpnia 2017 02:31

Jak można sobie zaprzeczac we własnej recenzji? Pisać o idealnym wpasowaniu się w popularność serialu a potem czepiać się grafik z filmu. Kadry z filmu są użyte tylko jako portrety postaci i wyszły bardzo dobrze. Produkt typowy pod fanów serialu.
Co do klimatu, to jest go znacznie więcej niż wynika z recrnzji, podobnie jak i strategii. Losowość w kartach też wcale nie jest aż tak dotkliwa, o ile kontroluje się co kto już zagrał i czym jeszcze może zaskoczyć. Z całą pewnością nie jest to poziom Avalonu.

Kamil Traks
18 sierpnia 2017 07:35
Reply to  AnaMan

Cześć! Już śpieszę z wyjaśnieniami.

Ale jedno nie wyklucza drugiego. Idealnie wpasowali się z data premiery, mamy siódmy sezon, serial jest bardzo popularny, grafiki mogą nawet pomóc w sprzedaży, ale… moim zdaniem, użycie kadrów z serialu/filmu w jakimkolwiek produkcie jest posunięciem „brzydszym”, niż użycie grafik. Dotyczy to również tej gry. Jest brzydkie, co nie wyklucza, że marketingowo jest bardzo dobre.

Kwestia klimatu. Ja go nie odczuwam, nie ma immersji, nie wczuwam się w żadną postać, a nawet nie czuję, że gram konkretnym rodem – poza grafikami. Ale warto dodać, że w tej grze klimat nie jest aż tak potrzebny. Tutaj liczy się zabawa nad stołem i sama – bardzo dobra mechanika. Losowość jest dość spora i tak jak napisałem – przez swoją lekkość nie jest zbytnio odczuwalna. Poziom rozrywki, to w moim odczuciu trochę bardziej skomplikowana gra imprezowa – co nie jest wadą. Tak jak napisałem, Avalon jest prostszy 🙂

Podsumowując, zgadzamy się 🙂

AnaMan
18 sierpnia 2017 17:22
Reply to  Kamil Traks

No nie do końca zgadzamy się.
To, że zastosowanie kadrów z filmu jest brzydkie, to wyłącznie Twoje prywatne odczucie. Ja uważam, że wyszły nadzwyczaj dobrze. Widziałeś grafiki do GoT Królewski Namiestnik? Takie byłyby lepsze? W tej grze na pewno nie. Gdyby to był GoT LCG to zgodziłbym się, ale tutaj wypadają znakomicie.
Co do klimatu. Zagranie wsparcia Mycem Tyrellem a potem wycofanie się – piękne. Kolega grając Baratheonami najpierw kartą Stannisa odrzucił moją 20, ale byłem przygotowany – weszła mi 10, wtedy on sięgnął po wsparcie lidera losowymi kartami ze stosu i doszła mu 12 – fart, ale jakże klimatyczny.
Co do losowości – to jest zaledwie 25 kart, z czego przez większość gry masz 5-7 na ręce. I wszyscy mają te same zestawy. Jeśli Stannis zszedł 2 razy, to już wszyscy wiedzą, że ten numer 3x nie przejdzie.
Kolega gra Tyrionem, które pozwala zamienić wartość wszystkich kart na ujemne. W koronach me lekką przewagę, więc stawiam, że odpali zdolność i zagrywam 0. Używa zdolności, ale przedobrza i zagrywa 6 – wygrywam 2 punktami. Dla mnie to trochę taka Sztuka Wojny na 4-5 osób.

Kamil Traks
18 sierpnia 2017 20:58
Reply to  AnaMan

Każda recenzja opatrzona jest szczyptom subiektywizmu 🙂 Nie da się tego wyzbyć w 100%. Poza tym napisałem, że to mi się nie podobają te kadry z serialu. Innym się mogą podobać.

Co do klimatu w grze to opisujesz zagrania czysto mechaniczne, nie ma w nich nic z klimatu 🙂 Przyjemne, ale to czysta mechanika.

Najnowsze posty
Szukaj