Pamiętajcie, że przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Tako mawiał mistrz Fronczewski, taka jest zasada większości gier fabularnych. No właśnie. W każdym klasycznym RPG typu dungeon crawler budujemy swoją załogę, która (w zależności od świata i scenariusza) rusza w głąb „czegoś” (podziemi, puszczy, kosmosu, tłocznych uliczek miasta itp.), by przebić się przed całą masę przeciwników i finalnie pokonać głównego bossa. Cała masa gier fabularnych na samym początku wyglądała właśnie tak – zarówno papierowych (RPG), jak i kartonowych (planszówki) i cyfrowych (PC i konsole).
Dostajemy więc klasyczną drużynę złożoną z wojownika, czarodziejki, złodzieja i kapłana, i ruszały w nieznane. Wszystko brzmi sztampowo i komicznie poważnie. Jasnym było, że powstanie produkt, który ze wspomnianej sztampy, postanowi się trochę pośmiać…
Wojownicy Podziemi to imprezowa kooperacyjna gra planszowa dla 1-6 graczy. Do stołu spokojnie może usiąść nawet ośmiolatek (mimo, że na pudle jest napisany próg 10+). Gra jest szybka, ponieważ pojedyncza rozgrywka nie powinna przekroczyć 45 min. Autorami Wojowników Podziemi są: Aureliano Buonfino, Lorenzo Silva oraz Lorenzo Tucci Sorrentino, czyli panowie z Włoch. Za polskie wydanie odpowiada Lucrum Games.
KOMPONENTY
W pudle znajdziemy nieco dobroci. Gdy otworzymy wieko, ukażą się nam żetony, karty (potworów, przedmiotów oraz bohaterów i podziemi), znajdziemy również kolorowe kosteczki oraz przede wszystkim planszę w postaci tarczy oraz wieżę na wspomniane karty. Wszystko jest okraszone świetnymi – zabawnymi grafikami, które podkreślają klimat oraz lekkość rozgrywki. Całość wydaje się wykonana porządnie. Nic nie powinno nam się szybko podrzeć, czy zetrzeć. Nawet kostki, które będą rzucane z różnych wysokości, wyglądają na wykonane z dobrego plastiku.
W DROGĘ!
Na samym wstępie napiszę do kogo jest ta gra kierowana, a raczej kto powinien dobrze się przy niej bawić. Bo jak wiadomo, nie każda gra jest dla wszystkich, chociaż przy tym tytule nie powinno być wielkiego problemu ze znalezieniem chętnych. Otóż, tematyka i tryb rozgrywki jest stosunkowo luźny. Co nie oznacza, że jest prostacki. Jeżeli jesteś fanem wielkich, ciężkich tytułów i nie masz nawet czasu, by siadać do imprezówek, żarty cię nie bawią, gry planszowe to dla ciebie sposób na dopieprzenie wszystkim cieniasom dookoła… to olej tę recenzję, tę grę i wracaj do piwnicy. W innym przypadku, Wojownicy Podziemie chociaż trochę powinni ci się spodobać. Szczególnie jeżeli zaczynasz przygodę z grami planszowymi. Jest prosty, zabawny i polegający bardziej na zabawie, niż na graniu.
Tak jak wspomniałem, w Wojownikach Podziemi wcielamy się w bohaterów, którzy mają za zadanie przejść podziemia, skopać tyłki potworom, które spotkają po drodze i na koniec to samo zrobić z końcowym bossem. Nie będziemy polegać tutaj na współczynnikach postaci, nie będzie tutaj bogatej fabuły i cudownej, rozbudowanej mechaniki. Będzie rzucanie kostką sześciocienną tak, by odbiła się raz od stołu i trafiła jak najbliżej środka tarczy. Jeżeli kostka wyląduje na planszy tzn., że trafiliśmy przeciwnika, z którym obecnie walczymy! Ale zaraz zaraz. Tylko takie coś? Za każdym razem tak samo? No własnie, niekoniecznie. Ano, po drodze będziemy spotykać różnych przeciwników, z którymi będziemy musieli walczyć na różne sposoby. Np. jeden każe podskoczyć przed rzutem, innego pokonamy jak trafimy w tarczę zrzucając kostkę z czoła. Za każdym razem kostka musi odbić się od stołu, zanim wskoczy na tarczę. Podobne utrudnienia w rzutach spotykamy, gdy wchodzimy do specjalnych komnat lub gdy chcemy użyć broni (co da nam oczywiście bonus w obrażeniach). Może się więc zdarzyć sytuacja, że będziemy zmuszeni podskoczyć z obrotem pstrykając w kostkę umieszczonej na zamkniętej dłoni. Nie brzmi to już tak nudno, co? Nie wygląda to na pewno jak walki bohaterów z opowiadań fantasy, ale na pewno jest zabawne. A właśnie zabawa jest najważniejsza w Wojownikach Podziemi.
Będziemy przechodzić z komnaty do komnaty (a w każdej czai się przeciwnik) i próbowali przedostać się na kolejny poziom lochów – aż dojdziemy do Władcy Podziemi. Oczywiście, by wygrać musimy go pokonać, co jak się domyślacie, łatwe nie jest. Konkretny z niego madafaker. Nie dość, że ma dużo punktów życia, to jego zdolności i obrażenia, które zdaje z reguły są mocarne. W grze mamy dostępnych 4 bossów, którzy wybierani są w sposób losowy (w sumie tak samo jak pozostałe potwory), więc nie wiemy, co spotkamy na końcu. Dodaje to nieco regrywalności.
Na początku każdego pojedynku dostajemy trzy kolorowe kostki na całą drużynę i całą walkę. Co oznacza, że mamy trzy próby na wroga. Na początku może wydawać się sporo, szczególnie, że pierwszo-levelowi przeciwnicy nie mają za dużo zdrowia. Jednak kolejne poziomiomy już takie proste nie są – będziemy musieli korzystać z ekwipunku (który dodaje z regóły obrażenia) oraz dodatkowych (białych) kości, które dostaniemy za szybkie pokonanie przeciwników lub kupimy za hajs, który również zdobywamy po zwycięstwach. Zalecam zostawić wspomniane dodatkowe kostki na sam koneic – najlepiej na Władcę Podziemi, bo w potyczce z tym cwaniakiem, nie mamy możliwości odzyskiwania kolorowych kostek (co możemy zrobić przy zwykłym potworze).
Co jeżeli nie trafimy w tarczę? Przeciwnik zdaje nam obrażenia. Jeżeli zejdziemy do zera, to tracimy przytomność i jeżeli naszym kompanom uda się rozwalić cwaniaka, to wracamy do gry – jednak lekko osłabieni. Nasi bohaterowie posiadają zdolności specjalne (różni-różne i w różnych kolorach), które odpowiadają kolorowym kostkom. Wybór koloru kości, którą będziemy używać w swojej turze, ma bardzo duże znaczenie. Każdy bohater będzie chciał użyć swojej najlepszej zdolności, a kolory owych mogą się pokrywać między śmiałkami. W dodatku raz użyta kostka, zostaje na tarczy i inny bohater nie może jej użyć, aż do odzyskania kolorowych kostek lub dopiero w kolejnej walce. Jeżeli na kostce wypadnie znaczek oka, nasz zdolność uruchamia się automatycznie. Co najczęściej daje nam porządnego dopalacza.
ROZDAJEMY PDKi!
W dużym skrócie. Wojownicy Podziemi to lekki tytuł, z elementami wykorzystującymi zwinność i zręczność. Jest to świetny przerywnik między wielkimi i ciężkimi tytułami, który pozwoli pozbierać myśli i rozluźnić atmosferę. Dodatkowo idealnie sprawdza się jako gra wprowadzająca ludzi do gier planszowych. Nie jest to może najlepszy wybór, jeżeli chodzi o chęć wprowadzenia w cięższe tytuły, ale na pewno sprawdza się do wchłonięcia w świat planszówek – ogólnie. Grę charakteryzuje świetny humor – zawarty zarówno w instrukcji, ale również w ilustracjach i tekstach na kartach. Jeżeli mamy odpowiednią ekipę, to będziemy bawić się wyśmienicie.
Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.
Dziękuję wydawnictwu Lucrum Games za przekazanie egzemplarza gry do recenzji.
1 do 6 Graczy | ok. 45 min. | 8+ |
Plusy:
|
Minusy:
|
Więcej na: boardgamegeek.com | Lucrum Games
Grę kupicie tutaj:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.