Koniec świata jest już zjawiskiem wpisanym w popkulturę na stałe. Wszyscy przywykli do regularnie pojawiających się reinterpretacji proroctw pewnego francuskiego astrologa, które krzyczą do nas wielkimi literami z okładek brukowców i stron plotkarskich portali internetowych. Bez jakiegokolwiek ryzyka można też stwierdzić, że przedstawianie ludziom kolejnych, rzekomo prawdziwych dat „ostatecznego rozliczenia”, wyzwala w nas absolutną ambiwalencję względem tego co elektryzowało ludzi jeszcze kilka dekad temu. Co jednak, gdyby tak z dnia na dzień sprawy w swoje macki chwycili Przedwieczni?
Miasta w Gruzach to najnowszy dodatek do planszowej gry kooperacyjnej Eldritch Horror, za którą odpowiada amerykańskie wydawnictwo Fantasy Flight Games. To czwarty z małych, a siódmy spośród wszystkich dotychczasowych rozszerzeń zaproponowanych graczom do tej pozycji. Z miejsca uprzedzając jakiekolwiek obawy i odpowiadając na niezadane jeszcze pytania – owszem, wszystkie małe dodatki do EH mają do zaoferowanie tyle dobra co ich większe odpowiedniki. Ośmielę się nawet stwierdzić, że przez swoją kompaktowość, zamkniętą w obrębie kilku nowych talii przypisanych do poszczególnych dodatków, stają się pozycją bardziej atrakcyjną zarówno dla portfeli graczy jak i dla ich ograniczonych miejsc na planszówkowych regałach. W tych małych, aczkolwiek zgrabnych pudełeczkach, znajdziemy bowiem dziesiątki kart do istniejących już talii, a także te zupełnie nowe, tematycznie związane bezpośrednio z wątkiem fabularnym dodatków.
Najnowsza propozycja Fantasy Flight Games oferuje nam możliwość obserwowania upadku cywilizacji w czasie rozgrywki. Zapomnijcie o klimatycznych opisach po przegranej partii z dowolnym Przedwiecznym. Teraz wszystko będzie postępowało na waszych oczach, skutecznie podnosząc i tak niemały już poziom trudności. Dzieje się to za sprawą nie tylko nowego oponenta (Shudde M’ell), ale i przygotowanej specjalnie z myślą o dodatku talii katastrof. Złożona z szesnastu kart talia jest sercem tego dodatku i główną rzeczą odróżniającą go od poprzednich rozszerzeń. Cały mechanizm polega na tym, że za każdym razem, gdy żeton zagłady postępuje na torze omenu, wskazując tym samym liczbę lub symbol, na których ulokowany jest żeton plugastwa, nasze ręce kierują się w stronę stosu kart katastrof. Taką kartę rozpatrujemy natychmiast i wprowadzamy do gry zaproponowane przez nią efekty. Dzieją się tam takie rzeczy, które powodują, że emocje w tej grze rosną do niesamowitych rozmiarów. Nie przedstawię tych wydarzeń, aby nie popsuć wam wrażeń z samodzielnego ich odkrywania. Uwierzcie jednak na słowo, że po dołożeniu tej talii do rozgrywki polubicie omawiany tytuł jeszcze bardziej niż za sprawą samej podstawki czy jakiegokolwiek z wcześniejszych dodatków. Za sprawą tego modułu trzeba być jeszcze bardziej uważnym i ostrożniej planować wszystkie swoje akcje. Może dojść bowiem do sytuacji, w której jedno z miast zostanie całkowicie zniszczone, tracąc wszystkie swoje dotychczasowe właściwości. Na takim polu spotkania nadal są możliwe, ale wówczas musicie sięgnąć do talii spotkań oznaczonych symbolem zniszczonych miast. Tam dostąpicie kilku złożonych i wymagających niełatwych testów spotkań, które mogą przynieść zarówno korzyści związane ze zbadaniem tajemniczych zjawisk odpowiedzialnych za niszczenie miast i postępu aktualnej tajemnicy, jak i spowodować naprawdę przykre konsekwencje. To jednak nic w obliczu tego, ilu z badaczy będzie narażonych na śmierć za sprawą tego dodatku. Trup ścieli się tu gęsto, przez co bywają chwile, gdy nie zdążycie przywiązać się do swoich bohaterów choćby na jedną turę. Wszystko to oczywiście jest kwestią wkomponowanej w zasady podstawki ogromnej losowości. Po poznaniu całej talii katastrof, w przyszłych rozgrywkach będziecie sięgać do niej z jeszcze większym napięciem wiedząc, że za moment wszystkie wasze plany mogą spalić na panewce.
Kwestia regrywalności jest naprawdę satysfakcjonująca. Może nie dotyczy ona dwudziestu partii rozegranych pod rząd. Pamiętając jednak, że dodatek ten ma charakter typowo modułowy i możecie go zaaplikować do rozgrywki w dowolnej chwili, nie można mu zarzucić czegokolwiek. Samo rozszerzenie pojawia się w grze za sprawą wylosowania Shudde M’ell ze stosu Przedwiecznych albo za sprawą specjalnej karty preludium. Przygotowanie całej rozgrywki jest naprawdę niekłopotliwe, nie licząc jedynie tasowania ogromnej ilości kart – jeżeli posiadacie rzecz jasna wcześniejsze rozszerzenia do tej gry.
Wykonanie stoi na wysokim poziomie. W pudełku otrzymujemy całe stosy kart, które bez problemu wkomponujemy w nasze rozgrywki, urozmaicając sobie także zabawę w przypadku, gdy w naszej grze nie biorą udziału karty katastrof. Nowe mity, stany, zaklęcia, przedmioty, zasoby unikatowe, artefakty, spotkania – jest tego mnóstwo. Całość uzupełniają jeszcze nowe potwory, które są cholernie trudne do ubicia i będą psuły krew nawet najdzielniejszym z badaczy. Otrzymujemy to wszystko za naprawdę przyzwoite pieniądze. Za niecałe sto złotych kupujemy bowiem całą tonę regrywalności dla gry w wariancie podstawowym, nie pozbawiając się także powiewu świeżości w naszych dotychczasowych przygodach w uniwersum Cthulhu.
Jest to jeden z tych dodatków, które nie tylko powinny znaleźć się w kolekcji każdego, kto kolekcjonuje wszystko co związane z tą planszówką, ale i odnajdzie się doskonale u osób, które dopiero rozważają zakup swojego pierwszego rozszerzenia do Eldritch Horror. To zdecydowanie lider pośród dotychczasowych dodatków. Lider, który naprawdę odświeża i tak wspaniałą rozgrywkę, wprowadzając do niej bardzo wiele za pomocą kilku kart i żetonów. To ten moment, w którym minimalizm bierze górę nad stosem nowych figurek i tysiącem dodatkowych, nieintuicyjnych zasad. To jeden z moich ulubionych dodatków w ogóle. Pozycja obowiązkowa. Słowo się rzekło.
Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.
Dziękuję wydawnictwu Galakta za przekazanie egzemplarza gry do recenzji.
Więcej na: boardgamegeek.com | Galakta
Grę kupicie tutaj:
Miłośnik dźwięków niebanalnych, wielbiciel horroru, zagorzały kinoman i stroiciel trzęsień ziemi. Z planszówkami powiązany od 2015 roku. Niepoprawny „ameritrashowiec-masochista”, który każdą nową grę kooperacyjną chce zaczynać od najwyższego poziomu trudności. Zawsze odczuwa, że powinien tworzyć jeden projekt więcej i ogrywać jeszcze jedną pozycję ze swojej półki.
Do jego ulubionych tytułów należy niemal wszystko co związane z „Mitologią Cthulhu” i szeroko pojętą narracją w grach bez prądu. Znany jest także z najbardziej pamiętnych zdrad w „Grze o Tron” w swoim towarzystwie. Jeżeli nie trafi na naprawdę dobre gry „euro”, to stara się nie pamiętać o ich istnieniu.