7 Cudów Świata jest klasykiem. Każdy, kto gra w gry planszowe, powinien chociaż raz spróbować sił w ten tytuł. Każdy, poza tymi, którzy grają jedynie w dwie osoby. Podstawowe 7 Cudów Świata ma beznadziejny tryb dla dwóch osób. Tworzymy na sztuczno trzeciego gracza, co jest bardzo nieintuicyjne i mocno losowe. W instrukcji nie powinno być napisane, że gra jest od 2 osób. Wydawca oszczędziłby na wydrukowaniu kilku stron opisujących ten tryb.
7 Cudów Świata: Pojedynek jest lekarstwem dla graczy lubujących się w duelach i wielbiących tytuł stworzony przez Antoinego Bauze oraz Bruno Cathale. Wszyscy to, co było do dupy, zamienili czymś dobrym. I na tym w sumie mógłbym zakończyć recenzję, bo nie wyobrażam sobie, że ktoś z was w 7 Cudów nie zagrał (a po rekomendacji Pojedynku, już pewnie lecicie do sklepów), ale w skrócie opiszę jednak co jest w Pojedynku takie dobre, że zbiera wszystkie możliwe nagrody dla gier dwuosobowych.
Pojedynek w Polsce wydany przez Rebel (w oryginale przez Repos Production), jest grą na około 30 min. Według autorów do gry powinien usiąść co najmniej dziesięciolatek, ale wydaje mi się, że te ograniczenie jest jak zwykle lekko zawyżone. No, ale dzieciaków nie posiadam, więc nie mam jak tego sprawdzić. Jedno wiem. Mechanicznie gra jest banalnie prosta. Wystarczy nauczyć się kilku zależności i można wygrywać z każdym. Oczywiście znajdą się ludzie, którzy będą próbowali „mistrzować” w ten tytuł, no ale tacy najczęściej z dziećmi nie grają.
Otwierając pudełko natkniemy się na szereg przyjemnych rzeczy. Pierwszą z nich będzie wypraska, której ciągle w wielu tytułach (co jest dla mnie niezrozumiałe) brakuje. Tu jest bardzo dobrze zrobiona, nic nie lata. Ciężko mi ocenić instrukcję, bo gra jest mocno zbliżona do swojego dużego brata (oryginalnych 7 Cudów), którego znam. Nie wiem, czy napisana jest w sposób zrozumiały dla kogoś, kto nigdy nie miał z tym tytułem do czynienia. Ja jednak zrozumiałem wszystko jak należy i zbyt często wracać do niej nie musiałem (poza małymi powrotami do wyjaśnienia znaczeń symboli na kartach/żetonach). Dodatkowo dostajemy jedną kartę podsumowującą zasady. Bardzo dobra rzecz, by w razie wątpliwości nie trzeba było wertować wspomnianej instrukcji. O dziwo, w pudełku znajdziemy planszę! A raczej planszetkę, która dzieli się na tor militarny (wskazujący na przewagę wojskową, któregoś z graczy) oraz na miejsce przeznaczone na żetony postępu, które biorą udział w tej rozgrywce. Oprócz tego w pudełku (swoją drogą bardzo małym i poręcznym) znajdziemy wspomniane żetony postępu, żetony monet, plastikowy pion Konfliktu, notes punktacji, karty cudów oraz przede wszystkim 3 talie kart poszczególnych epok, czyli główny element gry.
Oryginalne 7 Cudów Świata jest grą draftową. Rozdajemy po X kart. Każdy z graczy wybiera jedną i albo ją kładzie w swoim obszarze gry (buduje), albo ją poświęca dla gotówki lub dla budowy cudu świata. W Pojedynku sytuacja wygląda podobnie (to w sumie dalej draft), tylko nie rozdajemy kart. Przed każdą epoką budujemy specjalną „piramidkę”, z której gracze będą dobierać karty. Niektóre karty są na początku odkryte, niektóre zakryte. Wprowadza to lekką losowość, jednak umożliwia również dosyć dobrze zaplanowanie swoich ruchów. Cała rozgrywka wygląda podobnie do oryginału, jednak dróg do zwycięstwa jest więcej. Pojedynek poza klasycznym zwycięstwem na punkty, można rozstrzygnąć militarnie lub naukowo. Jeżeli zdobędziemy znaczną przewagę militarną (co jest bardzo trudne, bo przeciwnik cały czas przecież obserwuje nasze ruchy) lub jeżeli zdobędziemy 6 różnych symboli naukowych – wygrywamy przed czasem. Jest to bardzo fajna sprawa, bo zmusza współgraczy do odpowiednich zagrań. Jeżeli przeciwnik gra mocno ofensywnie na czerwone – wojskowe karty, to musimy odpłacić mu tym samym, nawet jeżeli pierwotnie to nie było naszym zamiarem. Cała rozgrywka stała się dzięki temu bardziej zależna od przeciwnika. Jak w 7 Cudach warto było (a nie trzeba było) reagować na ruchy przeciwka, tak w Pojedynku jest to konieczne.
Gra dalej pozostaje bardzo dynamiczna, przystępna i szybka. Nie ma chwili nudy, a przestoje praktycznie nie występują – przynajmniej ja takich nie zaobserwowałem.
Jedyna rzecz do której mogę się przyczepić, (bo jak wiecie jestem mocnym klimaciarzem) to to, że tego klimatu w Pojedynku, tak jak w 7 Cudach nie ma. Ciężko się dziwić. Niby budujemy miasto/cywilizację, a tak naprawdę wykładamy zwykłe karty (które mają takie same grafiki jak w oryginale – z resztą bardzo przyjemne dla oka). Na szczęście nie to w tej grze najważniejsze. Najważniejsza jest świetna mechanika i tempo gry. Jeżeli nie mamy czasu na coś większego, a siedzimy we dwójkę, to gra wydaje się wręcz idealna.
Wydawca dosyć sprytnie zmniejszył rozmiar kart. Wszystkie potrzebne elementy są dobrze widoczne, a gra zajmuje o wiele mniej miejsca, zarówno na stole, podczas rozgrywki, jak i w transporcie, bo pudełko dzięki temu jest dużo bardziej kompaktowe. Przez to ilustracje są mniejsze, ale tak jak wspomniałem wyżej – to nie robi.
Podsumowując, jeżeli jesteś fanem 7 Cudów Świata lub po prostu czasami grasz w 2 osoby (w cokolwiek) – musisz tę grę mieć. Nie ma tu praktycznie żadnych argumentów przeciw temu. Nie bez przyczyny Pojedynek zgarnia wszystkie możliwe nagrody dla gier dwuosobowych.
Z drugiej strony, jak 7 cudów nie lubisz, to Pojedynku również nie polubisz. Chociaż szansę tej grze warto dać.
Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.
Dziękuję sklepowi Aleplanszowki.pl za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.
2 Graczy | ok. 30 min | 10 (a nawet 8)+ |
Plusy:
|
Minusy:
|
Więcej na: boardgamegeek.com | Rebel
Grę kupicie tu:
- aleplanszowki.pl
- rebel.pl
- oraz na ceneo.pl
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.