Od zera do bohatera. Od sieroty do księcia. Tak można opisać typowe generic fantasy, gdzie główny bohater, oczywiście sierota wychowana na ulicach jakiegoś zepsutego miasta, ratuje księżniczkę z rąk złego <wstaw tu cokolwiek>. Księżniczka oddaje się bohaterowi bez reszty jako kura domowa i wiodą razem długie i męczące życie z trzydzieściorgiem dzieci. W przypadku Escape Tales: Dzieci Żmijowego Lasu od Portal Games nie uświadczymy takich rozkoszy życia. W Żmijowym Lesie spotkamy smutek, cierpienie i tajemnicę. Jak więc się prezentuje najnowsza odsłona cyklu „planszowego escape roomu”? Przekonajcie się sami, zaczynamy!
Gilbert, Gilbert… co z ciebie wyrośnie?
Dzieci Żmijowego Lasu to trzecia odsłona cyklu gier Escape Tales (wcześniejsze to: Rytuał Przebudzenia oraz Low Memory). Tym razem historia przenosi nas do świata dark fantasy, gdzie krajobraz zdominowany jest przez Wężopnącza. Dziwnymi roślinami, które po kontakcie z człowiekiem sprawiają, że ten popada w obłęd. Przed pochłonięciem przez Wężopnącza rodzimej wioski naszego protagonisty chroni rytuał. Rytuał, gdzie składana jest ofiara, aby zaspokoić tajemnicze Wężopnącza. Dziwnym zbiegiem okoliczności dzień obrzędu przypada na dzień, w którym rozpoczyna się nasza historia. I to w dodatku nie byle jak! Nasz Gilbert rozpoczyna swoją podróż od pożegnania się ze swoją ukochaną, Sevillą, po bliżej nieopisanych przez wstęp czynnościach w jej pokoju.
No dobrze. Wiemy już, jak się zaczyna nasza podróż, ale jak przedstawia się całość nowej odsłony? Po pierwsze, tytuł ten to wciąż stary dobry Escape Tales z wykokszonymi mechanikami gry. Ciągle trzonem rozgrywki jest eksploracja układów pomieszczeń i rozwiązywanie zagadek. W przypadku tej części eksploracja została jeszcze bardziej dopieszczona. Mam nawet wrażenie, że Dzieci Żmijowego Lasu w złudny sposób stawiają na coś, co na pozór przypomina otwarty świat. Zresztą sam tytuł wskazuje, że fabuła będzie się toczyć wokół Żmijowego Lasu.
Dodatkowo, poza nastawieniem na „otwartą przestrzeń”, twórcy wprowadzili elementy RPG w postaci samego Gilberta i odpowiadającej mu karcie. Gilbert posiada statystyki takie jak: żywotność, moc, charyzma czy poczytalność. W trakcie naszej przygody, tak jak w RPG-u, będziemy rozwijać naszą postać, dodawać albo ujmować mu jakieś statystyki.
Drobnemu liftingowi poddane zostały również karty, które regenerowały nam nasze żetony eksploracji. Teraz talia została podzielona na dwie – odpoczynek oraz skupienie. Dobieranie karty z odpowiedniego stosu spowoduje, że nasza postać się zmęczy lub odniesie inny negatywny efekt, który będzie miał wpływ na nasze statystyki. A cechy są bardzo ważne, gdyż mają one znaczący wpływ na fabułę. Niestety, ze względu na to, że nie chcę zbyt wiele zdradzić, pozostanę dość mocno zagadkowy już przez resztę tekstu.
Łamigłówki, zagadki
W tego typu gatunku grach lwią część stanowią zagadki, które przyjdzie nam rozwiązywać, oraz poznawana fabuła. Na początek skoncentrujmy się na zagadkach. Oczywiście, bez zdradzania Wam rozwiązań, musicie się trochę sami pomęczyć.
Łamigłówki, przyznaję, są sprytnie zaplanowane. Aby przejść jakąś zagadkę, musimy zebrać odpowiednie karty, a czasem nawet wykorzystać nową mechanikę – łączenie kart. O tym wspomnę na samym końcu. Niezbędnym ekwipunkiem przy rozwiązywaniu zadań dalej jest kawałek kartki papieru oraz coś do pisania. Bo często musimy coś policzyć, narysować. Zagadki są przeróżne. Niektóre są łatwe, niektóre trudne. Na ogromną pochwałę zasługują te, gdzie z czystym sumieniem krzyczałem w duchu: „ale to jest genialne!”. Niestety, zdarzyła się jedna lub dwie łamigłówki, które przeklinałem i złorzeczyłem. Musiałem więc skorzystać z odpowiedzi, bo nie wiedziałem „co autor miał na myśli”. Niestety powód niezrozumienia był bardzo prozaiczny, ale za to bardzo trudny do zauważenia, gdyż sposób, w jaki rozwiązywałem zagadkę, pokrywał się z 99% rozwiązania.
Na pochwałę zasługują również te zagadki, które wymagają od nas nieszablonowego myślenia. Bardzo podobał mi się motyw z manipulowaniem kartami tak, aby coś z nich uzyskać. Równie dobrze sprawdza się poziom trudności i podpowiadajki, które, nie powiem, przydatne, potrafią nas naprowadzić na tyle, że nie czujemy zgorszenia, iż poszliśmy na łatwiznę.
Mroczna fabuła czy bzdura?
Jeśli chodzi o fabułę gry, to jest ona wciągająca. Nawet bardzo, ale z drobnym wyjątkiem. Na początku bardzo mnie nużyła opowieść i sprawiała, że myślałem, iż jest to kolejna typowa historyjka o tęczy, jednorożcach i tego typu bzdurach. A my chcemy mroku! I faktycznie go otrzymałem – w rozsądnej do strawienia dawce.
Opowieść jest na tyle dojrzała, że nie jest skierowana do małych dzieci, ale na pewno można się pokusić o zagranie w ten tytuł ze starszą pociechą. W grze nie spotkamy przemocy ani wulgaryzmów, ale klimat na pewno nie należy do lekkich. Jest średnio ciężki, czuć smutek i przygnębienie oraz wiszącą w powietrzu intrygę. Można by rzec, że tytuł ten przypomina lekkiego dreszczowca.
Oprócz tego ogromnym zaskoczeniem dla mnie jest fakt, że grę można rozegrać co najmniej dwa razy! Po pierwszym przejściu czuję, że spokojnie mógłbym zagrać w nią jeszcze raz, spróbować podejść do kilku spraw inaczej, zrobić coś innego i zobaczyć, jakie będzie miało to swoje konsekwencje. Mam wrażenie, że nawet jak próbowałem się nie spieszyć i dobrze eksplorować lokacje, to wciąż nie odkryłem większości gry. A przygotowywanie sesji zdjęciowej tylko potwierdziło moje domysły.
Duże zaskoczenie też sprawia samo zakończenie gry, ale to już musicie odkryć na własną rękę.
O aplikacji rad kilka
Ci, co grali w poprzednie odsłony, na pewno wiedzą, że Escape Tales nie da się grać bez aplikacji. Wprawdzie nad tym sam ubolewam, ale w tej części doszły nam dwie nowe mechaniki. Jedną od razu pominę, gdyż byłby to zbyt duży spoiler, z drugą jak najbardziej się podzielę.
Aplikacja gry działa tak samo jako poprzednie. Możemy ją pobrać na telefon lub odpalić w przeglądarce telefonu czy komputera. No i tu pierwsza rada, jak macie tablet lub laptop, to korzystajcie z nich. Na telefonie, mimo iż się da, to granie stało się niewygodne. Wszystko to przez mechanikę łączenia kart. Teraz możemy dzięki specjalnej opcji, która jest dostępna z poziomu „menu zagadek” połączyć dwie karty, aby zobaczyć, co się stanie.
Często gęsto połączenia te nic nam nie dadzą, a nasze oczy ujrzą zabawny komentarz. Z jednej strony doceniam trud nad wymyślaniem takich śmiesznych docinek, ale z drugiej strony nie trafiło to w mój gust. Oczywiście nie krytykuję tego, broń Boże, bo gusta są różne. Mnie osobiście jakoś to nie porwało.
Co więc z tymi łączeniami? Jak już wspomniałem, karty można łączyć tylko i wyłącznie z poziomu menu zagadek, co jest, według mnie, bardzo niewygodne. Nierzadko będziemy wychodzić z zagadki, żeby zobaczyć, co nasz Gilbercik powie na temat danej karty i jest to trochę uciążliwe. Najlepszym rozwiązaniem byłoby dodanie takiej opcji łączenia z poziomu już wybranej zagadki, dzięki czemu nie musielibyśmy jej ponownie odnajdywać. A wiem, że twórcy są na tyle fajni, że może po tej recenzji, ułatwią życie takim upierdliwcom jak ja.
Wężowa mieszanka
Nim ocenię Escape Tales: Dzieci Żmijowego Lasu, to muszę wpierw was trochę ostrzec. Po pierwsze, uważam, że w tytuł ten najlepiej grać we dwójkę. W końcu nie bez powodu jest powiedzenie: „Co dwie głowy, to nie jedna”. Niestety, czasy są, jakie są i połowę gry rozegrałem solo. Na całe szczęście w obu przypadkach bawiłem się całkiem nieźle. Oczywiście we dwie osoby grało mi się zdecydowanie lepiej, ale rozgrywka w pojedynkę też miała swoje uroki.
Na plus zdecydowanie zasługuje fabuła, która po prologu trzyma w napięciu. Chcemy poznawać świat, główny bohater nie jest jakoś bardzo uciążliwy i chcemy odkryć, co za pierun za tym wszystkim stoi.
Zagadki również są fajne, a poziom trudności wydaje mi się, że jest zdecydowanie bardziej przystępny, niż recenzowany przeze mnie wcześniej Low Memory. Tutaj, mam wrażenie, nie postawiono tak mocnego nacisku na ścisłe myślenie, ale również abstrakcyjne. Mówiąc wprost, jakoś w tej części lepiej mi to wszystko współgra.
Pomarudzić na pewno muszę nad tym nieszczęsnym łączeniem kart. Pomysł jest fajny, ale gdyby udałoby się wprowadzić taki przycisk, jak już mamy włączoną zagadkę, bez potrzeby wychodzenia z niej, to zdecydowanie byłoby to wygodniejsze.
Jak na razie mogę z czystym sumieniem polecić Dzieci Żmijowego Lasu. Gra wciąż fajnie oddaje klimat escape roomu, a w obecnych czasach może być to w szczególności fajna alternatywa. Tym bardziej na przystępność zagadek oraz fabułę, która powinna nawet zaciekawić starsze dzieciaki.
Dziękujemy wydawnictwu Portal za przekazanie gry do recenzji.
Plusy:
- Ciekawa fabuła,
- Fajnie zaplanowane zagadki,
- Regrywalna,
- Zakończenie zaskakuje,
- Złudzenie „otwartości świata”.
Minusy:
- Aplikacja ma męczący mechanizm łączenia kart.
Więcej na: boardgamegeek.com | Portal Games
Grę kupicie tutaj:
Spokojny i zazwyczaj cichy, ale nie dajcie cię zmylić pozorom. Wulkan przeróżnych i najbardziej dziwacznych pomysłów. Ogromny miłośnik zwierząt, a szczególnie wilków, skąd pochodzi moja ksywka – Wilczur. Śmiertelnie chory na lenia, ale jak już się za coś biorę, to robię to porządnie. Z grami planszowymi mam do czynienia raptem od 2018 roku, ale zacząłem z ogromnym przytupem – od testów gry Nemesis. Teraz planszówki już stały się moim słodkim nałogiem, dzięki któremu poznałem naprawdę fajnych i wartościowych ludzi. W grach najważniejszy jest dla mnie fun z gry i oryginalne rozwiązania.