Pył po Portalconie już opadł, a emocje z zapowiedziami są wciąż żywe. W odpowiedzi na prośby, chciałbym Wam przybliżyć grę osadzoną w świecie Osadników – Imperial Miners.
Już na samym wstępie chcę jasno podkreślić, że „Osadnicy” są tutaj tylko motywem graficznym. “Górnicy” są zupełnie oddzielną grą, która mechanicznie nie ma nic wspólnego z tytułowymi Osadnikami.
Tytuł ten jest przeznaczony od 1 do 5 graczy i zaprojektowany został przez Tim’a Armstronga, który stworzył min. Arkana Magii. Imperial Miners są grą karcianą. W trakcie rozgrywki za pomocą kart będziemy rozbudowywać naszą kopalnię. Rozgrywka będzie trwała określoną ilość rund. W trakcie każdej tury będziemy wykonywać zawsze jedną akcję, a mianowicie dołożenie karty do naszej kopalni – co za tym idzie, każdy z graczy będzie miał zawsze tę samą ilość kart w tableau.
Rundy odmierzane są za pomocą talii wydarzeń, które rozpatrywane są albo na jej początku, albo na końcu w zależności od efektu. Po tym kroku należy zagrać kartę do naszej kopalni. Dostępne są cztery poziomy kart, z czego ostatni, czwarty, zawsze jest ten sam. Na kartach narysowane są również połówki wózków. Niektóre puste, niektóre zapełnione złotem. Jak zapewne się już domyślacie, nie są one umiejscowione w tym miejscu bez przyczyny. Kiedy uda nam się połączyć karty w taki sposób, że wózki przylegające do siebie będą tworzyć pełen wózek ze złotem, na koniec gry dostaniemy dodatkowy punkt zwycięstwa..
Karty do tableau dokładamy w myśl odwróconej piramidy w taki sposób, aby przylegały do siebie wspomnianymi wózkami. Dodatkową zasadą jest to, że karty konkretnego poziomu trzeba układać w odpowiednim rzędzie tj. pierwszego poziomu tuż pod naszą kopalnią, z kolei drugiego poziomu pod kartami pierwszego. Ma to swoją zaletę, ponieważ wiemy, że gra nie zajmie nam więcej miejsca niż te cztery rzędy plus planszetka startowa. Wartym wspomnienia jest również fakt, iż w przeciwieństwie do podobnych gier, gdzie trzeba układać stosiki, tutaj nie musimy układać kart tak, że tworzą nam pełen „fundament”. To znaczy, że wystarczy nam jedna karta pierwszego poziomu, żeby dokleić do niej kartę drugiego poziomu. Nawet więcej — na tę drugiego poziomu możemy dokładać kartę trzeciego poziomu i tak dalej. Grunt, aby karty się do siebie „doklejały”.
Po dołożeniu karty dzieje się jednak cała magia w niej zaklęta. Kiedy jakąś dołożymy, odpalamy jej zdolność, a następnie od dołu do góry odpalamy wężykiem kolejne karty, które są nad nią. W ten sposób można stworzyć bardzo ciekawe kombosy i fani tego typu gier będą tutaj pływać jak ryba w wodzie.
Drugie skrzypce, ale nie mniej ważne, będzie też pełnić drzewko technologii. Tutaj zostało to bardzo ciekawie rozwiązane, gdyż z trzech dostępnych w rozgrywce, można było wybrać jedno. Dopiero po wspięciu się na sam szczyt drzewa można przejść na inną kolumnę. Jak dla mnie jest to bardzo ciekawie rozwiązane i sprawia, że wybór ścieżki technologii ma duże znaczenie przy doborze strategii.
Kiedy gra dobiegnie końca, czyli rozpatrzymy wszystkie karty wydarzeń z talii, następuje końcowe podliczanie punktacji. Podczas tego kroku podliczamy te, które zdobyliśmy w trakcie zabawy w formie diamentów oraz wcześniej wspomniane wózki.
Nie chcę podawać swojej oceny tego tytułu, ponieważ w warunkach konwentowych graliśmy w prototyp i to w dodatku jedną rozgrywkę. Nie mniej Imperial Miners wydaje mi się grą ciekawą. Czuć tutaj klimat Osadników, ale tylko jeśli chodzi o obrazki i styl graficzny. Cała reszta to zupełnie inna gra. I bardzo dobrze! Jak dla mnie, jestem na tak i chciałbym zobaczyć w akcji pełną wersję gry. Liczę tylko na jedną rzecz, a mianowicie, że pudełko będzie bardzo kompaktowe, gdyż elementów nie jest dużo, a wydaje mi się, że fajnie się sprawdzi jako gra do plecaka.
Spokojny i zazwyczaj cichy, ale nie dajcie cię zmylić pozorom. Wulkan przeróżnych i najbardziej dziwacznych pomysłów. Ogromny miłośnik zwierząt, a szczególnie wilków, skąd pochodzi moja ksywka – Wilczur. Śmiertelnie chory na lenia, ale jak już się za coś biorę, to robię to porządnie. Z grami planszowymi mam do czynienia raptem od 2018 roku, ale zacząłem z ogromnym przytupem – od testów gry Nemesis. Teraz planszówki już stały się moim słodkim nałogiem, dzięki któremu poznałem naprawdę fajnych i wartościowych ludzi. W grach najważniejszy jest dla mnie fun z gry i oryginalne rozwiązania.