Zbliżają się Andrzejki, więc może warto zastanowić się nad tym, co można by porobić na imprezie tego typu. Osobiście jestem raczej z tych ludzi, którzy nie proponują planszówek przy takich okazjach (chociaż zdarzyło mi się i raczej nie spotkało się to z wielkim entuzjazmem — nie tylko ze strony casuali, ale również ze strony wytrawnych graczy, bo nie „spotkaliśmy się tu dla przyjemności”). Są jednak tytuły, które mechanicznie nie są niczym wybitnym, a wręcz proste, żeby nie powiedzieć prostackie, więc idealnie wpasowują się w imprezową ciężkość. Co więcej, bywają wulgarne, seksistowskie, podłe i chamskie, ale przecież co Vegas, to w Vegas, a wtedy zabawa jest najlepsza… prawda? Do tego typu tytułów należą np. Karty Dżentelmenów, czy ich pierwowzór — Cards Against Humanity i omawiane dziś Joking Hazard. Niby nikt w to nie grał lub wstydzi się o tym opowiadać, a jednak wszyscy wiedzą, o co chodzi…
Dziś opowiemy wam o nowej (na polskim rynku) grze tej samej kategorii wydanej w Polsce przez Czacha Games – Joking Hazard. Jest to gra inspirowana Cyanide & Happiness. Tytuł jest przeznaczony wyłącznie dla osób pełnoletnich w liczbie przynajmniej trzech. Występuje w nim przemoc, seks i wulgarne słownictwo, więc na serio – nie zapraszajcie do stołu młodszych graczy.
Jak wszystkie gry z tej kategorii, ta również jest bardzo prosta, a głównym celem jest dobra, chociaż kontrowersyjna zabawa. Bo przecież na tego typu imprezach najczęściej panuje klimat, w którym raczej nie mamy ochoty na szczególnie intensywne móżdżenie, więc zabawa tej wagi może być odpowiednia.
Rozgrywka przebiega w następujący sposób: wybieramy sędziego (tytuł ten jest przejściowy i zmienia się co rundę), który odsłania jedną kartę ze stosu. Jeżeli jest ona czerwona, to pozostali gracze wykładają po dwie karty z ręki, które razem z wyłożoną wcześniej kartą stworzą historyjkę (czerwona ją zakończy); jeżeli karta ze stosu będzie zwykła (czarna ramka), to sędzia dokłada drugą kartę, a celem graczy będzie dorzucenie najlepszego zakończenia historii. W obu przypadkach sędzia wybiera najlepszą kartę lub karty, które stworzyły najzabawniejszy, najtrafniejszy i/lub zapewne najbardziej hardcorowy komiks. Zwycięzca zgarnia swoje karty (lub kartę). Ten, kto uzbiera trzy (chociaż można ten limit oczywiście zwiększyć) – wygrywa. Proste? Proste. I takie ma być.
Pudło jest solidne, więc nie ma co się bać, że zostanie zniszczone, przynajmniej w krótkim czasie. To samo tyczy się kart, których jest aż 350. Co prawda te najlepiej by było zakoszulkować, bo mimo dobrej jakości, różne rzeczy mogą się z nimi zadziać, ale obawiam się, że może zabraknąć dla nich miejsca w pudełku jak już to zrobimy. Z drugiej strony, to tylko imprezówka.
Teraz kilka słów o jakości żartów. Pojedyncze karty wiele nam nie powiedzą, bo to komiks buduje dowcip, chociaż wydaje mi się, że bardzo trudno ułożyć dobrą, zabawną i mocną historię. Jest wiele nijakich łączników lub puent, które owszem bywają dobre, ale tylko w bardzo konkretnym zestawieniu. Są również bardzo mocne karty, ale znowu, nie ma ich jakoś wybitnie dużo, chociaż można na nie trafić, jak się trochę tych kart przemieli. W moim odczuciu siedem kart (które dobieramy na rękę) jest to zdecydowanie za mało i warto zmodyfikować tę zasadę, by móc wybierać z większej ich liczby. Duża część kart została przetłumaczona jeden do jednego z angielskiego przenosząc na nasze podwórko oryginalny żart, który w naszym języku nie brzmi już tak dobrze. W moim odczuciu brakuje trochę polskich akcentów, chociaż wiadomo — być może chciano oddać ducha oryginału.
Nie wiem, jak często bywacie na imprezach, ale jeżeli na każdej byście wykładali Joking Hazard, to obawiam się, że mimo tak dużej liczby kart, gra mogłaby się szybko znudzić. Dlatego rekomenduję wracanie do niej co jakiś czas.
Uważam, że Joking Hazard jest bardzo dobrą imprezówką z wadami, które występują chyba w każdej produkcji tego typu. Rozgrywka jest stosunkowo powtarzalna, dobre komiksy można stworzyć, ale nie jest to najprostsze zadanie. Jak będzie mocno ogrywana, to szybko się znudzi, a karty opatrzą. Na całe szczęście trudniej jest zestawić takie same historie, bo wykładamy trzy karty, więc kombinacji jest naprawdę dużo — co nie oznacza, że wszystkie karty do siebie pasują — wręcz odwrotnie.
Jeżeli lubicie mocne, miejscami wręcz hardcorowe żarty i dobrze się bawicie przy tego typu grach na imprezach, to jest to dobry wybór. W żadnym wypadku nie jest to gra pierwszego kroku, bo jeszcze nie widziałem, by ktoś zaczął grać w planszówki, bo podobały mu się Karty Dżentelmenów.
Dziękujemy wydawnictwu Czacha Games za przekazanie gry do recenzji.
Więcej na boardgamegeek.com | Planszeo |Czacha Games
Grę kupicie tutaj:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.