7.05.2019 r. na zagramw.to kończy się kampania mająca na celu ufundowanie wydania polskiej wersji gry The Hunters A.D. 2114, czyli Łowcy A.D. 2114. Tytuł został stworzony w całości przez Mateusza Albrichta, który postanowil wydać Łowców samodzielnie pod szyldem swojego wydawnictwa, czyli Officina Monstrorum. Mateusz podesłał mi egzemplarz prototypowy do recenzji/rzutu okiem, za co mu serdecznie dziękuję. Czasu zostało niewiele, ale mam nadzieję, że jeszcze uda mi się dotrzeć do nieprzekonanych i rozwiać wszelkie wątpliwości – czy warto inwestować w Huntersów.
Łowcy A.D. 2114 jest kooperacyjną grą planszową przeznaczoną dla 1-4 graczy. Pojedynczy czas rozgrywki jest mocno umowny, ponieważ gra dzieli się dwie części (kampanii oraz misji) i praktycznie w każdym momencie można zapisać stan gry. Pojedynczy scenariusz taktyczny zajmuje od 30 do 90 min, więc jest dosyć dynamicznie, jednak to nie nimi gra stoi. Siłą Łowców jest fabuła w trybie kampanii (czyli tym, co się dzieje pomiędzy misjami). Zasady gry, mimo pierwszego wrażenia, nie są wybitnie skomplikowane. Tłumaczenie zasad towarzyszom rozgrywki nie zajęło dużo – łatwiej było pokazać na rozpoczętej rozgrywce, która ma lekkie znamiona samouczka (głównie, jeżeli chodzi o pierwszą misję).
Tak jak wspomniałem na początku, dostałem egzemplarz prototypowy, więc ciężko ocenić jakość wykonania. Jednak jak na ten moment, już jest bardzo dobrze. Grafiki na kartach, plastikowe figurki i ściany tekstu na dość wysokim poziome mówią o tym, że gorzej raczej nie będzie. Elementów jest od groma, co jest w moim odczuciu lekką przesadą (np. nie jestem do końca pewny, czy potrzeba aż takiej liczby przedmiotów/modyfikacji/broni – przynajmniej w pudle podstawowym), człowiek może się w tym na początku zgubić.
Świat Łowców to postapokalipsa po zagładzie wywołanej meteorytem. Zanim doszło do katastrofy, ludzkość opanowała robotykę w takim stopniu, by maszyny praktycznie zastąpiły przedstawicieli naszego gatunku w większości prac. Jak się pewnie jednak domyślacie, po spotkaniu z kamykiem z przestworzy ludzie stracili nad maszynami kontrolę i pochowani w schronach (by przeczekać zmiany pogodowe) zmuszeni byli spuścić swoich nieorganicznych przyjaciół ze smyczy. Co spowodowało, że szybko stali się naszymi wrogami. Po wyjściu z azylów ludzie zaczęli odbudowywać cywilizację. Praktycznie od razu zaczęły pojawiać się grupy poszukiwaczy przygód, chcących zarobić na walce z maszynami – Łowców. Zupełnie jak Wiedźmini walczący z potworami (z tą różnicą, że tamci pracują w pojedynkę), Łowcy zaczęli być wynajmowani do walki z robotami. Klimatycznie, wg mnie, bardzo blisko jest do Blade Runnera (książkowego) lub trochę neonowego Fallouta. Mam pewien problem z konsekwencją świata. Na początku otrzymujemy wytłumaczenie, że roboty przede wszystkim pomagały ludziom w codziennych czynnościach i pracy. Jednak figurki jednoznacznie pokazują, że będziemy walczyć przede wszystkim z militarnymi maszynami, które z niewiadomych dla mnie powodów mają postaci zwierząt (w dużej mierze) – goryla, ważki, pająka, czy węża. Brakuje humanoidalnych robotów – być może pojawią się w finalnej wersji gry (na co bardzo liczę).
W grze wcielamy się w tytułowych Łowców, którzy zostają zatrudnieni przez władzę New Jensen w celu rozwiązania pewnego palącego problemu dla miasta i okolic. Każdy z bohaterów posiada własną figurkę oraz planszetkę gracza, na której będzie umieszczał swoje wyposażenie (potrzebne przy realizacji misji). Opcji konfiguracji jest sporo. Możemy używać broni do walki wręcz lub palnej, dużej lub małej – większość ze spluw możemy modyfikować o np. dodatkowe magazynki, czy bagnet. Oprócz tego do kieszeni możemy wrzucić po granacie, minie, czy jakiś medykament. By się ogrzać, założymy jeden z wielu rodzajów pancerzy. No jest tego dużo – ale czy nie za dużo?
Łowcy dzielą się tak jakby na dwa tryby – kampanii oraz misji. Główną siłą napędową gry, jest tryb kampanii, a ten fabułą stoi. Będziemy podróżować między lokalizacjami (oraz miejscami wewnątrz nich), spotykali się z przeróżnymi postaciami, którzy niczym w grach RPG, będą zlecać nam zadania, czy naprowadzać na (lub utrudniać nam) znalezienie poprawnych tropów. Dawno nie widziałem takiej ilości tekstu w grze planszowej. Jeżeli chodzi o rozwój fabularny, oparty jest on na paragrafowym doborze kart. W czasie gry (już od samego początku) będziemy mogli, a raczej musieli dokonywać wyborów i to czasami niełatwych. Zaskakujące (i budujące) jest to, że nie nie opierają się one tylko na tym, w którą stronę pójdziemy, ale również, w jaki sposób zareagujemy np. na pyskówkę jednego z bohaterów niezależnych. Co więcej, w grze będą pojawiać się tzw. spotkania losowe, poprzez dobieranie kolejnych kart podczas podróżowania między lokacjami i miejscami. Nie zaszedłem jakoś wybitnie daleko, ale powiem wam, że Mateusz i spółka czują bluesa postapokalipsy i gra pod tym względem wydaje się naprawdę dobra. Jest to dowód na ogrom pracy włożony przez autorów w ten tytuł.
To wszystko pokazuje, że Łowcy są grą jednorazową – no prawie. W grze mamy dwa zakończenia, a podczas jednej kampanii rozgrywamy jedynie połowę dostępnych misji, więc zabawę można powtórzyć, dokonując innych wyborów. Nie ma jednak możliwości zagrania misji pojedynczej. Na szczęście, wydaje się, że gra starczy nam na długo. Rozgrywka kończy się w jednym z dwóch momentów – albo po minięciu 60 dni w grze (co tak szybko się nie dzieje), albo po zakończeniu głównego wątku fabularnego.
Misje, mimo że są bardzo ważne, mam wrażenie, że stanowią jakby dodatek do całej reszty. Jest to tryb taktyczny, w którym będziemy ścierać się z różnej maści przeciwnikami, ratowali niewinne osoby itp. W wersji prototypowej otrzymujemy 47 scenariuszy – dużo! A dodatkowo powiem, że każdy może mieć inne warunki – różne kafle, pogodę i cele. Zasady tego trybu są dość intuicyjne, mimo że elementów dostajemy dość dużo- pełno żetonów, figurki, karty przeciwników i cały stos kafli i elementów planszy. A do tego, jeżeli dodać wspomniane już multum przedmiotów, które może nieść nasz łowca – wow, jest tego sporo.
Każdy z łowców może wykonać dwie akcje, wybierając z podstawowych (ruch, atak wręcz, interakcja z otoczeniem) lub akcji kart (które dają więcej możliwości). No właśnie – kart. Każdy z bohaterów ma swoją talię, którą wraz ze zdobywaniem doświadczenia będzie rozbudowywał i ulepszał. Karty zbudowane są dwóch części – akcji oraz reakcji lub wzmocnienia. Możemy je zagrać na jeden z tych trzech sposobów. Sam w Gloomhaven nie grałem, ale doszły mnie słuchy, że tam sytuacja wygląda podobnie.
Między misjami będziemy mogli rozbudować swoją bazę, by móc tworzyć (tak, jest mechanika craftingu) coraz to lepsze przedmioty – bronie, apteczki, dodatki do broni, pancerze itd. Cały ten sprzęt będzie nam potrzebny na misjach.
Łowcy A.D. 2114 wydaje się bardzo porządną grą kooperacyjną. Gratką dla wszystkich graczy lubiących postapokalipsę oraz nacisk na fabułę. Jeżeli nie przeszkadza wam jedno(dwu)razowość tytułu, to tym bardziej powinniście zastanowić się nad jego zakupem. Cena, która obecnie widnieje na stronie z “nagrodami” zbiórki, czyli – 328 zł za tę liczbę elementów i wspomniane już wcześniej – ściany tekstu, nie wydaje się wygórowana. Osobiście jestem pod wrażeniem, jak to wszystko zostało zaprojektowane, i pod względem treści, jak i wykończenia (już prototyp wygląda dobrze) oraz zasad – które, mimo wszystko, są dość proste.
Dziękujemy wydawnictwu Officina Monstrorum za przekazanie prototypu do rzutu okiem (recenzji?)
Kampania trwa na zagramw.to.
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.