Nie jestem fanem imprezówek, ani prostych gier familijnych czy wakacyjnych. Jakoś zawsze stroniłem od recenzowania, czy nawet grania w tytuły tego typu. Jednak są wakacje, pomyślałem więc, że spróbuję czegoś luźniejszego. Dostałem pakiecik gier tego typu do recenzji i zabrałem się do pracy. Na pierwszy rzut wziąłem „Qwirkle Karciane” – nie znałem wersji oryginalnej, ani kościanej (a są takie), więc podszedłem do tej produkcji w roli totalnego świeżaka. Zapraszam do lektury mini-recenzji tej mini-gry.
„Qwirkle Karciane”, autorstwa Susan McKinley Ross, oryginalnie zostało wydane przez Schmidt Spiele w Polsce przez lubujące się w takich tytułach G3. Karcianka przeznaczona jest dla od 2 do 4 graczy w wieku przynajmniej 8 lat. Jedna rozgrywka powinna nam zająć do 30 min., a przy rozegraniu skrócimy ten czas spokojnie o połowę.
W pudełku znajdziemy 108 kart oraz instrukcję – niewiele. Co jest akurat zaletą tej gry, bo przez to jest bardzo mała – mieści się w kieszeń i spokojnie będziemy mogli w nią zagrać w dowolnej przerwie podczas wakacyjnego „nicnierobienia”.
Karty różnią się od siebie kolorami i/lub symbolami. Jakość wykonania, jak to w kartach – raczej standardowa nie ma się do czego przyczepić. Jedynie czarne tło powinno pomóc w odczytywaniu symboli, jednak przy późnej porze i n’tym piwku fioletowy może się zlewać.
Celem gry jest ułożenie jak największej ilości zestawień (po 6) kart z różnymi symbolami w tym samym kolorze lub z tymi samymi symbolami w różnych kolorach. I to praktycznie tyle. Kto zbierze więcej takich zestawów – wygrywa. Gra jest banalnie prosta do nauczenia, ponieważ zasad jest naprawdę niewiele.
Żeby gra nie była dla was zbyt losowa (bo taka może się wydawać), trzeba obserwować przeciwników. Co wykładają, do czego zbierają, jakie karty już są na stole i jakie mogą się pojawić. Wiadomo, trochę od szczęścia w doborze zależy, jednak jeżeli dobrze obserwujemy przeciwników (i siebie samego), to możemy to wrażenie losowości zmniejszyć. Jeżeli ktoś lubi lekkie główkowanie (i gry na spostrzegawczość, bo czasami znaleźć symbol/kolor w ręku/na stole jest trudno), to Qwirkle powinno mu się spodobać.
Ja, tak jak pisałem, podszedłem do gry totalnie na sucho i tak samo sucho od tej gry odszedłem. Jest w porządku, ale niczego mi nie urwało. Może dlatego, że takich logicznych zabaw entuzjastą nie jestem. Gra jednak wydaje się idealna na wakacje – jest mała i szybka. Jeżeli nie mamy czasu na dłuższe granie, to by odskoczyć trochę od klasycznych gier karcianych, można spróbować właśnie Qwirkle’a, szczególnie, że jakoś wybitnie droga nie jest.
Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.
Dziękuję sklepowi Aleplanszowki.pl za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.
2-4 Graczy | ok. 15-30 min. | 8 + |
Plusy:
|
Minusy:
|
Więcej na: boardgamegeek.com
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.