
Upadek Imperium… brzmi jak coś dużego. Jakaś duża, wymagająca gra (anty)cywiliazyjna, albo jakieś area control. A co, jeżeli jest to dość szybki i mały abstrakt? No właśnie, bo tak właśnie jest. Lucky Duck Games wrzuciło na polski rynekt tytuł, w który będziemy mogli doprowadzić do upadku „wielkiego” imperium w 45-60 min. A komu uda mu się to najgorzej – czyli wybroni się przed upadkiem najbardziej — wygrywa. No okej, to sama gra, a jak wyglądają komponenty? Bardzo dobrze. Nawet bardzo. Spójrzcie sami.



Na początek kafle lokacji. Wąskie, ale dzięki temu zajmują dość mało miejsca — co jest konieczne, bo wykładamy je obok siebie. Gruby karton, przyjemne dla oka grafiki. Można by się pokusić o większe zróżnicowanie, bo się powtarzają, ale i tak jest bardzo dobrze i bardzo czytelnie. O jakości kartonu nie wspomnę, bo jest świetny.



Dalej mamy karty Katastrof, które będziemy dobierać w miarę rozwoju/upadku naszego imperium. Są szerokości kafelków lokacji, więc ich nie zakoszulkujecie — ale nie martwcie się, są porządnie wykonane i powlekane.
Poniżej plansza, która wskazuje fazę gry i ile zostało do końca gry oraz drewienka.




Zasłonki graczy z wyjaśnieniami zdolności kart oraz żetony zasobów. Jakość jak wszystko inne — bardzo wysoka.





Na ostatnim zdjęciu karty Konfliktów. Tu mamy rozmiar standardowy.
Na uwagę zasługuje insert i pojemniki. Wieczka, wycięcia. Wszystko ma swoje miejsce. Kart nie trzeba koszulkować, więc producent nie przewidział większej przestrzeni pod to. Klasa. Gra jest naprawdę dobrze wydana, za co LDG powinny należeć się brawa. Mam nadzieję coraz częściej widywać tak dobrze wydane planszówki.



Dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games za przekazanie egzemplarzy do prezentacji.



Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.