Co się stało, że dopiero kilka tygodni po recenzji autorstwa Gekona robimy unboxing gry Yokohama? Odpowiedź jest prostsza, niż sądzicie — bo pudło z grą dopiero wpadło w moje łapki. Skoro zagadka już rozwiązana, to serdecznie zapraszam do zapoznania się fotkami zawartości pudełka gry oraz krótkim opisem. Yokohama to stosunkowo prosty i solidny eurasek. A co, jeżeli chodzi o jakość wykonania?
Wydawca pokusił się o funkcjonalny insert z wieczkami, więc na wstępnie już duży plus. Drugi za to, że dorzucił duże karty pomocy dla każdego z graczy. Jak widzicie, początek jest całkiem nieźle. Jak dorzucimy do tego, że dostajemy dwuwarstwowe planszetki graczy i kafle z wycięciami, by drewienka po nich nie latały. Można? Można.
Ogólnie wszystko, co wyciskamy z kartonowych wyprasek, mogłoby być ciutkę lepszej jakości — co widać już przy samym wyciskaniu, bo elementy mogą łatwo się porwać i zostaje po nich sporo kartonowego pyłu (zauważalnego nawet na zdjęciach). Nie jest tak, że jest jakoś tragicznie, ale warto to zaznaczyć. Same ilustracje są dość oszczędne i proste.
O żetonach już wspomniałem, więc napomknę o drewienkach — o których trudno cokolwiek napisać, poza tym, że są i że jest ich dużo.
Karty, jak to karty w produkcjach tego typu — są funkcjonalne — i dobrze. Mogłyby być ładniejsze, bo ta ceglana ramka jest dość paskudna.
Yokohama nie wyróżnia się jakoś wybitnie na tle konkurencji jeżeli chodzi o jakość wykonania. Mocno punktuje funkcjonalnym insertem i dwuwarstwowymi planszetkami oraz kaflami. Czy to może was przekonać do zakupu? Najważniejszy i tak jest gameplay.
Dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games za przekazanie egzemplarzy do prezentacji i recenzji.
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.