Zombie – temat niemal tak samo nośny jak kotki w internetach. Szczególnie jeżeli chodzi o gry komputerowe (bo fajnie jest móc przygotować się na apokalipsę zombie siedząc przed monitorem, wpieprzając chipsy i popijając przy tym jakiś napój gazowany o ciemnym zabarwieniu), ale również filmy, seriale, książki i oczywiście gry planszowe. Temat tak bardzo wsiąkł już w popkulturę, że nawet nikomu nie trzeba tłumaczyć, czym wspomniane zombie jest. A jest przecież, czymś zupełnie dla człowieka nienaturalnym – nie dość, że jest „nieumarłym” (lub jak kto woli „żyjącym” – trupem, to jeszcze – kompletnie nie myśli. No i odcięcie ręki, nie oznacza, że ta ręka nie zdoła cię złapać za nogę. Może właśnie dlatego, Zombie są tak bardzo spoko.
Zombicide: Czarna Plaga nie jest pierwszą grą z serii Zombicide. Wcześniejsze części (i dodatki do nich) działy się w „świecie rzeczywistym” w obecnych czasach. Mieliśmy więc do czynienia z klasycznym podejściem do zombiaków, coś jak w serialu The Walking Dead. Czarna Plaga dzieje się w świecie fantasy – mamy więc magię (i magów), elfy, krasnoludy, miecze itd. Jest mocno generycznie.
W tej grze wcielimy się w zwykłych mieszkańców pewnej fantastycznej krainy. Budzą się oni pewnego dnia w swoich łóżkach i spostrzegają, że coś jest mocno nie tak – na ulicach nie ma nikogo „żywego”. Gdy zauważają pierwszego zombiaka, chwytają za broń (bo tego po poległych żołdakach jest pełno – nieumarli nie używają mieczy). Co się stało?! Tego od razu się nie dowiadują, jednak wiedzą tyle, że będę musieli odrąbać tysiące trupich łbów, zanim zdołają dotrzeć do rozwiązania tej zagadki.
Zombicide: Czarna Plaga jest grą kooperacyjną (pełną – wszyscy gracze grają do jednej bramki) autorstwa trójki panów – Raphaël Guiton, Jean-Baptiste Lullien oraz Nicolas Raoult. Oryginalnie została wydana przez CMON, a za sprawą Portal Games, gra trafiła na półki polskich sklepów – najpierw stacjonarnych, a od czerwca będzie dostępna w ofercie sklepów internetowych. Jest ona przeznaczona dla 1-6 graczy, a pojedyncza rozgrywka trwa ok. 60 min. – chociaż te dwie ostatnie rzeczy są mocno uzależnione od scenariusza, w który zagramy (są nawet misje trzygodzinne).
Miałem okazję zagrać w ten tytuł na tegorocznym (2018) Portalconie – jednak nie byłem po tej przygodzie mocno zachwycony – albo średnio mi wytłumaczono zasady, albo sami czegoś nie ogarnęliśmy – no i scenariusz był dość prosty, przez co nudnawy. Wszystko przełożyło się na to, że jakoś wybitnie nie czekałem na premierę Czarnej Plagi. Jednak z każdym kolejnym dniem lekko zmieniałem swoje nastawienie – czytałem recenzje, słuchałem opinii innych – były one zgoła inne od tego, co odczuwałem na imprezie Portalowej. Czy moje podejście do gry się zmieniło, po rozegraniu kilkunastu rozgrywek w domowym zaciszu, wśród swoich znajomych?
ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE
Gdy podniesiemy wieko pudła, poza długą jednak intuicyjną instrukcja (wraz ze scenariuszami), naszym oczom pojawi się drugie pudło. Po co? Pozwala w pudle utrzymać porządek i trzyma kafle planszy w należytym porządku. Jak otworzymy wewnętrzne pudełko, zobaczymy, jak to w standardzie ma w zwyczaju – figurki w plastikowej (cienkiej) wyprasce. Niestety średnio funkcjonalnej, ponieważ nie wyobrażam sobie, że po każdej rozgrywce mam chować zombiaków do poszczególnych miejsc… Szybko się więc wspomnianej wypraski pozbyłem, ponieważ nie jestem świrem na punkcie „ocierania się” figurek o siebie – w woreczku będzie im razem przyjemniej. Wspomniane plastikowe figurki są zrobione na świetnym poziomie – mimo, że są dość małe, to mają bardzo wiele szczegółów, w tym widoczne różnice na twarzach. Nie jest to oczywiście poziom bitewniaków, ale o czym my rozmawiamy? Dostajemy 65 figurek w grze za ok. 250-350zł – a nie jest to jedyny element tej gry. Oprócz ich do małego pudełka wrzucono karty (zombiaków i ekwipunku) dość solidne, ale będziemy nimi obracać często w dłoniach, więc warto pomyśleć o koszulkach; kostki sześciościenne (klasyczne, bez fajerwerków); karty postaci oraz planszetki na postać (świetnie zaprojektowane – inni producenci mogliby poważnie zastanowić się nad podobnymi rozwiązaniami, ponieważ to, co dostajemy przy tej produkcji, jest godne uwagi) i stos żetonów (drzwi, krypt, celów, namnażania zombie itp.). Pod „pudełkiem w pudełku” znajdziemy kafelki planszy (dwustronne), które są zabezpieczone zręcznym plastikowym „zapychaczem”. Ogólnie jakość wykonania stoi na dość wysokim poziomie, ilustracje są ładne, karty czytelne – nie ma się do czego przyczepić.
ROZGRYWKA
Tak jak napisałem wcześniej – gracze wcielają się w postaci/bohaterów. W ilu? Niestety zależy to od scenariusza, co może spowodować sytuację, w której jeden gracz będzie kontrolował kilku bohaterów. Na szczęście, ogarnięcie wielu postaci nie jest mocno problematyczne, poza tym, że nie będziemy mogli mocno wkręcić się w nie – pod względem immersji. Dość spora wada pojawia się w sytuacji odwrotnej – gdy gramy w pełnym składzie. Otóż w tej grze dosyć łatwo zginąć i to nawet w początkowych rundach gry – nie jest to oczywiście norma, ale może się tak zdarzyć. Jeżeli gramy w komplecie, to nie mamy postaci zastępczej dla pechowca, któremu zginął bohater – przez co zmuszony jest on czekać do zakończenia rozgrywki lub zajęcia się czymś innym. Na szczęście sama gra długa nie jest.
Gdy już wybierzemy swoje postaci, dobieramy sprzęt początkowy (różne bronie mają różne statystyki i możliwości), w międzyczasie rozłożymy plansze (i elementy na niej wg. wytycznych scenariusza), ułożymy stosy żetonów, ustawimy figurki bohaterów na planszy, a zombi obok niej – zaczyna się gra. Na początku jest dość spokojnie, szczególnie dlatego, że w pierwszej rundzie nie ma zombi od razu na planszy. Jednak z czasem, podczas kolejnych rund pojawia się ich więcej… coraz więcej – Musimy je zabijać, bo jeżeli doprowadzimy do sytuacji, w której zombiaków będzie tak dużo, że będziemy bali się do nich podejść – niechybnie zemrzemy.
No okej, ale jakie mamy fazy?
Faza Graczy – jak sama nazwa wskazuje, w tej fazie ruszają się bohaterowie kontrolowani przez graczy. Co taki bohater w swojej rundzie może zrobić? Oczywiście, przemieszczać się po planszy i atakować, ale również wymieniać się przedmiotami z innymi śmiałkami, wyważać drzwi i przeszukiwać pokoje, które się za nimi kryją, a nawet hałasować, by zwabić w naszą stronę truposzy. Niby niewiele, ale wystarczająco dużo, by gra była po pierwsze dynamiczna, a po drugie niepozbawiona ducha gry taktycznej. Gdy wywalimy z impetem drzwi, w środku namnożą się Zombie. Ile? No właśnie – nie wiadomo. Jest to losowane za pomocą karty „Zombie”, która w zależności od poziomu doświadczenia (tak, nasze postaci będą awansować na wyższe poziomy doświadczenia, przez co będą mogli korzystać z lepszych umiejętności), wskaże nam ile w danym pomieszczeniu, pojawi się zombiaków – liczy się poziom jednego z bohaterów (najbardziej doświadczonego) – im wyższy – tym więcej/trudniejsze zombie się pojawia. Niezbędne będzie przeszukiwanie pomieszczeń. Nasze startowe przedmioty są dobre na początkowe tury, jednak szybko powinniśmy je zastąpić czymś innym – dwuręcznym mieczem, mocniejszym czarem, jakąś kuszą, czy nawet jakimś artefaktem (których w sumie jest za mało, bo tylko dwa – serio?!). Akcje są proste, łatwe do wykonania i intuicyjne. Za każdym razem, gdy coś robimy (no prawie za każdym) wytwarzamy hałas. Jeżeli Zombie nikogo nie widzą, to idą w kierunku, jak to określono w instrukcji „najgłośniejszego posiłku” – to samo w sumie się dzieję, gdy widzą kilka grup bohaterów – im głośniej, tym smaczniej.
Faza Zombie – gdy wszystkie postaci graczy wykonają swoje akcje, zaczynają się ruszać zombiaki – najpierw aktywują się te, które są na planszy (mogą się przemieścić lub gdy są na polu z figurką gracza, mogą zaatakować, ), następnie namnażają się kolejne – w taki sam sposób jak te w budynkach – za pomocą kart Zombie, za każdą strefę namnażania. Zarówno w Fazie Zombie, jak i w Fazie Graczy, podczas namnażania zombie, możemy dociągnąć bardzo ciekawe karty (poza standardowymi) – Nekromanta (pojawia się specjalna figurka Nekromanty, która może mocno namieszać), Abominacja (na plansze wskakuje wielki bydlak, którego cholernie ciężko zatłuc oraz Podwójne Namnażanie (które powoduje to, że w tej strefie namnażania/pokoju nie pojawia się żadne zombie, ale w kolejnej strefie/budynku dobieramy dwie karty – dwa razy więcej zombiaków w jednym miejscu, jest dwa razy trudniej ubić.
Faza Końcowa – porządkowa – czyścimy znaczniki hałasów – przekazujemy znacznik pierwszego gracza. Tyle.
Jak walczymy? Każda broń ma swoje statystyki, które mówią, iloma kostkami rzucamy i jaki wynik na kostce oznacza obrażenia z broni (też mogą być różne) – więc jest ameri. Mnie to leży, ale jestem pewien, że przeciwnikom turlania lub losowości ogólnie, może się to nie podobać.
Mamy kilka rodzajów zombi – szwędaczy (najłatwiejszy cel), biegaczy (szybki, więc dość niebezpieczny cel), grubasów (ciężkich do zabicia, więc na początku trzeba ich unikać), wspomnianą abominację (praktycznie niemożliwą do zabicia) oraz również wspomnianego nekromantę (wychodzi on ze swojej dodatkowej strefy), który będzie próbował uciec do jednej ze stref namnażania zombi (co spowoduje, że ta jego strefa zostanie na planszy na stałe). Na szczęście po jego ubiciu, możemy jedną ze stref zlikwidować.
Prosto? Docelowo tak. W dodatku, szybko i dynamicznie. W pierwszych rozgrywkach mogą pojawić się wątpliwości, szczególnie jeżeli chodzi o system namnażania, czy działanie Nekromanty – przynajmniej tak było u nas.
PODSUMOWANIE
Zombicide: Czarna Plaga to ameritrash w najczystszej postaci – jest dużo losowości (kości i karty), dużo klimatu (chociaż często zapomina się o nim przez to, że dzięki losowości i tematowi samych zombiaków – jest śmiesznie), są figurki świetne ilustracje. Na szczęście to wszystko nie przykrywa taktyki w grze. Wiadomo, nie jest to bitewniak, czy nawet takie Imperium Atakuje, ale dzięki temu, że zasady są tak proste, rozgrywka jest bardzo dynamiczna, to poziom jeżeli chodzi o ilość i trudność decyzji taktycznych, które musimy podjąć podczas gry, jest odpowiedni. To ma być dobra zabawa, która musi nam dawać przyjemność – i daje. Jedyny mój przytyk dotyczy skalowalności, która nie do końca istnieje – mamy określoną liczbę bohaterów w scenariuszu – nie mniej, nie więcej. Jeżeli graczy będzie na styk – to jak postać zginie, jeden gracz będzie się nudził. Z drugiej strony, jeżeli graczy będzie mało, to ogarnięcie większej liczby postaci może do trudnych nie należy, ale na pewno nie jest to banalne, jak i za bardzo przyjemne.
Zombicide: Czarna Plaga to świetna gra kooperacyjna z zacięciem taktycznym, która daje masę dobrej zabawy i (przypadkowo lub nie) – generuje dużo śmiesznych sytuacji. Stałem się jej wielkim fanem.
Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.
Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przesłanie egzemplarza gry do unboxingu oraz recenzji.
1 do 6 Graczy | 1-2 h. |
10+ |
Plusy:
|
Minusy:
|
Więcej na: boardgamegeek.com | Portal Games
Grę kupicie tu:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.