Na wstępnie chciałbym przeprosić za ten clickbaitowy tytuł, jednak idealnie spasował mi on do obecnej jakości artykułów prasowych, jak i do problemu, który chciałbym przedstawić.
Otóż przy okazji premiery gry Mezo od Portal Games, po raz kolejny wysypał się temat jakości niektórych komponentów (i kompletności zawartości pudełka). Gra cierpi na syndrom, o którym wspomniałem w recenzji – chujowej jakości wybranych komponentów już po stronie producenta i oryginalnego wydawcy. Ale tylko wybranych, bo ogólnie gra prezentuje się całkiem nieźle i jest bardzo dobra.
Nie jest to oczywiście jedyny przykład – można by wspomnieć o kilku innych, a nawet wymieniać bez końca, jednak nie o to chodzi. Chodzi o problem ogólny, a nie przykłady.
Jeżeli jakikolwiek wydawca decyduje się na wpuszczenie na rynek produktu, który jest gorszy jakościowo (i nie może w tym temacie już nic zrobić, bo produkcja figurek nie jest zależna od niego), to musi wziąć na klatę to, że niektórym klientom nie będzie się to podobało. Bez względu na to, kto jest za to odpowiedzialny, to polscy wydawcy muszą zdawać sobie sprawę, że klienci im płacą za produkt i to właśnie na nich będzie spadać wina i krytyka za taki obrót spraw. Nieważne jak wygląda produkcja, gdzie komponenty są drukowane itd. Płacę – wymagam.
Problem pojawia się przy grach wszystkich wydawców – wydajesz więcej, bardziej skomplikowane gry, więc bierzesz na siebie ryzyko pojawienia się wspomnianych problemów. Jeżeli do tego dojdzie błąd w tłumaczeniu, źle zredagowana instrukcja, no to możesz spodziewać się tego, że zanim zauważysz cokolwiek, stosy będą już się palić, a ty poczujesz pieczenie na stopach.
W jednym z komentarzy broniłem wydawcy, że to nie do końca ich wina i problem nie jest tak wielki – bo to prawda – jednak w przypadku połamanej włóczni, słabszej jakości kart (akurat w moim przypadku dodrukowywane karty do dodatku God Pack mają świetną jakość, więc tu problemu nie widzę), niepełnego kompletu elementów (nieważne jak mało ważnego), klient ma prawo upomnieć się o pełnowartościowy produkt – bo tym są gry planszowe. One nie są tylko grą, która ma służyć graniu, ale są również produktem, za który płaci się określoną cenę i w tej cenie klient oczekuje otrzymać coś, na co umawia się z wydawcą/producentem.
Rozwiązaniem problemu mniej ważnych elementów (kosteczek), byłoby informowanie o minimalnej liczbie danego komponentu, np. min. 50, a celowanie w 53, by przy braku jednego czy dwóch, nikt nie byłby obrażony.
Oczywiście najczęściej nie są to wielkie problemy i kompletnie niepotrzebne są te wielkie dramy na fejsbukach, czy innych twitterach, jak to bardzo ludzie zostali ponownie oszukani przez danego wydawcę, bo nie ma jednej kosteczki lub figurka się złamała w transporcie. W takim przypadku rzeczywiście wystarczy reklamacja bezpośrednio u wydawcy i sprawa załatwiona. Szczególnie gdy wydawnictwo zauważy problem (jeżeli jest powszechny) i spróbuje jakoś go rozwiązać – wrzucając poprawioną kartę, erratę do instrukcji itd. Jest to produkt niepełny lub uszkodzony – bez komentowania jak głupie jest dosyłanie jednej kostki – powinno to zrobić. Ponownie – to oni odpowiadają za produkt, który trafi do klientów, nieważne kto zawinił – czy oryginalny wydawca, czy Chińczyk, czy oni sami.
Sytuację można porównać do zakupu samochodu, tyle że skala w przykładzie jest oczywiście o wiele większa, bo ceny są wyższe. Kupujemy sobie auto, świetne – bardzo dobrze jeździ, jesteśmy mega zadowoleni z jego wygody, osiągów, nawet z radia, które brzmi świetnie. Jednak ktoś zapomniał włożyć takiej zaślepki w desce rozdzielczej. W niczym to nie przeszkadza, jeździ się tak samo przyjemnie… no może poza tym, że mamy świadomość, że ta zaślepka tam powinna być i strasznie nas to boli.
Osobiście nie jestem zwolennikiem bicia piany przy takich akcjach i sam nigdy żadnej afery nie wywołałem przy podobnych sytuacjach – nie widzę takie potrzeby – figurki prostuję w ciepłej wodzie, karty koszulkuję, a brak małoważnego elementu oleję. Oczywiście pomarudzę sobie trochę pod nosem, ale tyle – i nic więcej.
Podsumowując, mimo tego, że wydaje się, że problem jest błahy i kompletnie nie ma sensu się nim zajmować (z punktu widzenia wydawcy), to (z punktu widzenia klienta) już taki nie jest, szczególnie gdy produkt nie jest tani (jednak cena nie ma tu nic do rzeczy). To nie jest wina klienta, że chińczyk dał ciała, że oryginalny wydawca zdecydował się na taką jakość, że w końcu coś przyjechało wybrakowanego lub połamanego – płacimy i chcemy dostać produkt adekwatny do ceny, w dobrej jakości i kompletny.
No i na koniec dodam, że wydawcy robią kawał dobrej roboty, sprowadzając na nasz rynek świetne gry w naszym języku. Wątpię, by produkcja niskiej jakości komponentów w większości przypadków była zamierzona, o błędach nie wspominając. Pamiętajmy, że zarówno klient, jak i wydawca mają swoje oczekiwania (jakości produktu/wielkości sprzedaży), jednak jedno z drugim bardzo się łączy, a klienci głosują portfelem.
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.