Gdy byłem mały, to kilka razy przewinęły się w telewizji stare filmy od Universal Studios (lub ich urywki) z klasycznymi potworami, które oczywiście już wtedy były kultowe, jednak nie wiedziałem jak bardzo. Znałem istoty (z zupełnie innych źródeł) takie jak Hrabia Drakula, Wilkołak, Mumia, czy inne podobne. Dopiero po latach dowiedziałem się, skąd się wzięły, a raczej co zrobiło z nimi powyższe studio, że ich wersje filmowe stały się tak ważne dla popkultury i historii kina grozy.
Horrified to kooperacyjna gra dla 1-5 osób, w której wcielamy się w bohaterów, próbujących pokonać potwory znane nam z klasycznych filmów wyprodukowanych przez Universal Studios. Wydawca nie podał jednoznacznie, kto jest autorem gry, jednak na BGG możemy znaleźć informację, że za produkcję odpowiedzialny jest zespół Prospero Hall. Zarówno za wersję oryginalną, jak i polską odpowiada wydawnictwo Ravensburger, co może trochę sugerować, do kogo kierowany jest tytuł – szerszej grupy odbiorców. Czy rzeczywiście Horrified jest przeznaczony dla masowego profilu gracza? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie.
Rozgrywka
W Horrified gra się stosunkowo prosto. Pojedyncza tura gracza podzielona jest na dwie fazy – Bohaterów oraz Potworów. W pierwszej aktywny gracz wykonuje akcje – przemieszcza się, pomaga mieszkańcom, podnosi przedmioty, wymienia się nimi z innymi bohaterami, wykonuje swoją akcję specjalną lub akcję zadania z arkusza danego potwora. No i oczywiście, jeżeli status zadania na to pozwala, może spuścić łomot potworowi. W fazie potworów będziemy dorzucać przedmioty na planszę, aktywować wydarzenie (jeżeli potwór, którego dotyczy, bierze udział w grze) oraz aktywować wybrane potwory – przemieszczać je w kierunku najbliższej postaci (bohatera lub mieszkańca) i ją atakować – co może doprowadzić do jej śmierci, a w rezultacie podniesienia poziomu terroru, który jak wskoczy na 8 pole, powoduje przegraną graczy. Tyle.
Jednak zanim pogramy, wybieramy potwory – mają one różne poziomy trudności, a im więcej ich dobierzemy, tym bardziej sobie utrudnimy – co jest fajnym zabiegiem zwiększającym w prosty sposób regrywalność. Każdy z nich ma inne zadanie (czasem również inne przygotowanie do gry, a nawet specjalną zdolność), które musimy wykonać, by móc ich pokonać (np. Drakuli należy rozwalić trumny, a Mumii rozwiązać łamigłówkę). Karty potworów bezpośrednio odnoszą się do konkretnych monstrów, więc jeżeli wrzucimy ich do gry więcej, tym częściej będą się aktywowały, a na planszy będzie więcej rozwałki. Talia potworów również może wygenerować przegraną bohaterów, bo jeżeli się wyczerpie – czas się skończy, bohaterowie padną z wycieńczenia, a mieszkańcy uciekną… i potwory będą mogły zamieszkać w ich domach, spać w ich łóżeczkach, robić sobie śniadanko w ich kuchniach i jeść z ich miseczek.
Kluczem zarówno do wykonania zadań, jak i później do pokonania potworów, są przedmioty, które generowane są na początku gry i na początku fazy potworów co turę gracza. Przedmioty ciągniemy z wora i odkładamy do konkretnych lokacji (są opisane na żetonie przedmiotu). Ekwipunek jest podzielony na trzy typy: czerwony (broń), niebieski (naukowy), żółty (duchowy) – to czy jest to pistolet, latawiec czy czosnek nie ma znaczenia, Ważna jest jednak „siła” danego przedmiotu, bo często musimy odrzucić te, które razem będą miały minimum siłę X w danym kolorze. Po odrzuceniu przedmiotu możemy również wyparować jedną ranę, którą potwór od czasu do czasu będzie skłonny nam zadać przy ataku. Jeżeli tego nie zrobimy, to zostaniemy pokonani – co zwiększy poziom terroru, a my w kolejnej turze wystartujemy z pola “Szpital”.
Jak to w kooperacji bywa, mamy trochę losowości – kostkami rzucają potwory przy zadawaniu obrażeń, dobieramy losowo przedmioty. Również dwie talie kart – potworów i bonusów (które dobieramy, przy dostarczeniu mieszkańców w bezpieczne miejsce), to generatory losowości – jednak jest ona w zupełności zdrowa. Trochę mniej radośnie jest przez brak losowości podczas ubijania potworów – wiesz, ile jakich przedmiotów musisz zebrać, więc, gdy już się wykona zadanie (co jest bardzo ciekawe), to samo zabicie potwora emocjonujące nie jest, przez co końcówka, przynajmniej na niższych poziomach trudności, jest nudnawa – co możemy naprawić zwiększając poziom trudności i dostając łupnia dużo wcześniej, niż zakładaliśmy.
Gra jest (jak widzicie) banalnie prosta, jeżeli chodzi o zasady. Powiedziałbym, że jest takim drugim krokiem, zaraz po Catanie, czy innym Pandemiku, by wejść w świat gier planszowych. Ma kilka dość ciekawych rozwiązań, które dają już trochę smaczków znanych z bardziej rozbudowanych nowoczesnych planszówek.
Wykonanie
Jeżeli chodzi o wykonanie to jest stosunkowo wysokiej jakości, chociaż przy wyciskaniu żetonów zdarzyło się kilka lekko naderwać, więc mam pewną wątpliwość co do tego elementu. Karty można, ale nie trzeba koszulkować. Poza tasowaniem na początku gry, nie będziemy ich mielić w dłoniach. Figurki potworów “są” (urocze) i tyle mogę o nich napisać – przy tej grze nie spodziewałem się jakości CMON, czy Awaken Realms. Dostajemy również worek do wyciągania przedmiotów, co nie zawsze jest standardem (patrzę na FFG) i wystarczającą ilość podstawek pod bohaterów i mieszkańców, co też nie jest standardem (patrzę znowu na FFG). Do plusów w tym temacie dorzucę również planszę, która zarówno świetnie się składa, jak i leży na stole (zdarzyło mi się ostatnio przy niektórych tytułach, że odstawały od powierzchni – wilgoć w transporcie lub w przechowywaniu). Zawartość pudła musimy trzymać w woreczkach (których producent nie dorzuca), bo kartonowa wypraska raczej nie spełnia swojej roli, przynajmniej wystarczająco dobrze.
Regrywalność
O regrywalności już trochę napisałem – zwiększamy ją mieszając potwory i zwiększając ich liczbę – utrudniając sobie zwycięstwo. Jednak myślę, że jest ona ograniczona. Mamy tylko 6 potworów (no okej, 7 bo jeszcze Frankensteina i jego żonę) i 7 bohaterów – bez zapowiedzi dodatków (przynajmniej u nas). Myślę, że po kilkunastu, może kilkudziesięciu rozgrywkach gra może się już trochę znudzić.
Skalowanie
Gra, przez swoją budowę rundy, skaluje się bardzo dobrze. Zarówno solo, jak i w piątkę gra się w podobnym tempie, tyle że downtime skaluje się razem z liczbą graczy, przez co w większym gronie trochę się na swoją turę czeka. Gra jest jednak dość szybka (do godziny), więc nie powinno to być za bardzo odczuwalne.
Podsumowanie
Horrified jest bardzo fajną, zgrabną i szybką grą kooperacyjną ze świetnym (chociaż nie jakoś bardzo odczuwalnym) klimatem, która może zarówno wprowadzić nowych graczy do świata gier planszowych, jak i pokazać nowe/inne mechanizmy tym, którzy już co nieco go poznali. Dość dobrze się skaluje, jest regrywalna (chociaż myślę, że dodatki z potworami mogłyby się przydać), a wykonanie jest na wysokim poziomie. Polecę każdemu, kto nie ma, a potrzebuje tytułu o takim profilu.
Dziękujemy wydawnictwu Ravensburger za przekazanie gry do recenzji.
Zalety
- proste zasady i niski próg wejścia
- stosunkowo dobry balans losowości z jej brakiem
- ciekawe mechanizmy zadań doprowadzających do możliwości pokonania Potworów
- bardzo dobrze się skaluje
Wady
- same ubijanie potworów jest policzalne, przez co brakuje mu emocji (ale doprowadzenie do korzystnej sytuacji, by było to możliwe, jest jak najbardziej emocjonalne)
Więcej na boardgamegeek.com | GramywPlanszówki | Ravensburger
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.