Minerały to nowa, debiutancka gra planszowa autorstwa Magdaleny Śliwińskiej. Projekt ten był pracą dyplomową na katowickim ASP, a więc atakuje nas swoją nieprzeciętną estetyką, która z pewnością nie jest zbyt oczywista w środowisku planszówkowym. Planszę bowiem składamy z niemal 120 kafli o różnokolorowych barwach, z czego każda symbolizuje inny, uzbrojony w charakterystyczną, nieznaną nienaukowym laikom nazwę, minerał. Paczka z grą przyszła do mnie wraz z obrazkiem i liścikiem narysowanym przez autorkę własnoręcznie. Idąca w parze ze śliczną grafiką róży, kartka z wiadomością, głosi, że zamysłem gry było pokazanie, że gry planszowe i sztuka mogą iść ze sobą w parze. Cóż… co więc mam do powiedzenia na temat tej pozycji ja? Nie znam się ani na grach, ani na sztuce, a więc jestem do recenzowania personą niemalże idealną. Sprawdźmy, co ma dla nas ten gorący tytuł.
Po otwarciu pudełka naszym oczom ukazuje się kilka plików kart, pionki z przyssawkami oraz ładny, pachnący nostalgią, bawełniany woreczek, skrywający w sobie wspomniane wcześniej, kolorowe kafle. Estetyka, jaką przedstawiają te ostatnie, zdecydowanie skłania do uznania. Można być wielbicielem nowoczesnych bohomazów, jak i miłośnikiem klasycznej sztuki, ale przyznać należy, że płytki są po prostu ładne. Po przejrzeniu ich zabrałem się do przejrzenia instrukcji, którą miałem nadzieję przelecieć oczami, aby czym prędzej rozpocząć rozgrywkę. Czy forma, w jakiej został napisany przewodnik po zasadach, okazała się na tyle przystępna, aby mi to umożliwić?
Instrukcja jest całkiem intuicyjna i pozwala na ogarnięcie zasad w mniej niż 20 minut. Dowiadujemy się z niej, że gra polega na przesuwaniu pionków po polach i podbieranie z każdym rozpoczęciem nowego ruchu, kafla na którym stoimy. W zależności od jego koloru możemy poruszyć się od 1 do 5 pól. Każdy rodzaj spośród nich (występują: biały – wollastonit, niebieski – kianit, różowy – turmalin arbuzowy, czarny – antracyt, złoty – aurypigment) jest punktowany inaczej, a gdy posiadamy w naszej kolekcji większą ich ilość, możemy je wymieniać na zestawy ujawnione nam na kartach kolekcji, które są punktowane wyżej niż kafle zliczane pojedynczo. Grę ułatwiają nam narzędzia, których możemy używać w zamian za stratę punktów i kafli. Wpływają one na rozgrywkę i nieraz potrafią obrócić jej bieg o 180 stopni. Jednak musimy być ostrożni – nie chcemy ich nadużywać i skończyć grę z okrągłym zerem na koncie. Gra kończy się w momencie, gdy pionek nie ma możliwości dalszych ruchów. Ok, to pokrótce, a tymczasem – jak się gra?
Nie czarujmy się, nie znajdziemy tu żadnego klimatu. Gra to po prostu mechanika wyliczania możliwości ruchu w zależności od położenia pionka. Praktykujemy tu więc myślenie kilka ruchów w przód i przewidywanie posunięć przeciwników. Istotne w planowaniu jest także odcinanie od planszy kolejnych elementów, w ramach pozbywania się kafli-łączników większych części planszy z mniejszymi. Spora część taktyki to kombinowanie o podbieraniu kafli w dopasowaniu do kart kolekcji. Dzięki takiemu myśleniu możemy nabić naprawdę dużo więcej punktów, a w skutku zdeklasować rywali. Czas gry to około 20-30 minut, choć sądzę, że przy większej liczbie graczy (a możemy grać maksymalnie w 5 osób) możemy go skrócić do 10-15 minut. Taka forma sprawia, że może to być pozycja idealna na imprezę ze znajomymi czy rodziną, która nie jest zaznajomiona z grami planszowymi.
Jako rodzic muszę też napomnieć o podanych w instrukcji wariantach, które przystosowują grę dla najmłodszych. Przy uproszczeniu zasad, polegających na pomijaniu kart kolekcji i dokładnego zliczania punktów po grze, możemy zagrać już z pięcio-, sześcioletnim dzieckiem. Nie da się ukryć, że ładna forma podania i jaskrawe kolory, pozwalają dziatwie z łatwością zagłębić się w świat zdobywania minerałów. To bardzo duży plus, za który autorce serdecznie dziękuję. Poszerza on grupę graczy o często pomijaną grupę wiekową. Brawo.
Moja końcowa ocena poszybuje gdzieś powyżej połowy wykładni. Bardzo podoba mi się estetyka, która może niejednego faktycznie zachwycić. Plusem jest prostota zasad i fakt, że wysoce prawdopodobne jest zainteresowanie tym tytułem nieplanszówkowych mugoli. Dodatkowy punkt w ocenie pojawia się też w związku z dostosowaniem gry do najmłodszych.
W kwestii wad, to jest to także prostota. O ile w niezaawansowanym gronie może być błogosławieństwem, tak u osób ogranych może wywoływać nudę. Mamy tu do czynienia bowiem z czymś na kształt bardzo rozbudowanych warcabów. Średnio podpadł mi też proces budowania planszy, polega on na zestawieniu ze sobą ponad setki kafli, co może trochę zmęczyć i ująć entuzjazmu przed grą.
Ogólnie rzecz biorąc, jako debiut, jest to udana pozycja. Być może nie jest to planszówkowe Kill’em All, ale na pewno plasuje się gdzieś wśród lepszej stawki. Gratuluję Magdalenie udanego początku. Sądzę, że jeżeli nie zrezygnuje z tworzenia, na pewno na jej koncie zagości jakieś poważne karierowe opus magnum. Liczba opinii jest przytłaczająco dobra, a wydawca także dobrze dba o marketing, a więc wiatr w skrzydłach z pewnością się pojawił – ja czekam na kolejną grę do recenzji.
Dziękuję również wydawnictwu IUVI za przekazanie gry do recenzji.
Zalety:
- prostota,
- wygląd,
- pionki z przyssawkami ułatwiające przechwytywanie kafli,
- tryb dla dzieci,
Wady:
- zbytnia prostota.
Więcej na: boardgamegeek.com| IUVI Games
Grę kupicie tutaj:
Przedsiębiorca, miłośnik rzeczy, które nikogo nie obchodzą. Czasem coś tam pogra, ale z reguły przegra…