Co do jakości ostatnich seriali Netflixa można mieć poważne wątpliwości. Wydaje się, że platforma ma już za sobą najlepsze lata i tylko czasami wypuszczają coś naprawdę dobrego. Takim czymś był pierwszy sezon Stranger Things (kolejne bywały różne, a o ostatnim się nie wypowiem, bo jeszcze nie zdążyłem go zobaczyć, mimo wielkiego hype’u w necie). Trzeba przyznać, że było to coś jednocześnie świeżego i nawiązującego do “pięknych lat młodości”, a raczej do produkcji grozy/SF z czasów naszego (mojego) dzieciństwa – takich jak Goonies, To (oraz innych filmów na podstawie Stephena Kinga), a nawet Obcego, Koszmaru z ulicy Wiązów, czy E.T. Jest to też wielka gratka dla poszukiwaczy easter eggów. Sam serial mocno opiera się na kulturze geekowskiej i być może nie ma w nim planszówek (w tamtym czasie nie były aż tak popularne), ale za to główni bohaterowie pykają w Dungeons & Dragons, czyli najbardziej popularnego RPGa wszech czasów.
Stranger Things: Atak Łupieżcy Umysłów to gra imprezowa dla 4-10 osób oparta, oczywiście, na wyżej wymienionej franczyzie. Zasady są banalnie proste, więc do gry można usiąść z dzieciakami (temat można zmienić lub omówić, a grafiki nie są przerażające) nawet młodszymi, niż określa wydawca – 10 lat. Pojedyncza rozgrywka trwa do 20 min, no, chyba że ekipa nam się wybitnie rozgada, ale to może nam się przydarzyć przy każdej imprezówce. Za produkcję odpowiada Joey Vigour (który nie jest znany mi z żadnych wybitnych tytułów), w oryginalnie gra została wydana przez Repos Production, a w Polsce przez Rebel Games.
No dobrze, jak wygląda mechanika? Po przeczytaniu instrukcji od razu przyszły mi do głowy takie świetne tytuły jak Avalon, The Resistance czy inne wariacje Mafii. Otóż na początku gry każdy z nas dostaje kartę tożsamości: Gofra – symbolizującego dzieciaka, lub Łupieżcę Umysłów – oznaczającego tożsamość opętanego. Tych drugich będzie tym więcej, im więcej gra osób. Jak pewnie się domyślacie, opętani będą starali się przekabacić na swoją stronę pozostałych, a dzieciaki po „dobrej stronie” spróbują sklepać tych pierwszych – a przynajmniej tych, których za takich uważają.
Jak to się robi? Ano co rundę będziemy przekazywać swoim sąsiadom karty. Gdy ktokolwiek uzbiera trzy karty Łupieżców, staje się opętany (i zaczyna grać z drugą drużyną). Jeśli zaś uzbiera trzy karty Silnego ciosu, staje się nieprzytomny i wypada z gry (nawet jak był dobry). Do czasu uzbierania 3 kart danego rodzaju możemy niwelować te karty innymi (Pomocna dłoń kontruje Silny cios, a karta Wspomnień kontruje Łupieżcę), aby dłużej utrzymać się w rozgrywce. Oczywiście, jak pewnie się domyślacie, gra opiera się na blefie, więc będziemy mogli wykorzystywać swoje umiejętności przekonywania do skierowania rozgrywki na właściwe (dla siebie) tory.
W grze występują jeszcze dwa rodzaje kart – Gofry, które mają znaczenie jedynie przy serii gier (dają punkty i wygrywa ten, który uzbiera ich najwięcej), oraz Spotkania (które trochę mieszają w rozgrywce i po rozegraniu trzeciego kończymy grę).
Jak widzicie, gra nie należy do skomplikowanych, ale to dobrze – imprezówki takie powinny być. Jest szybko i dość sprytnie. Odbiór gry może być mocno zależny od grupy– fani Stranger Things raczej bardziej ją docenią, mimo że temat gry i grafiki mogłyby być o czymkolwiek, bo mechanicznie Atak Łupieżcy Umysłów niewiele ma wspólnego z samym serialem. Gracze muszą również lubić gry oparte na ukrytych tożsamościach i blefowaniu – tu wciskanie kitu i szukanie ściemy są kluczowe, więc nie ma opcji tego uniknąć. Nie jest to jednak, na szczęście, coś brutalnego (jak bywa chociażby w Grze o Tron, gdzie można rozbić największe przyjaźnie) – głównie dlatego, że gra jest szybka i niezobowiązująca. Podczas rozgrywki musimy zawierzyć pozostałym, że będą uczciwi – nie jest to wada, ale zapewne dość poważne wyzwanie w co niektórych grupach – gdyż głównie po ich deklaracjach dowiemy się, czy stracili przytomność lub czy najpierw zostali w pełni opętani, a dopiero później dobrali kartę Wspomnienia – bo tu kolejność ma olbrzymie znaczenie. Jeżeli ktoś ma tendencje do kłamania (również niezgodnie z zasadami), to będzie miał podczas rozgrywki w ten tytuł olbrzymie pole do popisu.
Największą jednak wadą jest to, że występuje mechanizm eliminacji gracza (w momencie utraty przytomności). Na całe szczęście sama rozgrywka nie jest długa, jednak przy dużym pechu (lub mniej przychylnych kumplach), może się to zdarzyć prawie na samym początku rozgrywki, co już takie zabawne nie jest. A co lepsze, może się to zadziać, tylko dlatego, że nasi sąsiedzi nie mieli nam nic innego do oddania, więc kolejny raz możemy mieć zwyczajnego pecha, co zwiększa moje odczucia, że w samej grze nie ma wielkiego kombinowania czy poczucia wpływu.
Wykonanie jest dość wysokiej jakości i mimo tego, że, jak wspomniałem, mogłaby być to gra o wszystkim, to jednak ilustracje na kartach czy żetonach postaci robią robotę i trzyma się te elementy na rękach lub przed sobą z wielką przyjemnością Sama jakość kart mogłaby być jednak lepsza. Jak widzicie na zdjęciach, produkt prezentuje się świetnie (szczególnie na naszej przepięknej macie od Playmaty.eu, ale nie mam wątpliwości, że u was na stołach będzie równie dobrze).
Stranger Things: Atak Łupieżcy Umysłów to tytuł dla osób lubiących imprezówki oparte na blefie takie jak Avalon. Trzeba pamiętać, że do stołu siądziemy w minimum 4 osoby – skaluje się bardzo dobrze. Gra ma swoje wady, jednak w gronie dobrych znajomych nie powinny one stanowić większego problemu. Temat nie jest jakoś wybitnie powiązany z mechaniką (no okej, może trochę), ale, jak wiecie, w imprezówkach nie jest to główny element, z którego czerpie się najwięcej frajdy. Nie jest to jednak gra pierwszego wyboru przy produkcjach tego typu (te już wymieniłem wcześniej).
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie do recenzji.
Więcej na boardgamegeek.com | GramywPlanszówki | Rebel
Grę kupicie tutaj:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.