Rzadko się zdarza, że na naszej stronie ląduje recenzja tak małej gry. Zwyczajnie jesteśmy fanami gier ciężkich i nie za często mamy możliwości zagrania w jakąś maliznę. Zamiast przerywników wolimy mięso. Czasami zdarza się jednak sytuacja, że już nic nie zmieścimy, mamy jeszcze chwilę, pojawia się jakiś trunek lub zwyczajnie chcemy czegoś lekkiego — w moim przypadku takie momenty pojawiają się coraz częściej, gdyż małe dzieciaki dają popalić, więc próbuję wkręcić w planszówki moją małżonkę. Wtedy, jeśli mamy możliwość, sięgamy po coś lajtowego — imprezowego lub rodzinnego, byle szybkiego.
Pandemia, pandemia… ktoś to jeszcze pamięta? No właśnie, już jakby pod względem epidemicznym znormalniało, przypadków COVID-u nie ma aż tak dużo, cholerstwo jest pod kontrolą. Można się już z tego śmiać, bo wirus jest już w odwrocie… najlepiej na jakiejś małej imprezie wśród dobrych znajomych.
Wirus! jest grą karcianą wagi imprezowej dla 2 – 5 osób, której autorami są Domingo Cabrero, Carlos López, Santi Santisteban. Za polskie wydanie odpowiada wydawnictwo Muduko. Pojedyncza partia nie powinna zająć więcej niż 20 min, a często może potrwać kilkukrotnie krócej. Tytuł jest banalnie prosty, więc można spokojnie siadać do stołu z dzieciakami w wieku nawet przedszkolnym. Pytanie, jak im potem wytłumaczysz, że przez dwa lata chodziły w maseczkach i starały się unikać wirusa, a w grze rozsiewają go, aż miło i świetnie się przy tym bawią. No okej, Wirus! też opowiada o tym, że szczepionki/leki działają.
W grze będziemy próbowali zebrać zestaw czterech zdrowych lub wyleczonych organów. Uzyskamy to, gdy w pewnym momencie w swojej strefie wyłożymy karty serca, mózgu, kości oraz żołądka i nie będą one przykryte żadną kartą wirusa. W międzyczasie inni gracze będą je zarażali, na co my będziemy odpowiadali szczepionkami, by się wyleczyć. Jeżeli wyłożymy z rzędu dwie szczepionki, to staniemy się odporni na zarażenie. Jak wyłożymy dwa wirusy z rzędu na jeden organ, to przeciwnik musi go odrzucić.
Runda wygląda bardzo prosto – wykładamy jedną kartę, do siebie lub na organ przeciwnika, i dobieramy kartę. Koniec. Dobrać możemy organ, wirusa, szczepionki (wszystko w czterech kolorach lub w opcji kolorowego jokera) lub zabieg. Ten ostatni może wywrócić grę do góry nogami, a mamy ich kilka rodzajów. Możemy ukraść komuś organ, zamienić się całym zestawem kart, lub tylko jednym itp. Opcji jest kilka.
Gra jest bardzo losowa, bo dobieramy jedną kartę i jedną wykładamy. Na szczęście prawie zawsze możemy coś zrobić. Prawie, bo nie zawsze. Szczególnie, gdy nabierzemy pełną rękę organów. Mechanika pozwala odrzucać niepotrzebne karty, ale jednak wciąż opieramy swoje decyzje, na dość ubogim dociągu.
Na całe szczęście, nie jest to gra wielka, a wręcz przeciwnie. Szybko się ją składa i rozkłada, a głównym założeniem jest dobra zabawa i wredne podkładanie kłód pod nogi przeciwników. Negatywna interakcja, na tyle lekka by nie robiła krzywdy i na tyle bezczelna i bezpośrednia, by sprawiała radość. To chyba największa zaleta tego lekkiego tytułu.
Wirus! skaluje się dość dobrze, chociaż wydaje mi się, że najwięcej zabawy jest w większym gronie. Głównie dlatego, że panuje większy chaos i nie jesteśmy nad nim w pełni zapanować. Oczywiście, może pojawić się sytuacja, że wszyscy dowalają jednemu, ale przez to ktoś może szybko wygrać. Po jednej partii jest jednak to korygowane i skupienie współgraczy powinno się rozproszyć na wszystkich.
Jeżeli lubisz wredne i małe gry, nie przeszkadza ci losowość, a głównie liczy się śmiech i dobra zabawa, to Wirus! jest tytułem dla Ciebie.
Dziękujemy wydawnictwu Muduko za przekazanie gry do recenzji.
Zalety:
- Lekkie, wredne i przyjemne
- Generuje smutek/złość na twarzy przeciwnika, a przy okazji nie niszczy przyjaźni i nie rozbija związków
Wady:
- Mocno losowe
Więcej na boardgamegeek.com | Muduko
Grę kupicie tutaj:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.
Małe dobre gry to skarb. Zabierzesz je wszędzie, nie trwają za długo a dają dużo radości.
To prawda, chociaż osobiście z ich dobroci za często nie korzystam 🙂 /trx