Mam wrażenie, że w ostatnim czasie pojawia się więcej produktów w temacie szpiegowskim. Nie jest to może zasada, a tylko chwilowe zwiększenie natężenia, ale coś jest na rzeczy. Również gry planszowe dostały ostatnio kilka tytułów o tej tematyce – przede wszystkim warto wspomnieć o Pandemicu Legacy: Sezonie 0, czyli w moim odczuciu najlepszej części świetnej serii gier, która (można powiedzieć) zapoczątkowała modę na gry legacy. A co powiecie na grę planszową na mechanice Detektywa (od Portal Games) właśnie w takich klimatach?
Jak dobrze wiecie, jestem fanem gier z serii Detektyw: Kryminalna gra planszowa autorstwa Ignacego Trzewiczka, Przemysława Rymera i Jakuba Łapota. Co prawda, żaden z dodatków i Sezon 1 nie zrobił na mnie takiego samego wrażenia, jak kampania podstawowa (być może dlatego, że autorem scenariuszy w dodatkach nie był Przemek Rymer), ale bardzo cenie sobie wszystko, co wokół tych mechanizmów powstaje.
Wiedeński Łącznik, jest narracyjną i jednocześnie dedukcyjną grą planszową dla 1-5 graczy w klimatach szpiegowskich, dziejąca się w czasach Zimnej Wojny, a dokładnie w 1977 roku w Europie. Wcielamy się w komórkę CIA – grupę SAP i próbujemy rozwikłać kilka różnych spraw – nie stricte kryminalnych, a właśnie politycznych, w których niezbędna jest obecność szpiegowska.
W pudle standardowych wymiarów znajdziemy:
Talię kart tropów – które są trzonem gry. Będziemy je dobierać, gdy wybierzemy, czym nasi agenci powinni się zająć. To one powiedzą nam o konsekwencjach i dalszych tropach. W Wiedeńskim Łączniku znajdziemy tylko jedną talię, mimo że misji mamy cztery, co sugerować może, że czasami, jedna karta może dotyczyć kilku misji – nie są one całkowicie oddzielne. Dzięki tej talii pierwszym skojarzeniem są gry paragrafowe, jednak w Wiedeńskim nie dostaniemy informacji – wygrałeś, przegrałeś – nie czytając karty, a dedukując i odpowiadając na pytania w Raporcie Końcowym, który musimy wypełnić po każdej misji.
Treści na kartach są napisane poprawnym językiem – nie uświadczyłem błędów, wszystko jest w klimacie. Nie ma też błędów technicznych/logicznych, które mogłyby wprowadzić agentów w ślepą uliczkę.
Akta – w Detektywie akta miały formę linków w aplikacji, co było wygodne, ale czasami gra traciła na klimacie (nie zawsze, bo często odczytywane akta miały być plikami cyfrowymi). W 1977 komputery nie są czymś powszechnym, więc twórcy zdecydowali się na dorzucenie akt w formie drukowanej. Cała teczka została przygotowana mocno w klimacie – dostajemy wycinki gazet, akta osobowe, zdjęcia, dokumenty. Jestem pod olbrzymim wrażeniem, szczególnie że ich fizyczność bardzo ułatwia ich przeglądanie.
Plansze misji – w Wiedeńskim zmienił się trochę system odmierzania czasu. W Detektywie pójście danym tropem i odczytanie karty, a raczej wykonanie jakiejś czynności było odmierzane godzinami. W Wiedeńskim planszetka misji jest podzielona na strefy, w których działamy – Biała – bezpiecznie, biura CIA i takie tam; Niebieska – strefa publiczna, media; Żółta – światek przestępczy i policja; Czerowna – wywiad/kontrwywiad wroga. Za każdym razem – odkrywając kartę tropów – zakreślamy (tak piszemy po plaszetkach, więc raczej tej gry nie sprzedamy) odpowiednie pole przy odpowiedniej strefie – zwiększając tym samy tzw. zaświetlenie (czyli widoczność naszych agentów – jest to grypserka szpiegowska). Jeżeli nie mamy już miejsca na dalsze akcje w tej strefie, musimy zaznaczyć uniweralną – strefę Człowieka w Czerni. Gdy zakreślimy wszystkie pola w tej strefie – gra się kończy, a my musimy wypełnić Raport końcowy. Powiem szczerze, że jest to bardzo fajne rozwiązanie, robiące jednocześnie dwie rzeczy – zwiększające immersje i świetnie wpasowujące się w klimat, a przy okazji ułatwiające wybór – mamy tylko jedno miejsce i tylko w białym, więc bierzemy trop, który jest w tej strefie.
Znaczniki– czyli w zasadzie standard. Drewniane znaczniki, które symbolizują nasze zasoby, umożliwiające nam wykonanie jakichś akcji, czy operacji (o tym za chwilę).
Instrukcja – tym razem, nie mam się do czego przyczepić w instrukcji. Została napisana w sposób przemyślany i wszystko jest jasne. Nie wiem oczywiście, czy jest przejrzysta dla osób niegrających wcześniej w Detektywa, ale w Wiedeńskim jest klika rzeczy mocno rozróżniających tę grę od poprzedników z serii i nie miałem większych problemów ze zrozumieniem zasad.
Koperty Misji – które zawierają elementy, konieczne do przygotowania danej misji. Sprytne rozwiązanie, pozwalające zachować w tajemnicy wszelkie informacje, które byłyby odsłonięte, gdyby nie wrzucenie ich w koperty. Poza oczywiście wprowadzeniem do misji dostajemy karty operacji – specjalnych akcji, które możemy odpalić po wydaniu odpowiednich zasobów – co odpali odpowiednie efekty, często dość mocno wpływające na rozgrywkę.
To, czego nie dostaniemy, a pojawiło się w poprzednich produktach serii gier opartej o system Detektywa i wydaje się, że jakby dodano to tutaj, to produkt w ogóle by nie stracił – wręcz przeciwnie:
Brak funkcjonariuszy/agentów – nie jest to jakaś wielka rzecz, szczególnie że rola kart funkcjonariuszy z Detektywa byłą mocno ograniczona – do akcji specjalnej. Tu tych akcji nie mamy, nie mamy więc też agentów do wyboru.
Brak fotografii – jestem zdania, że w tej serii fotki powinny być dodawane do każdego produktu. Nawet jeżeli dedukcji jest mniej lub dostajemy fotki w aktach, to jednak wydaje mi się, że po pierwsze – niektórzy mają ochotę budować sieć powiązań między postaciami, a po drugie – mocno zwiększa to immersję i pozwala sobie wyobrazić sytuacje z postaciami, których spotykamy na swojej drodze.
Wielu z was narzeka na, to gdy w grach trzeba korzystać z aplikacji. Mnie one osobiście nie przeszkadzają, nawet często rozumiem ich zastosowanie i dzięki nim, wydaje się, że niektóre produkty nie mogłyby w ogóle powstać. No, ale nie po to się siada do stołu, by gapić się w ekran. W Wiedeńskim Łączniku również doświadczymy aplikacji, jednak w dużo mniejszej ilości, niż w Detektywie. Większość rzeczy została przeniesionych do wydrukowanych akt, ale są rzeczy, które można znaleźć w aplikacji (nagrania z rozmów – bardzo mocno budują klimat, ale mamy transkrypcję również w formie akt, więc na spokojnie wszystko możemy przeczytać), a niektóre tylko tam je wprowadzamy (tzw. układanki, które decydują o skuteczności zagłębienia w fabułę, rozszyfrowanie zagadek i rozpoznanie wroga). W aplikacji również mamy możliwość przeskoczenia zagadek, (które znajdziemy podczas gry, a okażą się za trudne) oraz konieczność wypełnienia Raportu końcowego, który powie nam o tym, w jakim stylu zakończyliśmy misję. Niestety sama aplikacja, w momencie, kiedy grałem (również po jej oficjalnej premierze), była mocno niedopracowana i co chwilę pojawiał się na stronie jakiś błąd (testy robiliśmy na różnych przeglądarkach, a nawet komputerach) – z krzakami developerskimi, znikającą belką nawygiacyjną, czy nie zapisanymi wprowadzonymi danymi włącznie. Po pierwszym błędzie postanowiliśmy wszystko zapisywać w notesie (głównie rozwiązania układanek), by w razie błędu móc wszystko wprowadzić od nowa. To oczywiście nie powinno mieć miejsca przy produkcie, który już pojawił się na rynku, więc wielki apel do Portalu – ogarnij się, to nie jest Cyberpunk 2077.
Podczas rozgrywki trafimy na różnego rodzaju łamigłówki, które mają podbić klimaty szpiegowskie. Przed każdą misją otrzymamy kartę deszyfrującą, której będziemy używać (w dość banalny sposób, ale autorzy postawili na grywalność, a nie hardcorowość), przy odczytywaniu zakodowywanych wiadomości. Oprócz tego, od czasu do czasu, przyjdzie nam zmierzyć się z dość prostą, łamigłówką liczbowo-matematyczną, w której będziemy musieli odnaleźć brakującą liczbę w ciągu. Nie są to, może wybitne i mega ciekawe rozwiązania, ale dodają smaczku, co zwiększa immersję.
Najważniejszą rzeczą, na którą wyraźnie postawili autorzy, jest fabuła i budowa świata – oraz sposób jego przedstawienia. Historia opiera się na prawdziwych wydarzeniach, więc dzięki grze zapoznajemy się z bardzo ciekawą częścią naszej historii, o której najpewniej większość z nas w ogóle nie miała pojęcia. Wszystko to zostało nam zaprezentowane i wyłożone na najwyższym poziomie. Przez to jednak mam wrażenie, że cierpi poziom trudności, który w mniemaniu naszej grupy, mocno się obniżył. Oprócz tego wydawało nam się, że karty tropów prowadzą nam nas za rączkę i nie mamy wielkiego wpływu na to, które karty będą odsłonięte, bo i tak większość z nich odczytamy – nie tak, jak to miało miejsce w Detektywie, gdzie wielu rzeczy musieliśmy się domyśleć (wydedukować), bo znaczna część kart nie została odkryta. W przypadku Wiedeńskiego Łącznika autorzy chcieli wycelować w grupę trochę mniej doświadczonych graczy, niż w Detektywie, którzy chcieli popłynąć z fabułą, a nie rozgryzać skomplikowane zagadki nią rządzące. Jednak nie zrozumcie mnie źle – banalnie nie jest.
Na koniec dodam, ważną rzecz, o której zdecydowanie powinniście wiedzieć. Autorzy, pewnie trochę na siłę, by zmniejszyć odsprzedaż na rynku wtórnym, zdecydowali się na pewne rozwiązania legacy – każąc pisać po niektórych elementach – głównie po kartkach – planszetkach misji. Nie jest to konieczne, bo zamiast pisać, możecie użyć jakichkolwiek znaczników z innych gier, by w ten sposób nie zniszczyć żadnych elementów i spokojnie swój egzemplarz odsprzedać – bo jest to gra jednorazowa i nie nadaje się do ponownego rozegrania.
Kampanię rozgrywałem w grupie trzyosobowej i wydaje się, że w takim gronie sprawdza się idealnie – każdy miał jakąś rolę – jedna osoba robiła notatki, druga obsługiwała talię i kartę deszyfrującą, trzecia akta + aplikację. We dwójkę, by było trochę za mało, a w czwórkę za gęsto, ale to tylko moje domysły.
Muszę przyznać, że mimo wad – prowadzenia za rączkę i problemów z aplikacją – bawiłem się przednio. Oczywiście do podstawowego Detektywa grze troszkę daleko (chociaż, jeżeli chodzi o klimat, jest nawet lepiej), to jest to przeżycie, którego warto doświadczyć. To jak wyjście na dobry film do kina – tylko my jesteśmy aktorami…, a scenariusz napisał ktoś, kto się na tym zna.
Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Zalety
- Genialny klimat i świetna fabuła
- Wykonanie na najwyższym poziomie
- Szczegóły, szczególiki świetnie zwiększające immersje
Wady
- Gra trochę prowadzi za rączkę
- Sztucznie dodane mechanizmy legacy
- Aplikacja, która przez długi czas nie działała we właściwy sposób (po premierze)
Więcej na: boardgamegeek.com | Portal Games
Grę kupicie tutaj:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.