Wysypało Zombicidami pod koniec roku. Superbohaterowie, wcześniej kowboje, a nawet dodatki do drugiej edycji. Te gry są do siebie podobne, dobrze je znamy i duża część z nas bardzo je lubi. Pojawił się jednak produkt zupełnie inny — wykreślanka, która z Zombicide ma wspólny tylko tytuł i to, że tłuczemy nieumarłych. Miałem już przyjemność przygotować unboxing oraz napisałem dla was pierwsze wrażenia. Znajdziecie je na Facebooku. Jeżeli wciąż wam mało, to zapraszam do lektury niniejszej recenzji, bo temat lekko rozwinę.
Zombicide: Broń w Dłoń to w pełni kooperacyjna gra wykreślana dla 1-6 osób. Rozgrywka trwać będzie około 30 min, a do stołu może zasiąść młodzież w wieku ok. 8 lat, chociaż ze względu na tematykę zombie można by tę poprzeczkę trochę podnieść (według pudełka nawet do 14 lat, ale nie przesadzajmy).
Piękne twe lico, kochanie. Niegdyś było
W małym pudle znajdziemy przede wszystkim kwadratowe karty, po których w znakomitej większości będziemy pisać mazakami, więc wykonano je dość porządnie i polakierowano. Mamy również większe karty Bossów (abominacji) oraz Ocalałych wykonanych w ten sam sposób. Dołączono standardowe dla gier wykreślanych mazaczki z gąbeczkami. One nigdy na wybitnie długo nie wystarczały lub wysychały, ale jest to swoisty standard, który jakoś się sprawdza. Kart oczywiście nie będziemy koszulkować, bo będziemy po nich pisać, więc problem zmieszczenia zabezpieczonych kart w oryginalnym insercie nie występuje.
Gra pod względem graficznym mocno odbiega od tego, co widywaliśmy w oryginalnych Zombicide. Jest trochę „wybuchowo”, jest inny styl ikonek i trochę inna kreska.
Ratatatataa!
Gra dzieli się na dwie duże rundy. Każda z nich na 9 tur, podczas których będziemy używać naszego arsenału, by pozbyć się w pierwszej rundzie lgnących do każdego z nas zombiaków, a w drugiej również bossa, czy jak kto woli abominację.
Tura rozpoczyna się od odsłonięcia karty, która określa jakiej broni możemy użyć. Każdy z bohaterów ma zestaw czterech z nich (w tym jednej ulubionej), zadającej obrażenia w określony sposób — umożliwiają wykreślenie na karcie zombie pól o konkretnym wzorze. Jeżeli wykreślimy wszystkie pola, to go zabijemy — usuniemy go ze ścieżki, którą do nas idzie i dostaniemy możliwość ulepszenia broni, co zwiększy jej efektywność. Gdy przy ataku skreślimy symbol pancerza, to zwiększymy naszą odporność; a gdy symbol amunicji, to będziemy mogli od razu lub w przyszłości skreślić dodatkowe pojedyncze pole. Ważną sprawą jest skreślanie gwiazdek, które określają siłę ataku zombiaka, więc jeżeli chcemy dotrwać końca gry, to warto je zdejmować w pierwszej kolejności, bo mocno to osłabi siłę rażenia wrogów.
Przeciwnicy będą przesuwać się wzdłuż naszej planszetki, by na jej końcu się zatrzymać i nas tłuc w sile wspomnianych nadrukowanych i nieskreślonych gwiazdek. Oczywiście nasze bronie będą pozwalały na wiele rzeczy. Niektóre będą odrzucały wrogów, inne raziły kilku na raz lub przy okazji bossa. Opcji jest wiele i to cieszy.
Pod koniec rundy pojawią się nowe zombiaki, w liczbie zależnej od poziomu trudności, który sobie określimy. Niektóre z nich będą silniejsze, ze specjalnymi cechami — te mogą nam trochę poprzeszkadzać.
W drugiej rundzie pojawi się Boss. Będzie przechodził między Ocalałymi i bił każdego po kolei. Nasz cel to się go pozbyć, a co za tym idzie, skupić swoją uwagę, w dużej części, na nim, kosztem tej, którą powinniśmy mieć skierowaną na pozostałych przeciwników. Jak się domyślacie, abominacja jest trudniejsza do zabicia, bo ma więcej pól, mocarne umiejętności i mocniej bije.
Losowość, regrywalność, skalowanie i negatywna interakcja
Jak to w kooperacjach i w grach z marką Zombicide w tytule bywa, jest losowo, ale tak ma być. To ma być radosna napieprzanka, w tym przypadku wykreślana. Mamy losowy dociąg zombiaków, a nawet broni, których możemy użyć — okej, w tym drugim przypadku możemy domyślić się, która będzie dla nas dostępna wraz z kolejnymi turami, bo kart tur jest ograniczona liczba, a co za tym idzie, możemy np. ulepszyć bronie, których jeszcze nie używaliśmy.
Co do regrywalności, to mam pewne obawy. Wraz z kolejną rozgrywką pojawiała się powtarzalność i mimo tego, że mamy kilku Ocalałych i Bossów, a co za tym idzie różny arsenał, a sama talia zombiaków jest dość gruba, to jednak robimy bardzo podobne rzeczy, które nie są jakoś emocjonujące. Dlatego polecam od razu podnieść poziom trudności, albo nawet nie zaczynać z łatwego, by poczuć wyzwanie, co może trochę tę regrywalność podnieść.
Nie mam kompletnie potrzeby grać w więcej niż jedna, maksymalnie dwie osoby. Skalowanie jest praktycznie żadne i zmienia się tylko to, że Boss przechodzi z Ocalałego na Ocalałego i trzeba go próbować wspólnie tłuc — no i bronić się indywidualnie przed zombiakami, które na każdego z nas idą. Natomiast nie ma wielkiej potrzeby współpracy, przez co Zombicide: Broń w dłoń okazuje się kolejną grą solo z opcją na więcej osób.
Co do negatywnej interakcji, to oczywiście jej nie ma — to pełen koop, więc nie ma o czym pisać.
Podsumowanie
Zombicide: Broń w dłoń to dość fajna i sprytna wykreślanka, która dość mocno różni się od gier tego typu — mamy kooperację i zabijamy zombiaki. Oczywiście nie czuć tu wielkiego klimatu walki z nieumarłymi, ale umówmy się: w dużych Zombicide’ach robotę robiły figurki — tu ich, z wiadomych względów, nie ma. No, ale ma być tanio, szybko i dynamicznie — tak jest. Od razu siądźcie do normalnego, albo nawet wysokiego poziomu trudności, by poczuć wyzwanie. Gdy usiądziecie do łatwego, to może wydawać wam się, że gra jest banalna i nie daje frajdy — a trochę jednak daje. Obawiam się lekko o regrywalność, bo po kilku partiach zacząłem czuć pewną powtarzalność i nudę, ale możliwe, że za często siadałem do tego tytułu i mocno mi się ograł.
Jeżeli lubicie (bardzo) lekkie kooperacje i nie macie wielkiego doświadczenia z grami planszowymi, to jest to dość dobry wybór na początek. Szczególnie że nie ma, albo ja przynajmniej nie znam wykreślanek o takiej tematyce.
Zaawansowani gracze niczego odkrywczego, co może ich zainteresować, tu nie znajdą. Jest to lekkie i niezobowiązujące. I takie ma być.
Zalety:
- szybko, prosto i dynamicznie
- składanie kombosów, różne rodzaje broni i umiejętności Ocalałych
- dość sporo bossów
Wady:
- olbrzymia losowość
- spora powtarzalność, przez co pojawia się obawa o regrywalność,
- słabe skalowanie — dobrze działa w małym gronie lub solo
- mechanika każe nam wybrać broń, co nie jest logiczne, ale ma to uzasadnienie w zwiększeniu samej grywalności (co zwiększa abstrakcyjność)
Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Więcej na boardgamegeek.com | Portal Games
Grę kupicie tutaj:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.