Ludzie z mojego pokolenia zapewne pamiętają 8 bitowe konsole i komputery, typu NES, Comodore 64, Atari 2600 itp. Aż mi się łezka kręci, jak pomyślę o czasach, kiedy pogrywałem sobie na wymienionym sprzęcie w tak kultowe pozycje jak Super Mario Bros., Contra, Castelvania i temu podobne tytuły.
Wymienione gry i cała masa innych charakteryzowały się tym, że po pokonaniu jakiegoś poziomu (levelu) musieliśmy stoczyć pojedynek z jakimś „bossem”. Gwoli wyjaśnienia, bossowie to byli tacy madafakersi – bardzo trudni przeciwnicy. Na koniec każdej gry pojawiał się ostateczny boss, największy koks ze wszystkich, główny przeciwnik. Często bardzo ciężki do pokonania. Gry w tamtych czasach były niesamowicie trudne (nie to co dzisiaj), więc pokonanie głównego przeciwnika (a nawet dojście do niego) często graniczyło z cudem. A dodam, że prawie zawsze graliśmy jednak po tej dobrej stronie. To my byliśmy bohaterami, którzy wspomnianym bossom próbowali spuścić łomot. Nikt nie pomyślał – jakby to było, gdybyśmy to my mieli wcielić się w tego złego… to MY mielibyśmy chcieć dążyć do zniszczenia świata lub czegoś równie okrutnego (np. do porwania księżniczki).
BOSS MONSTER to szybka (20-30 min.) konfrontacyjna gra karciana dla od 2 do 4 graczy. Nie powinni do tego siadać gracze młodsi niż 13 lat. Autorami są Panowie 0’Neal – Johnny oraz Chris. W Polsce gra została wydana przez Trefl, a dokładnie Trefl Joker Line – linię, która ma zajmować się tytułami trochę bardziej skomplikowanymi niż tytuły z głównej linii wydawniczej.
W pudełku znajdziemy instrukcję oraz 155 kart potrzebnych do gry. Instrukcja została napisana ( i przetłumaczona) w bardzo przyjemny sposób. Pełna jest anegdot, żartów i nawiązań do czasów 8bitowców. Karty dzielą się na kilka talii. I tak, znajdziemy tam: Bossów (czyli smutnych gości, w których się wcielimy), komnaty (nimi będziemy rozbudowywali swoje podziemia), typowych oraz legendarnych bohaterów (panie i panów, którzy będą odwiedzać nasz przybytek, by w nim marnie zdechnąć) oraz czary (będziemy nimi trzaskać na lewo i prawo, by zdobyć przewagę nad konkurentami).
Wykonanie jest świetne! Na każdej karcie (oraz w instrukcji) znajdziemy świetnie wykonaną ilustracje pełne pikseli, które nawiązują do czasów wspomnianych konsol, komputerów i gier z tamtej epoki. Żeby tego było mało, opisy postaci są napisane w taki sposób, by fanowi tych gier zrobił się co najmniej miło – a na pewno się uśmiechnie, bo żart stoi na dobrym poziomie.
A WIĘC W DALEJ, PROSTO W LEGOWISKO GROZY…
Wcielamy się w bossów, którzy mają na celu rozbudować swoje podziemia i zabić jak najwięcej bohaterów, którzy wejdą do nich. Mechanicznie, mimo że na początku nie wygląda, jest bardzo prosto.
Każda karta komnaty ma swoją zdolność, ilość ran, które zdaje oraz symbole skarbów, które przyciągają konkretnych bohaterów. Zdolności wpływają najczęściej na wspomnianych odwiedzających daną komnatę poszukiwaczy przygód, obrażenia (które zadaje się bohaterowi) są sumowane z każdej komnaty, którą bohater przyszedł, a skarby określają, do których podziemi wejdzie dany bohater (im więcej skarbów danego typu mamy, tym pewniejsze jest, że konkretny bohater wpadnie do nas na kawę). Powinno nam zależeć, by jak najwięcej awanturników przyszło do nas, jednak nie powinniśmy zawsze ryzykować. Jeżeli bohater przejdzie nasze podziemia, to zadaje nam ranę – 5 ran i giniemy. Żeby wygrać powinniśmy uzbierać 10 dusz (pokonany przez nas poszukiwacz przygód daje nam 1 lub dwie dusze (gdy jest legendarny)).
Podczas swojej tury będziemy wykładać po jednej komnacie. Niestety, tylko tyle samo będziemy dobierać, więc nasza ręka z rundy na rundę nie będzie się wybitnie zmieniać, a dodatkowo – przez mały dobór kart oraz brak wpływu na to, co się dobiera, gra jest trochę losowa. Zdarzyć się może, że przeciwnicy dobiorą o wiele lepsze (i pasujące) komnaty, a nam zostaną te najgorsze lub niepasujące do naszego planu pomieszczenia. O wiele bardziej sprawdziłby się tu wybór „jedna z dwóch” lub draft – mechaniki te zmniejszają losowość.
Początek może okazać się trudny, ponieważ małą ilością kart komnat będzie bardzo trudno pokonać bohaterów. Z biegiem czasu, gdy naszych pomieszczeń będzie coraz więcej, będą składać się w kombosy, to powinno być trochę łatwiej – a wtedy pojawią się legendarni bohaterowie, którzy podwyższą poprzeczkę na powrót.
Bardzo przyjemnie gra się patrząc z góry na to, jakie podziemia powstają nam przed oczami, jak kolejni bohateriwie giną w ich czeluściach. Wszystko dzięki wspomnianym – bardzo klimatycznym grafikom. Oczywiście klimat nie jest najważniejszy w tej grze, chociaż mam wrażenie, że jest mocno wyczuwalny. Najważniejsze jest bowiem składanie kombosów i wykańczanie kolejnych bohaterów. Zauważmy jednak, że jest to krótki feelerek, którego celem jest albo zapełnienie czasu pomiędzy wielkimi tytułami, albo pomiędzy innymi domowymi zajęciami. A dodam, że nie jest to wcale aż tak banalna gra. Przez losowość trochę z głowy schodzi, ale jednak, by wycisnąć to co najlepsze z tej mechaniki, trzeba trochę pogłówkować.
Bardzo przyjemnie się gra na dwie osoby, ale również na większą liczbę osób gra skaluje się wyśmienicie. I tak z pojedynkowego wymiaru, kiedy to musimy zwracać uwagę tylko na podziemia jednego gracza i tylko z nim rywalizujemy, w większej liczbie graczy jest ciekawiej – więcej zależnych, więcej specjalizacji komnat, które przyciągają innych bohaterów więcej niepewności – więcej zabawy i więcej wyborów.
Mechanika wybitnie nie porywa, nie ma achów i ochów, ale jeżeli jesteś fanem gier z lat 80-90, to ta karcianka powinna przypaść ci do gustu – szczególnie jak brakuje ci w kolekcji krótkiego tytułu lub gdy jesteś fanem takowych.
NIEZBĘDNIK BOHATERA
By nieco urozmaicić sobie podstawową wersję BOSS MONSTER można dokupić sobie item o nazwie – NIEZBĘDNIK BOHATERA. Czy jest niezbędny, to mógłbym polemizować, jednak na pewno dorzuca trochę świeżości do gry, gdy już się mocno ograła lub skomplikowania, gdy zaczynamy z grą razem z dodatkiem od nowości.
Dostajemy karty przedmiotów, które dorzucane są do bohaterów odwiedzających miasto i potem wyruszających do naszych podziemi. Przecież nie wyruszą nieodpowiednio wyposażeni! Trzeba kupić sobie nowy scyzoryk lub jakieś fajne wdzianko. Każdy przedmiot oprócz bonusu dla bohatera, daje nagrodę dla tego, który danego poszukiwacza przygód pokona. Im lepszy przedmiot, tym lepsza nagroda. Bardzo fajny twist, który mocno urozmaica rozgrywkę. Oprócz samych przedmiotów dostajemy również karty komnat oraz czarów (niewiele, ale zawsze). Wszystkie one wpływają na karty ekwipunku.
Czy warto pakować kasiorkę, by zaopatrzyć się w ten dodatek? Na pewno, gdy spodoba ci się podstawka i to nawet nie trzeba czekać na mocne ogranie. W zestawie dostajemy 26 kart – więc niewiele, ale na szczęście nie kosztuje on kroci, bo można go dorwać za całe 15 zł.
PODSUMOWANIE
BOSS MONSTER jest szybką (lecz niebanalną) grą karcianą, którą przynajmniej polubi każdy fan klasycznych gier komputerowych z lat 80-90. Podstawkę można dorwać nawet za 52 zł, a dodatek – tak jak wspomniałem już za 15 zł. Jak za taką cenę, zawartości dostajemy dość sporo. Wykonanie powoduje, że zakręci nam się niejedna łezka w oku. Moim zdaniem dla samych wspomnień warto.
Co jeżeli danych wspomnień nie masz, bo albo nie grałeś w gry tego typu, albo jesteś za młody, by mieć okazję? Boss Monster jest stosunkowo dobrą i przyjemną, szybką grą, która może nie spowoduje, że rzucimy wszystkie inne gry i zaczniemy grać tylko w nią, ale na pewno skutecznie umili nam czas. Jest stosunkowo losowa, jednak jednocześnie na tyle przyjemna i szybka, że nie powinno to sprawiać zbytniego problemu. Gdy zbudujemy kilka komnat, które wzajemnie stworzą mocnego kombosa, to poczujemy się jak prawdziwi budowniczowie mrocznych podziemi.
Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.
Dziękuję wydawnictwu Fabryka Kart Trefl-Kraków za przekazanie egzemplarza gry oraz dodatku do recenzji.
2-4 Graczy | ok. 30 min. | 13 + |
Plusy:
|
Minusy:
|
Więcej na: boardgamegeek.com | Fabryka Kart Trefl-Kraków
Grę kupicie tu:
Założyciel bloga. Z grami planszowymi związany od 2014 roku. Wielki fan gier z klimatem, ale nie pożałuje również czasu na porządne euro. Przed planszówkami jego największą pasją były gry fabularne, z którymi związany był praktycznie od dziecka. Lubi uzasadnioną losowość — gry planszowe mają sprawiać mu przyjemność, a nie wrażenie nadgodzin z Excelem w roli głównej. Czemu „angry” chcielibyście zapytać? Ano, raczej nie szczędzi języka, gdy trzeba. Chociaż i tak ostatnio trochę złagodniał. „Pisze jak jest”. Jeżeli coś mu się nie podoba, to nie boi się o tym mówić.