
Dokonania Galileusza i innych podobnych mu znamienitych naukowców stały się tym razem pretekstem dla tematu gry planszowej. Od zawsze gwiaździste niebo inspirowało i zachęcało do zgłębienia wiedzy o otaczającym świecie. Rozwój technologiczny, w tym zaprojektowanie prototypu teleskopu, sprawił, że naukowcy tym chętniej skierowali wzrok w kierunku kosmosu.
Obserwacja nieba i poszczególnych ciał niebieskich, a także kompletowanie informacji o nich. Zgłębianie wiedzy w bibliotekach, prezentowanie osiągnięć na uniwersytetach. Stawianie czoła wścibskiej inkwizycji, która szczególnie wnikliwie przyglądała się pracy astronomów. W tych aspektach gracze będą konkurować ze sobą.
Galileo Galilei to tak naprawdę średniej ciężkości euro, bazujące na mechanice rondla, tutaj sprytnie przedstawionej tylko na ćwiartce koła z wykorzystaniem ruchomego teleskopu jako wskaźnika aktualnej akcji. Może to nieistotne, ale należy docenić, że w takim szczególe nawiązano do tematu gry.

Zaletą gry jest na pewno duża swoboda przeprowadzenia poszczególnych akcji. Przestawiamy teleskop w zakresie od jednego do trzech pół i wykonujemy wskazane akcje. Jedną stałą, nadrukowaną na planszy gracza, i drugą, zaprezentowaną na ruchomym żetonie, który po akcji zmieni swoją pozycję. Mamy zatem do dyspozycji wciąż zmieniający się obraz planszy gracza. Wybór optymalnej ścieżki będzie drogą do sukcesu.
Same akcje również nie powinny sprawiać szczególnych problemów. Poszczególne ruchy są naprawdę proste do wykonania. Trudność może sprawić zaplanowanie całej serii drobnych posunięć, żeby skrzętnie wykorzystać każdy zasób i bonus. Ale w tym należy również szukać satysfakcji z prowadzonej rozgrywki.

Warto zwrócić uwagę na zmienny setup, który z pewnością wpływa na regrywalność tytułu. Nie wywróci co prawda każdej partii do góry nogami, ale inaczej rozłoży akcenty, co zmieni podejście graczy do realizacji długookresowej strategii. Podczas rozgrywki możemy rozwijać kilka elementów: obserwacja dużych ciał niebieskich lub małych gwiazdozbiorów, bądź komet, awans na torach ksiąg, torach uniwersytetów, zaawansowanie technologiczne w postaci ulepszeń kafelków akcji, czy zainteresowanie inkwizytorów naszymi pracami. Losowe rozłożenie kafelków tematów lub celów dotyczących powyższych aspektów gry, w zestawieniu ze zmiennymi żetonami torów punktacji za poszczególne, powoduje, że do każdej partii będziemy siadać z nieco innym nastawieniem.
Jedną z ważniejszych akcji będzie obserwacja ciał niebieskich. Mechanicznie to nic innego, jak realizacja kontraktów, do których trzeba się będzie skrzętnie przygotować. Podstawowym zasobem są kości w trzech kolorach. To nimi będziemy opłacać dostęp do poszczególnych kart. Czasami, w przypadku obserwacji dużych obiektów, konieczne będzie zebranie odpowiedniej kombinacji kolorów kości, poza sumą ich wartości.

Trzeba jednak zwrócić uwagę, że choć dostęp do kart ciał niebieskich, zdaje się być celem samym w sobie, to rozgrywka będzie w gruncie rzeczy polegać na drobnych, szybkich ruchach, skrupulatnie zmierzających do budowania sprawnego silniczka. To na tym trzeba się skupić, a nie na punktach. Warto korzystać z akcji ulepszenia pozwalającej na dostęp do silniejszej wersji jednego z kafelków akcji. Należy to jednak robić z rozwagą. Rozgrywka pędzi, wykonujemy akcje bardzo sprawnie, nie można narzekać na płynność gry, przez co nie ma specjalnie czasu na długofalowe inwestycje w rozwój. Gra zazwyczaj kończy się wcześniej niż byśmy sobie tego życzyli. Trzeba przygotować sobie swój pomysł na grę i skrzętnie go realizować.

W pierwszym kontakcie gra sprawia wrażenie banalnej, żeby nie powiedzieć prostackiej. W swoim ruchu zazwyczaj podbijasz wartość kości, jeśli dobrze się do tego przygotujesz to zrobisz to w kilku kościach na raz. Dodatkowo można przesunąć się na jednym z torów, zgarnąć jakieś minibonusy, wystawić kometę, która de facto będzie zniżką na przyszłe obserwacje, dobrać znaczniki kwadrantów, pozwalających wykonać akcje dodatkowe. Niewiele się dzieje. Dłubiemy kolejne mikroposunięcia, ale powoli zaczyna to nabierać rumieńców.
Chociaż poniekąd gramy sami ze sobą, ścigamy się punktowo z przeciwnikami, ale oprócz wspólnego rynku kart niewielkie jest pole do bezpośredniej rywalizacji. Upatrzone karty ciał niebieskich, co prawda mogą zostać podebrane tuż przed naszym ruchem, ale w ich miejsce wejdzie nowa. Prawdopodobnie nie będzie większych problemów z realizacją innego zakupu. Akcje dodatkowe w łatwy sposób pomagają w dopasowaniu się do zmiennej sytuacji, czy nagłych potrzeb gracza. Rzecz jasna trzeba mieć odpowiednie zasoby, żeby swobodnie prowadzić taką spontaniczną rozgrywkę. Czasami zabraknie pojedynczych zasobów, a to potrafi dotkliwie opóźnić gracza. Diabeł tkwi w szczegółach.

A według ówczesnego Kościoła diabeł tkwił w postępie. Teoria heliocentryczna spowodowała, że inkwizytorzy wyjątkowo przyglądali się pracom astronomów. A ci podczas rozgrywki potrafią uprzykrzyć życie. Trzeba się skrzętnie przygotować do rozmowy z nimi, żeby nie tracić misternie budowanej pozycji na torze reputacji. Obserwacja niektórych ciał niebieskich powoduje zainteresowanie Inkwizycji. Wysłannik pojawia się na progu pracowni, a jego znacznik na planszy gracza. Dopóki tylko przygląda się pracom, możemy spać spokojnie. Ale jeśli w efekcie jakiejś akcji, będzie trzeba poruszyć znacznik, należy na koniec kolejki podsumować cały tor inkwizycji. Jeżeli nie zadbamy o sprawne przemieszczanie znaczników inkwizytorów, mogą przynieść one regres na torze reputacji. Zainteresowanie Inkwizycji może nie powinno spędzać nam snu z powiek, ale lepiej żyć z nimi w zgodzie.
Grę kończy wyczerpanie się talii dobierania kart ciał niebieskich (talia przygotowana jest w oparciu o liczbę graczy) i tak jak wspomniałem, dzieje się to dość nagle. Kolejne karty są coraz sprawniej kupowane przez graczy, a talia topnieje. Zazwyczaj chętnie zagralibyśmy jeszcze dwie, trzy rundy, żeby jeszcze dokręcić nasz ostateczny wynik. Myślę jednak, że ten właśnie niedosyt, powoduje, że chętnie wyłożymy grę ponownie na stół, choćby żeby sprawdzić nieco inne ustawienia startowe lub skorzystać z trybu zaawansowanego i asymetrycznych specjalnych zdolności poszczególnych naukowców.

Trudno wyrokować na temat wyrównanych cech specjalnych, bo każdy gracz w tym wariancie otrzymuje coś zupełnie innego. Galileusz może obserwować dodatkowy gwiazdozbiór, Kopernik otwiera ciekawe rozwiązania na torze ksiąg, Kepler otrzymuje dodatkowy dość silny kafelek na starcie, Giordano Bruno niby trudniejszy, ale z dodatkowymi opcjami, tor inkwizycji. Z pewnością dodatkowe cechy specjalne pozwalają na ciekawszą rozgrywkę, ale nie są koniecznością i traktowałbym je jako alternatywę.
Galileo Galilei na pewno niczym nie zaskoczy starych wyjadaczy. Dla nowych graczy może być całkiem poważnym wyzwaniem, pozwalającym na sukcesywną eksplorację tytułu. Widoczne są zapożyczenia z innych gier, ale całość jest sprawnie powiązana mechanicznie. Nie ma specjalnych zgrzytów. Poszczególne akcje są bardzo proste, ale trzeba zadbać o wiele szczegółów, żeby sprawnie poprowadzić rozgrywkę. Tor inkwizycji wydaje się trochę dołączony na siłę, ale za to pasuje tematycznie i w sumie dobrze, że w grze mamy jakiś negatywny aspekt, o który trzeba się martwić. Zaawansowany gracz zapewne powie, że to takie “pykadełko”, ale w miarę rozwoju partii można odnaleźć w tym sporo satysfakcji.

Plusy
- sprawne połączenie mechaniki i tematyki
- nieskomplikowane akcje
- sprawna rozgrywka
- gra wielu drobnych kombosów
- losowy setup wpływający na różnorodność partii
Minusy
- łatwo zapomnieć o przestawieniu kafelka akcji
- wątpliwe cechy specjalne w wariancie zaawansowanym

Dziękujemy wydawnictwu Galakta za przekazanie gry do recenzji.

Więcej na boardgamegeek.com| Planszeo
Grę kupicie tutaj:



W grach planszowych szukam przede wszystkim dobrze zaprojektowanej mechaniki. A jeśli sprawnie i rzetelnie wpisana jest w temat gry, nie potrzeba mi niczego więcej. Grafika i tytuł wystarczają mi za klimat – resztę sobie dopowiadam. Z nowoczesnymi grami związany na poważnie od 2013 r. Pierwsze kontakty z twórczością Felda i Rosenberga mocno wypaczyły moje gusta w kierunku euro. Wśród moich ulubionych tytułów przeważa mechanika area control i worker placement. W domu nie muszę nikogo siłą do stołu zaciągać; mam też dwoje młodych współgraczy, więc nie unikam tytułów familijnych. To za ich przyczyną i na domowe potrzeby powstał scenariusz do Robinsona – Przygoda w Nibylandii.
Dodaj komentarz