Ekhem… włącza główny motyw ze Star Wars’ów. Przyszłość. Podróże kosmiczne nie stanowią już dla ludzkości problemu. Przed człowiekiem stoi otworem cała galaktyka. Komandorzy kosmicznej floty poszukiwani! Wyrusz w nieznane, przebij się przez mgławicę asteroid, odkrywaj nowe planety. Bądź pionierem! Zaludniaj je lub podbijaj! Federacja Ziemska szuka właśnie ciebie! Stań na czele floty i zbuduj nowe Imperium!
Kosmiczny deck builder
Eminent Domain to gra planszowa przeznaczona dla od dwóch do czterech graczy. Na rozgrywkę należy przeznaczyć według autora gry, Setha Jaffee, jakieś 45 minut. Tytuł reprezentuje gatunek deck builderu (budowanie talii), więc trzon rozgrywki opiera się na zagrywaniu kart.
W opakowaniu znaleźć można planszę „centrum dowodzenia”, 179 kart o wymiarach 63,5×88 mm oraz 120 tekturowych żetonów. Eminent Domain został wydany już w 2011 roku, a dzięki wysiłkowi Baldar gra miała polską premierę w tym roku. Rodzima edycja względem angielskiej różni się tym, że w oryginale tokeny statków są w postaci plastikowych figurek. Polski producent zrezygnował z tego rozwiązania, zastępując plastik tekturą. Według mnie jest to bardzo dobry pomysł. Miało to z pewnością duży wpływ na cenę produktu. Poza tym żetony te nie są używane w żaden sposób na planszy. Są wykorzystywane jako jeden z zasobów i wydaje się, że plastik miałby tylko wpływ estetyczny. Tekturowe odpowiedniki są według mnie praktyczniejsze i wygodniejsze do przechowywania. No i oczywiście pudełko dzięki temu jest mniejsze, co też jest plusem, bo dom nie jest z gumy, a trzeba jednak gdzieś te pudełka pochować.
Jak już wspomniałem na początku, tytuł ten reprezentuje gatunek deck builderów. Główną rolę w zdobywaniu kart odgrywa centrum dowodzenia. To tam leżą karty pogrupowane w następujące grupy: talia zwiadu, ataku, kolonizacyjna, produkcyjno-handlowa oraz badawczą. Oprócz tego na planszy z kartami rozmieszczone są również znaczniki wpływów, które służą jako punktacja oraz wyznaczają nam długość gry. Zebranie ostatniego żetonu inicjuje koniec rozgrywki, gracze dokańczają swoje tury, a następnie podliczają punkty. Dodatkowo obok planszy leży stos z kartami planet, które również zapewniają punkty zwycięstwa oraz bonusy, o których opowiem później. Finalną częścią przygotowania głównego obszaru gry jest podział kart technologii na trzy oddzielne grupy.
Chodź, wskażę ci drogę lub zgarnij nagrodę
Niezależnie od ilości graczy, w swojej turze mamy trzy możliwości. Pierwszą i zarazem opcjonalną czynnością jest zagranie karty w formie akcji. Drugą fazą, jest pobranie karty (o ile takie zostały) i wykonanie misji. Większość kart posiada w swoim opisie dwa typy. Można ją właśnie użyć jako akcji, która daje natychmiastowy, pojedynczy efekt. Drugim typem jest opis misji, który można „ulepszać”, czyli dokładać kart tego samego rodzaju z ręki. Posłużę się teraz przykładem: zielona karta zwiadu zagrana jako akcja pozwala dociągnąć dodatkowo dwie karty z talii. Ta sama karta zagrana w fazie misji pozwala na dobranie kart planet i zachowaniu jednej. Im więcej kart tego samego typu (w tym przypadku zielona karta zwiadu) zagramy, tym większy „bonus” uzyskamy. Dodatkowo „lider misji”, czyli osoba, która wybrała jakiego rodzaju będzie to misja, dostaje drobny bonus.
No dobrze, ale co z pozostałymi graczami? Przyglądają się tylko? Otóż nie. Każdy z graczy może dołączyć się do misji, zagrywając takie same karty ze swojej ręki. Jeśli jednak tego nie zrobi, to wtedy dobiera dodatkową kartę. Warto wspomnieć, że kolejność w tym przypadku jest rozstrzygana w kolejności przeciwnej do ruchu wskazówek zegara, co powoduje drobny mętlik podczas rozgrywki.
Dzięki temu, że akcja dołączania nie jest ograniczona raz na rundę, w ten sposób wraz z rozpoczęciem tury każdego gracza możemy podejmować decyzję, która będzie dla nas najkorzystniejsza. Może akurat mamy wystarczającą liczbę kart i misja, którą wybrał nasz przeciwnik, nam pasuje, to możemy ją wykonać od razu, nie czekając na swoją turę. Kombinowanie nad możliwością obrania strategii, jest naprawdę fajnym elementem gry i sprawia, że downtime jest całkiem niski, co dla mnie jest ogromnym plusem. Zawsze gracze są zaangażowani i nikt się nie nudzi, czekając na swoją turę.
Podbijaj, kolonizuj, handluj, rozwijaj się
W Eminent Domain punkty zdobywamy w trzy różne sposoby. Pierwszym jest podbijanie lub kolonizowanie planet. Polega ono na tym, że podczas zwiadu wybieramy planetę. Każda planeta (poza podstawowymi) posiada wartości punktowe, które doliczane będą na koniec gry. Aby dana planeta została „odwrócona” na aktywną stronę, wpierw trzeba przeprowadzić akcje kolonizacji, a następnie akcję zaludnienia. Polega ono na tym, że podczas fazy kolonizacji dokładamy do planety pomarańczowe karty, a kiedy nagromadzimy wymaganą ilość, która jest przedstawiona na karcie, można przeprowadzić akcję zaludnienia planety. W ten sposób odwracamy ją na drugą, aktywną stronę i czerpiemy z niej zasoby.
Analogicznie do przedstawionej wyżej akcji, jest możliwość podbijania planet. Za pomocą czerwonych kart wojny. Karty te pozwalają nam „wyprodukować”, czyli pobrać z zasobów ogólnych, statek. Ponownie, kiedy zbierzemy niezbędną ilość statków, możemy zaatakować daną planetę i ją przekręcić na aktywną stronę.
Drugim sposobem na zdobywanie punktów jest przeprowadzanie badań. Niebieskie karty badań pozwalają na oglądanie talii z technologiami. Aby jednak przeprowadzić takie badania, należy mieć w swoim Imperium, czyli strefie gracza, odkryte karty planet. Technologie podzielone są na trzy talie reprezentujące trzy typy planet, które występują w grze. Takimi planetami są planety: metaliczne, zaawansowane oraz żyzne. Nie zdradzę wam, co konkretnie znajduje się w danej talii, ale miejcie świadomość, że początkowe technologie lubią się powtarzać, a im bardziej zaawansowane badania, tym lepiej punktowana karta i nie występują już w każdym typie planety.
Ostatnią możliwością na zdobycie punkcików jest produkcja oraz handel. Za pomocą dwukolorowych kart produkcji/handlu możemy na aktywnych planetach tworzyć surowce, które następnie za pomocą tego samego typu kart można sprzedawać. Surowce są limitowane do ilości specjalnie przeznaczonych na ten cel miejsc na karcie planety. Punkty zdobywane poprzez sprzedawanie ów surowców pozyskiwane są z puli punktów, które leżą na planszetce centrum dowodzenia i służą one jako jeden z liczników rozgrywki.
Grę można zakończyć na dwa sposoby. Pierwszym jest wyczerpanie puli punktów, którą przygotowujemy na planszy centrum dowodzenia. Aby to zrobić należy handlować surowcami lub używać specjalnych kart pozwalających na pozyskiwanie owych punktów z puli. Drugi sposób, który aktywuje zakończenie gry jest wyczerpanie dwóch talii kart z centrum dowodzenia. Niestety po moich rozgrywkach nie udało nam się zakończyć gry poprzez wyczerpanie kart. Większość gier po prostu trwała do wyczerpania puli punktów.
W kosmosie nikt nie usłyszy jak godosz
No i przyszła pora, aby tę grę ocenić… I wiecie co? Nie potrafię. Z jednej strony jest to naprawdę solidny tytuł. Ludziom, z którymi grałem, naprawdę się to podobało. Po mojej pierwszej rozgrywce trzyosobowej w ogóle mi ta gra nie przypadła do gustu. Po deck builderze oczekiwałem czegoś w stylu Clank (Brzdęk) albo Mage Knight, gdzie faktycznie talią i ręką w fajny sposób się zarządza. A tu na start dostałem deck buildera typu euro. No dobra, ale bądźmy profesjonalistami, nie oceniajmy z góry gry po jednej rozgrywce. Następna już była lepsza. Kombinowałem, robiłem, co mogłem, był pełen komplet ludzi i naprawdę fajnie się grało, ale… No właśnie to „ale”. Totalnie nie czułem, że obrana przeze mnie taktyka miała jakikolwiek sens. Dosłownie w Eminent Domain należy iść we wszystko, żeby nałapać tych punktów. Trzeba zbierać planety, trzeba odkrywać nowe technologie, a na końcu pozostaje sam handel, żeby w końcu skończyć tę grę. Serio, bardzo mi brakuje, możliwości obrania konkretnej strategii, która by się sprawdzała. Chcesz iść w odkrywanie planet? Spoko, możesz tak wygrać. Badania? Ok., to też pozwoli ci wygrać. Wojna? Jak najbardziej. No tutaj tego nie ma. Może za bardzo nastawiłem się, że to będzie tytuł z negatywną interakcją z epickim, kosmicznym klimatem. A tak dostałem… Kosmiczne euro z kartami?
Podsumowując, Eminent Domain jest naprawdę dobrą grą. Mechanicznie jest na tyle przemyślana, że daje naprawdę dużo zabawy z gry. „Fun” można czerpać nawet wtedy, kiedy nie jest się miłośnikiem gier euro, ale za to lubi się miętosić karty i rzucać nimi w hurtowych ilościach. Wykorzystywanie momentów, które dają nam inni gracze też jest bardzo fajnym motywem. Wciąż jednak nie mam w pełni wyrobionego zdania co do tego tytułu. Jak ktoś spyta, czy jest to dobra gra, to odpowiem, że jest. Czy chciałbym zagrać? Może… zależy też jakie byłyby alternatywy. Czy było to zauroczenie? Tak. Czy przerodziło się w to coś więcej? Nie. Eminentowi daję solidnego friendzona. Chciałbym się przekonać co do tej gry i trzymam kciuki za Baldara, że z czasem puści też na próbę dodatki, które może zrecenzuję i powiem: „tak, to jest to, na co czekałem! Gra jest super!”. I z tym was pozostawiam.
Na koniec pozdrawiam Anię, Michała, Kumo, Jakuba oraz Pawła, że pograliśmy razem w ten tytuł.
Dziękuję również Baldarowi za przesłanie kopii gry do recenzji.
Plusy:
- „Ekonomiczna” zawartość, która obniżyła cenę;
- Fajnie zrobiona mechanika misji i podążania za nią;
- Prostota rozgrywki sprawia, że tytuł jest zarazem wymagający, ale przyjemny;
- Krótki czas gry (do 45 minut) sprawia, że nie czuć zmęczenia ani nudy;
- Karty europejskich rozmiarów sprawiają, że nie ma problemu z zakoszulkowaniem ich.
Minusy:
- Nie czuć w ogóle klimatu;
- Nie można obrać jednej, konkretnej drogi do zwycięstwa;
- Handel wydaje się najmniej opłacalną akcją na początku gry;
- W moim egzemplarzu karty bardzo szybko zaczęły się niszczyć.
Więcej na: boardgamegeek.com | Baldar
Grę kupicie tutaj:
Spokojny i zazwyczaj cichy, ale nie dajcie cię zmylić pozorom. Wulkan przeróżnych i najbardziej dziwacznych pomysłów. Ogromny miłośnik zwierząt, a szczególnie wilków, skąd pochodzi moja ksywka – Wilczur. Śmiertelnie chory na lenia, ale jak już się za coś biorę, to robię to porządnie. Z grami planszowymi mam do czynienia raptem od 2018 roku, ale zacząłem z ogromnym przytupem – od testów gry Nemesis. Teraz planszówki już stały się moim słodkim nałogiem, dzięki któremu poznałem naprawdę fajnych i wartościowych ludzi. W grach najważniejszy jest dla mnie fun z gry i oryginalne rozwiązania.