, , ,

Tekhenu: Czas Seta

Dodatki do gier? Rzadko i niechętnie. Bywają oczywiście takie, które warto mieć z różnych przyczyn, ale tak już mam, że wolę raczej coś nowego niż więcej tego samego. Zatem, albo mamy pakiet naprawczy, albo poszerzenie, pogłębienie, a najczęściej jednak po prostu ogolenie z kasy frajera, który polubił jakiś tytuł. Tekhenu miałem okoliczność zrecenzować przy okazji premiery. Zacna gra, która do tej pory egzystuje w mojej kolekcji i od czasu do czasu wraca na stół. Zatem okoliczność sprawdzenia rozszerzenia przywitałem z zainteresowaniem, bardziej spodziewając się pewnego wygładzenia działania podstawki.

Co tu znajdziemy? Planszę dającą możliwość wykonania nowej akcji – domenę boga Seta, która w wielu grach służyłaby jako podstawka, takich jest rozmiarów. Tekhenu ma chyba największą planszę główną z moich gier. Z dodatkiem mój stół, przy którym swobodnie siedzi dziesięć osób, wygląda jak przykrótkie spodnie zbyt szybko rosnącego nastolatka. Prócz tego dużo nowych rzeczy – na przykład kości w kolorach czerwonym, niebieskim i zielonym, miple kapłanów i wojowników, płytki podboju, czy dodatkowe rodzaje kart. Jest oczywiście trochę więcej tego samego, na przykład kart technologii.


Dobra. To co istotnego się zmienia? Akcja Seta mocno wżyna się w podstawkę, mamy bowiem możliwość pogrania w coś trochę innego – mianowicie podbijania sąsiadujących z Egiptem krain. Oczywiście potrzebujemy do tego wojowników, których dostarczają nam czerwone kości, oraz budynków, których raczej nam nie brakuje. Po podbiciu możemy zmodyfikować płytkami podboju świątynie i dostać karną kroplę krwi, która już do końca gry będzie nas ciągnąć w kierunku ciemnej strony Maat. Na nowej planszetce opłaca się stawiać posągi, bo wówczas zwiększamy punktowy przychód.

Kapłanów zaś wydajemy po to, aby móc zdobyć karty artefaktów. Ciekawe wzmocnienia, zresztą w sprytny sposób powiązane z kartami przeznaczenia, znanymi z podstawki. Podstawowa część gry też staje się trochę żwawsza – a to pola świątynne się zmieniają, kolorów kości wokół obelisku jest sporo, a karty w strefie Tota też chodzą szybciej.

No dobrze, to już wiemy, że Czas Seta jest dodatkiem z rodziny moduł więcej, to samo bardziej. Na papierze, a nawet na papirusie, wygląda to w porządku. Każda z nowinek jest fajna, przemyślana, pomysłowa. Patrząc na to kiwałem z uznaniem głową – fajnie wymyślone. Tylko że w praktyce grajkowania, Tekhenu z dodatkiem stał się dla mnie niestrawnym daniem. Recenzując podstawkę wskazywałem na dwie cechy, który budziły u mnie mieszane uczucia: wąska ścieżka decyzyjna, czyli dość często staliśmy przed wyborem: zagrać źle czy bardzo źle. W Czasie Seta jest ta cecha jeszcze bardziej uwypuklona – więcej kości znajdziemy po stronie nieczystej, podboje kosztują, nowe kości pchają nas w kierunku powiększania limitu wojowników i kapłanów, co nie zawsze nas interesuje. Właściwie każdy ruch tutaj po prostu boli. I wiecie co? Ja lubię jak gra jest moim przeciwnikiem, ale tutaj jest to po prostu poczucie pomiatania graczem. Nie ma nic wspólnego z rozrywką, a bardziej z pańszczyźnianą harówką. Druga moja wątpliwość dotyczyła koordynacji działań na poziomie strategicznym, która w podstawce była zwyczajnie trudna – i znów Czas Seta stoczył ten element w otchłań irytacji. Akcji wciąż pozostało szesnaście, a możliwości mamy dużo więcej, co oznacza dość spory wzrost frustracji, bo jeszcze więcej nie będziemy mogli wykonać. Sama akcja z dodatku posiada wbudowaną pewną złośliwość. Nawet, gdy postanowimy właśnie tu szukać dominującej strategii, może nas od niej odciąć po prostu los – dobierając kości, musimy mieć tam szarą, a to nie zawsze się wydarzy. Dołóżmy jeszcze jedną z cech, która morduje Tekhenu z dodatkiem: jaki się downtime przy partiach pojawia! Czas staje się jak smoła, czekający na swoją kolejkę powinni mieć z boku rozłożone coś innego – gdyby oczywiście zmieściło się na stole.

Reasumując – w teorii jest ok. W praktyce zaś Czas Seta jest dodatkiem niepotrzebnym, dokładającym więcej negatywów niż pozytywów, powodującym, że z całkiem sprawnej gry, Tekhenu staje się salą tortur nawet dla graczy o bardzo wysokim progu bólu. Oczywiście, możecie spróbować, ale wiecie, nie żebym Was nie ostrzegał – chyba że lubicie, jak za własne pieniądze jesteście poniewierani.

Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie do recenzji.

Więcej na boardgamegeek.com | GramywPlanszówki | Portal Games

Grę kupicie tutaj:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Najnowsze posty
Szukaj