
Uczta dla Odyna rozbudowaną grą jest i to niepodważalny fakt. Zarówno w ofercie akcji, których liczba może onieśmielić nawet najbardziej zaawansowanych graczy, ale również w rozmiarze i wadze pudełka gry. To dosłownie waga ciężka. O moich doświadczeniach z gry można przeczytać we wcześniejszym tekście.
Nie będę ukrywał, że raczej jestem zwolennikiem zarówno twórczości Uwe Rosenberga – autora gry, jak i tego konkretnego tytułu. Nie jest to może mój pierwszy wybór, kiedy patrzę na regał, ale każda rozgrywka jest swego rodzaju nowym wyzwaniem. Zawsze kusi wypróbowanie nowej strategii, a jednocześnie trudno jest się wyzbyć starych nawyków, które nieraz sprawdzały się we wcześniejszych partiach. Gra daje duże pole do popisu i wiele ścieżek do sukcesu, jeśli współgracze skutecznie nie przeszkodzą w ich realizacji.
Trudno powiedzieć, można się tylko domyślać, co przyszło do głowy twórcom, żeby dorzucić jeszcze kilka kilogramów do już obszernej gry. Zdawałoby się, że barokowe wydanie nie potrzebuje już ani dodatków, ani poprawek, ani wygładzenia. Mimo to rozszerzenie przekornie cieszy się popularnością i uznaniem fanów podstawki.

Pytanie, czy Norwegowie rzeczywiście mieli zupełnie inne podejście do wikińskiego rzemiosła? A jeżeli tak, to wokół życia jakich ludów toczyła się fabuła podstawowej wersji? Trochę przekornie, ale na pierwszy rzut oka Norwegowie hodowali konie i świnie. Z pewnością będzie to pierwszy argument, jeśli ktoś zapyta co nowego wprowadza dodatek. Faktycznie poszerza nam się wachlarz możliwości jeżeli chodzi o hodowlę zwierząt. Szczególnie interesujące są kafelki u-kształtne z grafikami ziół/świni/poroża/narzędzi. specyficzny kształt może się przydać do otaczania interesujących nas bonusów na planszy graczy. Dodatkowo świnie można rozmnażać w jednorundowym cyklu, co zdecydowanie przyspiesza rozwój hodowli.


Co jednak poza zmianami widocznymi na pierwszy rzut oka pojawia się w rozszerzeniu. Nowa plansza główna, która ma nieco inaczej rozmieszczone akcje. Pojawiło się kilka nowych możliwości, więc należało to poukładać. Oczywiście gracze mają już swoje przyzwyczajenia i z początku można poczuć brak pewnych rozwiązań, ale dość szybko i płynnie następuje kalibracja do aktualnych ustawień.
To, co powinno ucieszyć zwolenników wikińskiej ekspansji, to nowe kafelki wysp. Różnorodność zawsze należy postrzegać za zaletę rozszerzeń. Pozwala zejść z utartych ścieżek i pobawić się nowymi elementami. Na wyspach znajdziemy między innymi premie w postaci statków, czy domów/szop, a to nie lada gratka.

Podobnie pojawiają się nowe żetony specjalne dostępne z akcji kuźni lub rabunku/plądrowania/grabieży. Nowe kształty, które trzeba będzie umiejętnie wpasować w obszar planszetek graczy.
Norwegowie dopuszczają także kolejną możliwość, mianowicie małą emigrację przy użyciu wielorybnika. Czyżby rybakom nie podobało się pod ciężkim butem Jarla? Najważniejsze, że dla gracza to zawsze jakieś punkty i mniej gęb do wykarmienia – standardowo, ale w skromniejszym wydaniu.
Twórcy gry podjęli próbę zwiększenia startowej asymetrii, którą do tej pory wyznaczały tylko karty pomocników. Zawsze to jakaś różnorodność, choć delikatna. Nie wprowadzono żadnych unikatowych wyspecjalizowanych frakcji, ale przyznam, że taka oferta była interesująca. Zamiast tego gracze dobierają indywidualną, tak zwaną szopę rzemieślniczą, którą można wybudować w ramach standardowej akcji. Szopy rzemieślnicze mogą nieco ukierunkować gracza, ale to jego decyzję będzie, czy skorzystać z ich oferty.

To, co może być pewną kontrowersją, to próba wyrównania szans przy mniej fartownym doborze pomocników. Talia jest obszerna. Czasami los może nie sprzyjać, a nierzadko trudno jest w pełni wykorzystać możliwości dobranej karty. Zdarzało się, że pomocnicy byli odkładani na bok z uwagi na brak perspektyw bądź pomysłu do ich zagrania. Obecnie można odrzucić kartę w zamian za 4/3/2 punkty zwycięstwa. Kto pierwszy ten lepszy, liczba żetonów jest limitowana. Z jednej strony z punktu widzenia gracza jest to jakaś alternatywa, ale mam wrażenie, że oferowane punkty są atrakcyjne, a karty pozbywane zbyt ochoczo.

To taki mały przytyk z mojej strony, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby nie włączać tego wariantu do naszych domowych partii, jeśli będzie zaburzał naturalność rozgrywki.
Poza tym Norwegowie to solidny dodatek, który nie wywraca gry do góry nogami. Wprowadza kilka dodatkowych opcji, nowych rozwiązań, poszerza wachlarz możliwości. Nie wydaje mi się też, żeby gra podstawowa wiele traciła w zestawieniu z kompletnym wydaniem. Nie widzę też powodów, żeby po włączeniu rozszerzenia wracać do wersji podstawowej. Uczta dla Odyna z rozszerzeniem Norwegowie dla zapalonych fanów tytułu jest po prostu jedyną słuszną odsłoną gry.

Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.

Więcej na boardgamegeek.com |Planszeo
Grę kupicie tutaj:




W grach planszowych szukam przede wszystkim dobrze zaprojektowanej mechaniki. A jeśli sprawnie i rzetelnie wpisana jest w temat gry, nie potrzeba mi niczego więcej. Grafika i tytuł wystarczają mi za klimat – resztę sobie dopowiadam. Z nowoczesnymi grami związany na poważnie od 2013 r. Pierwsze kontakty z twórczością Felda i Rosenberga mocno wypaczyły moje gusta w kierunku euro. Wśród moich ulubionych tytułów przeważa mechanika area control i worker placement. W domu nie muszę nikogo siłą do stołu zaciągać; mam też dwoje młodych współgraczy, więc nie unikam tytułów familijnych. To za ich przyczyną i na domowe potrzeby powstał scenariusz do Robinsona – Przygoda w Nibylandii.
Dodaj komentarz