Jeśli spojrzeć na Black Angel od strony fabularnej, to jest to świetny materiał na opowiadanie sci-fi. Ludzkość została zmuszona do poszukiwania nowego miejsca we wszechświecie, aby ocalić swój gatunek. W zasadzie należy założyć, że degradacja Ziemi spowodowała już destrukcję człowieka. W przestrzeń kosmiczną zostaje wysłana fregata, o pełnej nadziei i smutku nazwie Black Angel. Transportuje ona ludzkie geny, aby rozpoczęły zapis nowych kart Ludzkiej historii na równie niebieskiej planecie Spes. Statek zarządzany jest przez sztuczną inteligencję, a w zasadzie kilka sztucznych inteligencji, które w trakcie lotu nawiązują kontakt z obcymi cywilizacjami, korzystając z ich doświadczeń. Nie byłoby dobrej historii, gdyby nie pojawił się w pierwszym akcie czarny charakter. W tym przypadku czerwony Destruktor, którego działania skutecznie utrudniać będą realizację zadań. Zbyt częste prowokowanie wrogiej rasy może przedwcześnie zakończyć nasze poczynania jeszcze zanim dotrzemy do upragnionego celu.
To zaskakujące, że fabularne tło nie pozostaje nam obojętne podczas rozgrywki. Może odpowiedzialne są za to niebanalne grafiki? Może powoduje to mechanika zmieniającej się mapy kosmosu i przesunięcie modelu Black Angel symbolizującego lot statku? W kolejnych etapach zbliżamy się do planety Spes. Większość akcji na planszy kosmosu wywołuje wrogą reakcję destruktorów. Mimo że faktycznie zamieniamy tylko kości na akcje, to pozostajemy w klimacie kosmicznej ekspedycji. A niepowodzenie misji co do zasady kończy się rozżalonym westchnieniem graczy.
Z drugiej strony niewątpliwą przyjemność sprawia obcowanie z akcesoriami gry. Powiedzieć, że Black Angel zostało dobrze wydane, to tak jakby niczego nie powiedzieć. Bliższe prawdzie byłoby stwierdzenie, że wydanie jest dopieszczone, co po części oddają załączone zdjęcia. Zarówno mówiąc o komponentach, jak i od strony graficznej można prześcigać się w komplementach i zachwytach nad grą. Nawet kontrowersyjny, psychodeliczny róż nie powinien przeszkadzać w odbiorze gry, a być może właśnie on odpowiada za jej wyjątkowość.
Na wstępie trzeba też zaznaczyć, że duże pudełko, skrywa w sobie dużą grę. Rozłożone elementy zabierają znaczną część powierzchni stołu. Szczególnie jeśli chcielibyśmy zgodnie z sugestią instrukcji ułożyć planszę główną symbolizującą pokład Black Angel i wychodzące z niej elementy tworzące planszę kosmosu. Daje to fajne wizualne wrażenie, jednak w praktyce nieliczne stoły pozwolą na taki układ plansz. Musimy bowiem zmieścić jeszcze plansze graczy, karty, żetony technologii i pozostałe zasoby.
Pytanie, czy za oryginalną oprawą idzie w parze satysfakcja z rozgrywki? Wszystkie nasze decyzje będziemy opierali na wyborze właściwej kości, w odpowiednim kolorze i optymalnej wartości. Wszystkich przerażonych losowością chciałbym od razu uspokoić, bo można ją bez problemu okiełznać. Choć faktycznie, jak to bywa w grach opartych na zarządzaniu kośćmi, raczej należy spodziewać się dopasowywania taktyki pod obecne na planszach warunki, niż dalekosiężnych strategicznych planów. Takich jednak nie musi wcale zabraknąć.
W grze istotne będą cztery kolory (poza kolorami pionów graczy) odpowiadające czterem rasom kosmicznych istot – instrukcja przybliża nam fabularne tło i nazwy poszczególnych nacji. Przy czym wcześniej już wspomniany Czerwony, symbolizuje wrogich nam Destruktorów, którzy utrudniać będą wykonanie misji i dotarcie do planety Spes. Mimo agresywnej nazwy w grze będą jedynie ograniczać nasze poczynania. Kolor Zielony pozwoli odpierać ataki wrogiej rasy, to jest usuwać z poszczególnych stref karty wymuszające spełnienia dodatkowych warunków dla skutecznego przeprowadzenia akcji. Usunięcie kart z jednej strony ułatwia wykonywanie ruchów wszystkim graczom, z drugiej posiadacz czerwonych kart będzie dysponował jokerami, z pomocą których łatwiej będzie korzystać z panelu technologii na planszy gracza. Szary pozwala usuwać uszkodzenia, czerwone kostki, z naszego statku spowodowane atakami Destruktorów. Właściciel czerwonych kostek mógł będzie jednorazowo odpalić bonus technologiczny lub sprawniej zarządzać swoimi kośćmi. Widać zatem, że oprócz zdawałoby się kooperacyjnego aspektu powyższych zagrań, gracz je wykonujący zyskuje znaczące profity dla własnych potrzeb. Kolor Żółty odpowiada za nowe technologie, czytaj szczególne umiejętności i bonusy bądź specjalne warunki punktowania na końcu gry. Powyższe akcje dotyczą dosłownie planszy głównej, czyli statku Black Angel. Możemy jednak przeprowadzać akcje również na planszy kosmosu, gdzie wykonując ruch swoim statkiem, zagrywamy kartę o określonej barwie, na odpowiadającym jej polu.
Ewentualnie jesteśmy też w stanie skorzystać z już wyłożonej na planszy kosmosu karty. Wszystko jednak opiera się w gruncie rzeczy na trzech kolorach kości (szarej, zielonej, żółtej), w połączeniu z technologiami, kartami, polami przestrzeni kosmicznej w tych samych barwach. Wybór kości determinuje całą sekwencję ruchów powiązaną z jej barwą. Co ciekawe i bardzo istotne, kość którą wybieramy, nie musi należeć do nas. Wprowadzono element negatywnej interakcji, pozwalający na zakup kości innego gracza, z czego korzystamy tym chętniej, im wyższą wartość ma ów kość. Przeciwnik nawet nie może odmówić transakcji. I mogą zdarzyć się takie partie, że jeden gracz sumiennie „produkuje” kości, pozostali gracze skrzętnie mu je podkradają. Oczywiście zaimplementowano mechaniki obronne, poza tym właściciel kości dostaje przewidzianą zapłatę, nie mniej jednak trzeba się przyzwyczaić do specyfiki takiej rozgrywki. Z początku będziemy czuć dyskomfort, jeśli przeciwnik wyciągnie pazerne łapsko po naszą witurlaną własność/wartość. Do momentu, kiedy w naszym ruchu chętnie skorzystamy z dwulicowej transakcji, pozostawiając współgracza z bezradną miną.
Niespodziewanie istotnymi akcjami okazały się nasze kosmiczne eskapady. To one będą napędzać naszą produkcję zasobów i punktów. To na zmieniającej się planszy kosmosu będziemy wcielać w życie nasze plany. Świadomie zagrane karty pozwolą wielokrotnie skorzystać z ich profitów. W innym przypadku dobre umiejscowienie karty przyniesie szybki jednorazowy przychód. Poza tym krótko mówiąc, bez akcji w kosmosie, nie ma akcji na pokładzie. Wystawienie karty powoduje bowiem zasilenie nowymi technologiami, prawdopodobnie ingerencja w międzygatunkowe układy spowoduje również atak Destruktorów, a wraz z nimi pojawią się uszkodzenia w poszczególnych strefach statku. To w efekcie akcji w kosmosie będziemy mogli nabyć nowe technologie, przeprowadzić naprawę i usunąć uciążliwe karty destruktorów.
Im częściej doprowadzimy do wykorzystania wszystkich kości i konieczności ponownego rzutu, tym przyspieszamy lot statku, zbliżając go do celu – planety Spes. Przewijamy wówczas planszę, przesuwając Black Angel w przestrzeni kosmicznej. Jednocześnie im częściej zagrywamy karty w sąsiedztwie zagrożonych atakiem Destruktorów miejsc, tym szybciej zużywamy czerwoną talię. Wyczerpanie tejże powoduje przedwczesne zakończenie rozgrywki, zniszczenie Black Angel i fiasko misji. Dla graczy powoduje to brak dodatkowego punktowania za zgromadzone zasoby. Z jednej strony szczegół, z drugiej w wielu przypadkach może on decydować o wygranej.
Black Angel to świetny tytuł raczej dla doświadczonych, wymagających graczy. Choć szkielet zasad wydaje się przejrzysty, stoi za nim szereg naprawdę skomplikowanych decyzji. Powiązanie kolejnych ruchów w ciąg przyczynowo-skutkowy nie przychodzi wcale z łatwością. O dziwo samą grę dość łatwo tłumaczy się nowym graczom. Zasługą tego jest w moim przekonaniu bardzo dobrze przygotowana instrukcja. Mogłaby być wzorem dla wielu wydawnictw. Wszystko skrzętnie opisane, krok po kroku wyjaśnione możliwe opcje, okraszone sugestywnymi przykładami i ilustracjami. Już dawno nie czułem satysfakcji w przyswajaniu zasad. Wracając jednak do samej rozgrywki – od samego początku pojawia się zawsze kilka opcji do wyboru. To wśród nich musimy znaleźć właściwą ścieżkę dla optymalnej akcji. Oczywiście najbardziej pożądane będą kości o wysokich wynikach. Czy mam je we własnych zasobach, czy należałoby ją podprowadzić przeciwnikowi? Jeśli zdecyduję się na zakup kości, muszę mieć dostępny surowiec, którym zapłacę. A może jednak lepiej wykorzystać własną kość, choćby o niższym wyniku? Jest też opcja wydania czerwonej kostki, żeby obrócić kość na przeciwległą ściankę. W końcu wykonać akcję na pokładzie, czy polecieć w kosmos? Do eksploracji kosmosu potrzebny będzie robot, przedstawiciel mojej sztucznej inteligencji, ale też statek, którym wyleci z Black Angel. Jak je wcześniej pozyskać? Może skorzystać z zainstalowanej na planszy gracza technologii? A wśród posiadanych kart, którą zachować dla akcji głównej, a którą wydać bez większych problemów?
Wszystkie powyższe i wiele innych rozterek będzie chodziło za nami podczas każdej partii. Upatruję w tym niewątpliwie zalet gry, której nie można odmówić różnorodności. Gra zachęca do testowania nowych pomysłów na poprowadzenie rozgrywki. Pozwala też rozwijać się z partii na partię i odkrywać kolejne sposoby na sensowne punktowanie. Wiele zależy od pozyskanych kart i umiejętnego ich wykorzystania. Może zdarzyć się, że nie będą się one spinać z naszym zamysłem. Występują też karty pozornie skuteczniejsze, a być może nie nauczyliśmy się jeszcze z tych trudniejszych dostatecznie korzystać. Niewątpliwie Black Angel to jedna z ciekawszych premier tego roku, która oprawą graficzną i wydaniem niewątpliwie zachęca do sięgnięcia i podjęcia wyzwania – dotarcia do planety Spes i nowej szansy dla gatunku ludzkiego.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.
Plusy
- jakość wydania
- bardzo dobrze opracowana instrukcja
- regrywalność
- interakcja
- wyczuwalny klimat
Minusy
- na stole zajmuje dużo miejsca
Więcej na: boardgamegeek.com |Rebel.pl
Grę kupicie tutaj:
W grach planszowych szukam przede wszystkim dobrze zaprojektowanej mechaniki. A jeśli sprawnie i rzetelnie wpisana jest w temat gry, nie potrzeba mi niczego więcej. Grafika i tytuł wystarczają mi za klimat – resztę sobie dopowiadam. Z nowoczesnymi grami związany na poważnie od 2013 r. Pierwsze kontakty z twórczością Felda i Rosenberga mocno wypaczyły moje gusta w kierunku euro. Wśród moich ulubionych tytułów przeważa mechanika area control i worker placement. W domu nie muszę nikogo siłą do stołu zaciągać; mam też dwoje młodych współgraczy, więc nie unikam tytułów familijnych. To za ich przyczyną i na domowe potrzeby powstał scenariusz do Robinsona – Przygoda w Nibylandii.