, ,

Dice Throne: Sezon 1 ReRolled

Co powstanie z gry polegającej na rzucaniu kostką, osoby, która ma chore rzuty i przeciwnika, któremu totalnie nie idzie? Dzisiaj przygotowałem dla Was recenzję gry Dice Throne Rerolled (Box 1 i 2) od Lucky Duck Games. No to jedziemy – znaczy, turlamy!

Epizod od 1 do 4

Dice Throne to „dwuosobowa” gra pojedynkowa wykorzystująca w głównej mierze mechanizm turlania kostkami oraz, w mniejszym stopniu, zagrywanie kart. „Dwuosobowa” w cudzysłowie, ponieważ można w ten tytuł grać nawet do 6 osób, jednak po ograniu się wiem, że jej mięsko opiera się właśnie na pojedynku dwóch osób.

Tytuł ten podzielony został na cztery pudełka numerowane od 1 do 4, w którym znajdziemy zawsze tę samą zawartość. Czyli instrukcję oraz dwie tacko-wypraski na postacie oraz ich zawartość – kości, karty, liczniki itd. Przed napisaniem recenzji zastanawiałem się nad rozwiązaniem podzielenia gry na cztery pudełka i finalnie jestem rozdarty między dwoma opiniami. Z jednej strony bardzo fajnie, że rozpoczęcie przygody z Dice Throne można już zacząć od wykupienia jednego zestawu, ale dla mnie dwie postacie to zdecydowanie za mało. Lubię różnorodność i co prawda w pierwszym pudełku już jest postać, która wpasowała się w mój styl gry, to chyba wolałbym rozwiązanie dwa zestawy po cztery postacie.

No dobrze, ja tu pitu pitu o zawartości, ale jak się gra w Dice Throne? Tytuł ten ma niesamowicie proste zasady i można je przyswoić w dosłownie pięć minut. Wyzwanie przyjęte? Zaczynamy.

Po pierwsze, gra składa się z trzech faz. Pierwsza to faza utrzymania oraz dochodu. W fazie utrzymania odpalają się efekty, które działają konkretnie w tej, a nie innej fazie (w postaciach, którymi grałem, nie miało to miejsca). W fazie dochodu dociągamy kartę oraz dostajemy „hajs” – tutaj punkty walki. W fazie głównej zagrywamy karty, które mają nadrukowaną literkę „G” poniżej kosztu karty (są to zazwyczaj karty niebieskie oraz ulepszenia umiejętności). Następnie nadchodzi faza pomarańczowa – ofensywna. W tej fazie turlamy kośćmi do trzech razy. Po każdym rzucie możemy odłożyć dowolną ilość kości i z każdym rzutem możemy przerzucić wcześniej odłożone kości. Po trzech lub mniej rzutach rozpatrujemy wynik i sprawdzamy, czy udało nam się wykonać jakiś atak. W tej fazie możemy również zagrywać karty pomarańczowe modyfikujące rzuty kości itp. Po rozpatrzeniu ataku gracz, który otrzymuje obrażenia, broni się. Bierze odpowiednią ilość kości i następnie wykonuje rzut obronny zgodnie z opisem swojej umiejętności defensywnej. Jeżeli obrażenia są nieuchronne, wtedy może jedynie bronić się z żetonów na swojej postaci (np. uniku) lub kart z ręki. Po fazie pomarańczowej następuje jeszcze jedna faza główna i zakończenie rundy. W trakcie gry będą występować również czerwone karty, które będzie można zagrać w momencie opisanym przez kartę – zazwyczaj dowolnym. Proste, prawda?

Losowość pod kontrolą

Wiele osób przed chociażby spróbowaniem rozgrywki w Dice Throne powstrzymywać będzie losowość. Nie dziwię się, bo przecież rzuty kostkami to sama kwintesencja tego zjawiska, ale czy ta obawa jest słuszna? Niekoniecznie, bo mimo iż jest to trzon rozgrywki, to jesteśmy w stanie w pewnym stopniu nad tym zapanować. W dodatku bardzo rzadko zdarzają się sytuację, w której nie będziemy mogli totalnie nic zrobić. Głównie zresztą ze względu na naszą zachłanność niż rzutami.

Przede wszystkim nad losowością czuwają trzy rzuty. Dla przypomnienia, w trakcie pomarańczowej, ofensywnej fazy, zawsze rzucamy trzy razy, wszystkimi pięcioma kośćmi. Co więcej, jeżeli wyniki uzyskane na niektórych kosteczkach nam pasują, to możemy je odłożyć i rzucić pozostałymi. Ba, nawet te odłożone nie zobowiązują nas, że nie możemy już ich tykać. Następne turlanie było dużo lepsze od poprzedniego? To rzuć sobie teraz tymi, co odłożyłeś wcześniej.

Kombinacji ataków jest bardzo dużo i wbrew pozorom bardzo trudno jest „nic nie zrobić”. Jasne, takie sytuacje się zdarzają, ale w większości jest to z naszej winy. Dodatkowo rzuty możemy kontrolować za pomocą kart. Nie było pojedynku, w którym nie trafiłyby się mi lub przeciwnikowi karty, które pozwalały położyć dwie kości na dowolną ściankę albo „skopiować” inny wynik i ustawić jedną kostkę na już otrzymany wynik. Tutaj też jest sporo możliwości nad okiełznaniem losowości – rym niezamierzony.

Dodatkowo, prócz kontrolowania naszych kostek, mamy również wpływ na rzuty przeciwnika. Tutaj akcji takich widziałem dużo mniej niż modyfikowanie naszych wyników. Mimo wszystko istnieją karty, które każą przerzucić przeciwnikowi na przykład jedną z kości, co mocno może pokrzyżować plany. Na deser warto wspomnieć, że nawet jeśli atak nam się powiedzie, to przeciwnik wciąż ma szansę na odpowiedź. I jest to bardzo fajne, ponieważ, mimo iż każdy z graczy ma po 50 punktów życia i schodzą one bardzo szybko, to dzięki dobrym rzutom (w tym przypadku tylko jedna próba) nasz przeciwnik może ładnie obniżyć otrzymywane obrażenia.

Kto zasiądzie na tronie?

Dice Throne to bardzo sprytny i solidny tytuł. Swój główny trzon rozgrywki skupiony jest wokół rozgrywki dwuosobowej, ale doceniam, że są również inne tryby zabawy – w tym nawet pojedynek drużynowy.

Bardzo mi się podoba mechanika gry. Wpływ na losowość sprawia, że nie frustrujemy się, iż coś nam nie wyszło przez kiepskie rzuty. Dodatkowo, zagrywanie kart umiejętności też jest fajnym poskramiaczem kostek, co jest jak najbardziej na plus.

Równie fajnie działa możliwość ulepszania zdolności za pomocą kart. Każda postać w swojej talii ma karty, które ulepszają wcześniej już istniejącą, bazową zdolność, czyniąc ją silniejszą. Co prawda ulepszanie nie jest konieczne do wygrania pojedynku, ale faktycznie da się odczuć, że dzięki temu mamy więcej kombinacji rzutów.

Neutralnie podchodzę do rozwiązania zestawów cztery pudełka po dwie postacie. Z jednej strony fajne rozwiązanie, bo żeby zacząć przygodę z tytułem naprawdę nie trzeba dużego wkładu finansowego, ale z drugiej strony bazowanie na dwóch postaciach byłoby dla mnie w którymś momencie zbyt nudne. Warto tutaj również nadmienić, że nie musimy kupować pudełka numer 1, żeby cieszyć się grą. Każde pudło, to „niezależna” od pozostałych pudełek gra.

Jeśli chodzi o minus gry to tutaj jedynie są moje intuicje, więc można to przyjąć z przymrużeniem oka. Mam wrażenie, że niektóre pary lepiej działają przeciwko sobie od innych. Co prawda jeszcze nie przegrałem żadnego pojedynku (co też mi się nie podoba), ale można zauważyć, że jak nie trafimy w dobrą parę, to pojedynek może być bardzo jednostronny. Oczywiście tutaj trzeba rozegrać dużo, dużo więcej gier i to wszystkimi postaciami, żeby potwierdzić tę teorię i jest to praca bardziej dla testerów, ale warto mieć to na uwadze. Bonusowo chcę wspomnieć też o pewnej rzeczy dla osób, które lubią brać ze sobą gry w podróż. Przyznam szczerze, że jest to jeden z tych tytułów, które, po pierwsze, nie niszczą się w transporcie, po drugie, są bardzo kompaktowe i nie zajmą dużo miejsca. No i jest to na tyle fajna i przyjemna gra, że warto zabrać ją ze sobą.

Dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games za przekazanie gry do recenzji.

Zalety:

  • Jakość wydania
  • Przystępność mechaniki
  • Panowanie nad losowością
  • Spory wachlarz “wojowników” do wyboru

Wady:

  • Niektóre pojedynki wydają się jednostronne

Więcej na: boardgamegeek.coGramywplanszówki.pl | Lucky Duck Games

Grę kupisz tu:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments