, ,

Rzut oka – Volfyirion

Potężny smok Volfyirion, zwiastun zniszczenia, zamieszkuje ruiny Kyradar. Reprezentanci dwóch Domów, Volarees i Rorius, prowadzą niekończącą się wojnę o potęgę i kontrolę nad smokiem. Jednostki stacjonują na murach miast, żołnierze obu stron prowadzą nieustanne oblężenie, a mieszkańcy odbudowują to, co zostało zniszczone. Która ze stron wyjdzie w tym konflikcie zwycięsko? A może oba domy upadną pod niszczycielską siłą Volfyiriona?

Deckbuilder według Tabula Games

Volfyirion, lub w skrócie VO, to jeden z tytułów ze stajni twórców lubianej przeze mnie Mysthei. To tytuł, który nie tylko wykorzystuje moją ulubioną mechanikę gier, ale też rozbudowuje już i tak bardzo intrygujący świat zapoczątkowany przez Mystheę.

Czym jest więc VO i co sprawia, że wyróżnia się na tle innych, dostępnych na rynku gier? Przede wszystkim, tak jak poprzedniczka, gra została ufundowana na platformie Kickstarter w bardzo dobrej, jak na KSowe standardy, cenie. Prócz „kompaktowej” gry, wspierający mogli również dokupić figurkę tytułowego gada, którą można wykorzystać w innych grach od Tabula Games. Ciekawa mechanika, przystępna cena i bardzo fajna dodatkowa zawartość sprawiła, że tytuł ten cieszył się sporym zainteresowaniem.

Karty, miasta i smok

Wracając do postawionego wcześniej pytania, czym jest VO? Jak już wspomniałem kilkukrotnie, to deckbuilder. Można prześmiewczo powiedzieć, że gra, jak każda inna w swoim gatunku, gdyby nie kilka niuansów, które sprawiają, że w Volfyiriona gra się bardzo szybko i bardzo przyjemnie.

Zaczynamy typowo, od rozdania graczom talii początkowych, które nie różnią się niczym od siebie. Oprócz tego każdy otrzymuje trzy karty miast. Następnie budujemy rynek kart do kupienia oraz… „Zapełniamy” smocze leże. Na razie brzmi to enigmatycznie, ale za chwilę to wszystko rozjaśnię.

W trakcie swojej tury zagrywamy pięć dobranych wcześniej kart – typowa mechanika, którą ma większość deckbuilderów. Karty mają swoją ikonografię, którą wykorzystujemy do kupowania kart, walki, „czarowania” oraz… interakcji z naszym uroczym smoczkiem, zwiastunem zniszczenia.

Celem gry jest, oczywiście, pokonanie drugiego gracza. Broń Boże nie myślcie, że osiągnąć to można przez zwykłe zjechanie paska życia do zera. O nie, tutaj jest trochę bardziej ambitnie! Aby wygrać, musimy zniszczyć wszystkie miasta przeciwnika. Zgodnie z fabułą przedstawioną w instrukcji gry, zniszczyć miasto można dwojako: poprzez najechanie go odpowiednią „siłą” jednostek i zrównanie z ziemią albo poprzez okiełznanie Volfiyiriona i posłanie go w kierunku wrogiej metropolii. Tak czy siak, jeśli któryś z ataków nam się powiedzie, miasto zostaje zniszczone – oczywiście w wersji podstawowej gry. Kiedy wszystkie trzy przyczółki naszego przeciwnika w jakiś sposób legną w gruzie, wtedy wygrywamy grę.

Żeby jednak przeprowadzić szturm na miasto, trzeba się wpierw „uzbroić”, czyli dokupić karty do naszego decku. Karty są różne, ale generują maksymalnie trzy zasoby oznaczone ikonami: miecza, kółka oraz kryształu. Dzięki temu, że w grze występuje tak mało zasobów, bardzo szybko jest się w stanie ich nauczyć. Co więc za nie zyskujemy?

Przede wszystkim, wcześniej wspomniane „kółko” generuje nam “punkty dowodzenia” – walutę, za którą kupimy karty z podstawowej talii tzw. assetów. W niej znajdziemy różnego rodzaju budynki, akcje i postacie zapewniające nam dodatkową walutę lub wzmacniające obronę miast. Niektóre karty oferują dodatkowe bonusy, jeśli zostaną zagrane w kombinacji z kartami reprezentującymi odpowiedni gatunek. Podobną mechanikę, dla porównania, zastosowano w kosmicznym Brzdęku.

Miecze, jak wskazuje sama ikonka, służą do ataków. Atakować można miasta przeciwnika lub ich obrońców. Można też za ich pomocą wykradać skarby z leża Volfyiriona albo pokonać samego smoka. Nie mylić z jego tymczasowym okiełznaniem!

Karty cudów oraz Volfyirion stanowią, tak naprawdę, śmietankę całej rozgrywki. “Cuda”, bo tak nazywają się skarby czekające w leżu gadziny, pozyskujemy poprzez udane wyprawy zbrojne. Oprócz tego, dzięki odpowiedniej sile militarnej, możemy pokonać samego smoka. Przejmujemy wówczas jego leże i dołączamy je do naszego imperium. W efekcie przeciwnik ma jeszcze jedno miasto do zniszczenia.

Kryształy również stanowią ciekawą mechanikę. Kart z tą ikonką można używać do „wyłączania” artefaktów przeciwnika. Artefakty, czyli karty cudów, działają zawsze pasywnie. Raz zagrane, leżą cały czas w naszym obszarze gry. Dzięki odpowiedniej sile mocy tajemnej, jesteśmy w stanie „stapować”, tudzież wyłączyć daną kartę z gry, póki przeciwnik jej nie odblokuje. To ważny aspekt rozgrywki, ponieważ jeśli zbytnio pozwolimy naszemu wrogowi rozwinąć silniczek, zostaniemy zmiażdżeni z druzgocącą siłą.

Kryształy wykorzystujemy również do poskramiania smoka. Działa to na zasadzie podobnej do kupowania kart: musimy zgromadzić odpowiednią ilość zasobu, żeby tymczasowo „kupić” smoka. A przez kupienie mam na myśli wyprowadzenie go z leża i wysłanie do wrogiego miasta. W tym momencie przeciwnik ma problem, gdyż jeśli w swojej turze nie odeśle smoka do legowiska, miasto zostaje z automatu zniszczone. Jest to całkiem logiczne – w filmach dokumentalnych z Godzillą też nie chcieli przyjaźnić się z potworem.

Tak właśnie toczy się rozgrywka przez większość gry. Zdobywamy nowe karty i stajemy się coraz silniejsi. Pozbywamy się z talii kart słabszych, żeby jeszcze bardziej rosnąć w siłę. Równocześnie nie pozwalamy naszemu przeciwnikowi zbytnio rozwinąć skrzydeł. Nie dopuszczamy, aby skonstruował silniczek, który będzie napędzał jego moc. Gdy zdołamy wystawić wystarczająco  silne karty, wyprowadzamy atak lub szczujemy wrogie miasta smokiem. To wszystko i wiele więcej zamyka się w 20-30 minutach intensywnej rozgrywki. Jak dla mnie bomba!

Tanie i dobre?

Wprawdzie gry nie posiadam (jeszcze!) w swojej kolekcji i mam przyjemność przedstawić ją Wam dzięki uprzejmości mojego kolegi, Michała, ale przyznaję, że jest to gra bardzo przyjemna. Prosta w swojej mechanice i bardzo dynamiczna – a co za tym idzie, wciąga jak bagno. Zawiera również kilka minidodatków – dodatkowych kart, umożliwiających m.in. bardziej asymetryczną rozgrywkę.

Pozycja ta jest obowiązkowa dla wszystkich tych, którzy posiadają już Mystheę, ale odnajdą się tu wszyscy poszukujący czegoś łatwego, przyjemnego i szybkiego, a zarazem wymagającego pogłówkowania.

Więcej na: boardgamegeek.com | Tabula Games

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments