,

ZOO New York

Przy okazji całkiem niedawnej recenzji Novej Luny, w której palce maczał Uwe Rosenberg, opisałem jego sposób na tworzenie nowych tytułów: weźmy coś z innych moich gier, dodajmy, wymieszajmy, wypieczmy, przetestujmy i puśćmy na rynek, zobaczymy, jak się przyjmie. Czasem się udaje, a czasem kompletnie nie, co jakoś niemieckiego projektanta do tej metody nie zniechęca i próbuje dalej. Ostatnio zwolnił z produkcją swojej linii wielkich pudeł, poszedł bardziej w gry małe, proste i familijne. Bo czegóż tu się spodziewać już po samym tytule – ZOO New York, czyż może być bardziej rodzinnego od weekendowej wizyty w ogrodzie zoologicznym? (Tak, kolacja wigilijna🙂 ). Za tytuł zabrałem się z duszą na ramieniu, mniejsze gry Uwego zwykle mnie zawodzą, i to nie tylko dlatego, że jestem miłośnikiem cięższych rozgrywek. Dostałem wszystko, czego się spodziewałem – sample z mechanik poprzednich gier, prościutkie zasady, szybką rozgrywkę. Zatem warto czy nie?

Na czym zabawa polega? Na środku rozkładamy drabiniastą planszę główną, na której nadrukowane mamy pola poboru zwierząt oraz punkty ich rozmnażania. Pomiędzy rozkładamy według podanego w instrukcji algorytmu wybiegi, czyli po prostu klocki tetrisowe o wielkości od 7 do 4 pól. Niedaleko wykładamy pulę dodatkowych klocków, zwanych atrakcjami. Na polu startowym stawiamy słonia, każdy z graczy bierze odpowiednią planszetkę, na której będziemy budować nasze zoo, dwa startowe zwierzaki i zaczynamy zabawę. Która jest prosta jak gwizdanie na palcach – bierzemy słonia i wykonujemy nim do 3 lub 4 kroki (zasięg słonia zależy od liczby graczy przy stole). Gdzie wylądujemy, tam wykonujemy akcję – jeśli na stosiku wybiegów, bierzemy górny klocek i natychmiast dostawiamy do swojej planszetki. Jeśli zatrzymamy się na zwierzętach, bierzemy wskazaną tam parę i możemy ją wsadzić od razu na wybieg (jeden wybieg – jeden gatunek), albo jeśli nie chcemy, albo nie możemy, wstawiamy do poczekalni, czyli pawilonu. Gdy którykolwiek z graczy przechodzi słoniem przez punkt rozmnażania gatunku, szczęśliwy posiadacz co najmniej parki w jednym wybiegu uzyskuje dodatkowego zwierzaka. Zapełnienie wybiegu daje nam przywilej wzięcia jednej z atrakcji i dołożenia do swojej planszetki. Kilka drobnych zasad, dotyczących brania i przestawiania zwierząt, ot i całe ZOO New York. Wygrywa ten, kto pierwszy zabuduje swój obszar wybiegami i atrakcjami.

A jak to sprawdza się praktyce? Wprawne oko ujrzy pokrewieństwo ZOO New YorkPatchworkiem (tetrisowe klocki, chodzenie w kółko i ich w ten sposób zdobywanie, atrakcje jako łatki) oraz z… Ucztą dla Odyna (premiowane zabudowania obszaru, w tym wypadku wybiegu). Ale gra to przede wszystkim wyścig, zwycięzca jest tylko jeden, najlepiej dobierający kafelki, najszybciej zapełniający wybiegi, najsprytniej wybierający atrakcje i to jest pewnym novum w repertuarze szanownego pana Uwe. A jak wyścig to zapewne emocje, których tutaj przy stole nie brakuje, co więcej, są świetnie dawkowane. Bo jak wygląda sama rozgrywka: na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że optymalną strategią jest branie jak największych tetrisów, aby szybko zabudować swój obszar. Otóż nie do końca. Po pierwsze mają one pokraczne kształty i od pewnego momentu bardzo trudno znaleźć na nie miejsce. Po drugie im większy klocek, tym dłużej zapełnia się go zwierzętami.  Po trzecie, słoń ma określony zasięg i nie każdy tetris da się zdobyć. Co więcej, gra jest tak sprytna, że część kafelków zwyczajnie nie wejdzie do gry, gdyż zostaną zablokowane przez te leżące na nich. Dobrze, w takim razie może, zamiast tego brać zwierzęta na wybiegi. Też nie do końca – ano dlatego, że muszą mieć swoje wybiegi, a im on jest mniejszy, tym szybciej go zapełnimy. Kiedy pojawią się małe wybiegi? Gdy ktoś weźmie ten większy, więc przeciwnicy nie śpią, każdy taki ruch ułatwia życie przeciwnikom, więc trzeba starać się obserwować, czego raczej nie uwalniać. Wyścig mamy nie tylko o zwycięstwo, ale również o atrakcje – im ta jest większa, tym jest ich mniej. I tu wrócę do tempa rozgrywki – o ile na początku gry gracze zainteresowani się przede wszystkim największymi tetrisami, szybko zapełniają swoje zoo, to pod koniec rozgrywki wyścig przenosi się na wybiegi, każde nowo zdobyte zwierzę może zadecydować o pobraniu właśnie tej, pasującej i kończącej atrakcji. Największą sztuką w tej grze jest właśnie takie dobieranie i układanie kafelków, by atrakcji w zoo było jak najmniej. A łatwe to nie jest – w moich rozgrywkach rekord to dwie, ale zwykle oscylujemy wokół czterech-pięciu.

ZOO New York jest sprytnie wyskalowane, dla każdej liczby graczy otrzymujemy inne planszetki (im graczy mniej, tym obszar do zabudowy większy, aby wybiegi zeszły), inny zasięg słonia oraz inne zwierzęta na start. Bywają też lekkie modyfikacje, ponieważ jest to wyścig, zaczynający może mieć lekką przewagę – została zmniejszona poprzez ograniczenie liczby pawilonów lub też minimalne powiększenie obszaru zoo. Regrywalność spora, wszak rozstawienie klocków jest zawsze losowe, nie zbudujemy tego samego zoo. Przy okazji czynnik losowy nie odgrywa w trakcie gry żadnej roli, zaś interakcja jak w klasycznym euro – podbieranie i utrudnianie, wybiegów, to przede wszystkim, ale można też wykonać tak ruchy, by jakieś zwierzęta nie wpadły w ręce przeciwników. Wykonanie – drewniane zwierzaki fajne, choć może kangur umiarkowanie podobny do siebie, wybiegi i atrakcje solidny karton, czepiłbym się, jak często to robię cieniutkich planszetek, ale tu akurat czynnik ekonomiczny jest wyraźny – jest ich po prostu dużo i nawet wydawcę trochę rozumiem. Czas gry – jeśli powiem, że piętnaście minut na gracza to chyba nawet trochę przesadzę. Oczywiście jest tu nad czym pomyśleć, co liczyć, ale nie ma tak, że gra sprzyja myślicielom – akcje są szybkie, wszystko toczy się wartko i sprawnie.

Podsumowując: dobra robota, panie Rosenberg. ZOO New York to bardzo udany produkt w kategoriach gra dla początkujących, familijna z dziećmi, przerywnik bądź rozgrzewka przed dużym tytułem podczas wieczoru. Nie wyobrażam sobie takiego planszówkowego malkontenta, któremu ta gra nie spodobałaby się. Fajny produkt, który łączy dużą dawkę emocji związanych ze ściganiem się, daje okazję do namysłu nad następnym i kolejnymi ruchami, kombinowanie ma tu swoją wartość, proste, acz nieprostackie zasady, bardzo dobrze wyważona. Chciałbym się do czegoś przyczepić, ale naprawdę nie dostałem ku temu okazji. Oczywiście, na siłę, ZOO New York to guma żucia, fast food i danie lekkostrawne, fanatyków epickich ameri lub miażdżących skomplikowaniem eurasków, którzy z góry patrzą na produkty light, zapraszamy do innych recenzji. Do ZOO New York zawsze siadam z dużą przyjemnością, a i moi współgracze często i chętnie dopominają się o to, by lądowała na stole, co samo w sobie jest najlepszą recenzją, jaką może dostać gra.

Dziękujemy wydawnictwu Bard za przekazanie gry do recenzji.

Plusy:

  • Przystępne zasady
  • Dynamiczna i emocjonująca
  • Ciekawe decyzji taktyczne i strategiczne
  • Regrywalność
  • Interakcja oparta na wyścigu

Minusy:

  • Klimat umiarkowany
  • Cienkie planszetki
  • Kolory wybiegów mogłyby różnić się bardziej

Więcej na: boardgamegeek.com | Wydawnictwo Bard


Grę kupicie tutaj:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments