, ,

Huang

Zacznijmy banalnie: Huang to nie jest new man in town. Mamy bowiem do czynienia z reimplementacją stareńkiej gry z 1997 Tygrys i Eufrat, która w roku 2018 wyszła nieco zmieniona jako Yellow & Yangtze.  I właściwie na tym moglibyśmy zakończyć tekst, bo jeśli ktoś zna zwłaszcza ten drugi tytuł, od razu dostrzeże, że Huang od Y&Y różni… właściwie prawie nic. Zasady są te same, mapa bardzo podobna – różnica jest na poziomie wykonawczym. Od razu uprzedzam, że dzięki uprzejmości Wydawnictwa Phalanx miałem możliwość przetestowania wersji prototypowej, więc niewykluczone, że niektóre elementy wersji crowdfundingowej będą szczyptę inne. W Yellow & Yangtze liderzy są drewnianymi sześciobokami foremnymi, Huang zamiast tego proponuje bardzo ładne figurki z kolorowymi podstawkami. Punkty to żetony z grubego kartonu, podobnie zresztą jak płytki w sześciu kolorach. Jest także worek, bardzo fajne zasłonki, które jednocześnie pełnią funkcję karty pomocy. Ogólnie jest estetycznie i funkcjonalnie, chociaż uprzedzając fakty – figurki liderów to gadżet.

Dobrze, ale co z samą grą, czym to się je? Fabularnie – jesteśmy w Chinach, które właśnie rozpadły się na ileś tam państewek i naszym celem jest… nie zjednoczenie, ale wyciągnięcie z tej całej okoliczności punktów, więcej niż przeciwnicy. Uprzedzam – fabuła jest pretekstowa, Huang to czysty abstrakt. Na planszy mamy startowo rozłożone „stolice”, czyli żółte kafelki, od których budujemy swoje obszary za pomocą kafelków trzymanych za zasłonką oraz liderów jawnie stojących przed nią. Kolorów kafli jest sześć: zielony pozwala dobrać kafelek z rynku, niebieskim można zabudować tylko rzeki, czerwony uruchamia się tylko w przypadku wojny (oznacza żołnierzy), żółty rozstrzyga konflikty pomiędzy liderami oraz biały, nie dający nic poza tym, że można na nim zdobyć punkty-jokery, szalenie istotne w końcowym punktowaniu. Oprócz tego, jeśli zza zasłonki odrzucimy dwa kafle niebieskie, wówczas możemy usunąć z planszy dowolny kafelek, zaś wywalenie pary zielonych pozwala na zbudowanie pagody (kolejna figurka!), która co rundę daje liderowi tego samego koloru punkt.

Gramy sobie w ten sposób, że każdy ma w swojej turze dwa ruchy, mając do wyboru: dołożenie kafla do istniejących, odrzucenie par zza zasłonki, dołożenie/zdjęcie lidera i wymianę wszystkich kafelków zza zasłonki. Czynnikami najbardziej emocjonującymi w grze są wojny i rewolty. Gdy na danym obszarze są dwaj liderzy o tym samym kolorze dochodzi do rewolty – wynik rozstrzygamy za pomocą żółtych kafli zza zasłonki oraz żółtych liderów (przegrywający zmyka z planszy). Wojna jest nieco bardziej złożona – mamy z nią do czynienia wówczas, gdy dwa odrębne obszary ktoś spróbuje połączyć, dokładając kafel, zaś w połączonym obszarze mamy liderów o tym samym kolorze. Rozstrzyga wynik armia: czerwone kafle z obszarów oraz ewentualnie zza zasłonki i znów – przegrywający spada z planszy, zaś państwo przechodzi pod dozór zwycięzcy.

Pomyśleliście – o, kontrola terenów, wygrywa ten, kto ma większy obszar pod kontrolą? Nic bardziej mylnego. Przez całą grę zbieramy różnokolorowe punkty, przede wszystkim wówczas, gdy nasi liderzy są na planszy, pagody są na planszy i kolorki się zgadzają. Są punkty za wygrane wojny. Ciułamy i ciułamy, gra kończy się, gdy w worku skończą się kafle do dobrania. Na końcu niespodzianka – wynik to liczba żetonów w naszym najsłabszym kolorze, który możemy uzupełnić białymi żetonami. Co promuje grę nie na jednego lidera, a w miarę możliwości wszystkich.

Czy Huang jest fajną grą? Dla miłośników abstraktów raczej tak. Można się w nią bawić do czterech osób, ale mnie najbardziej przekonuje pojedynek dwuosobowy – tutaj cenię sobie większą kontrolę nad wydarzeniami na planszy. Bo właśnie to jest mój największy zarzut do Huanga (jego dwóch ojców również) – irytująca nieprzewidywalność. Nie wiemy, co przeciwnicy mają za zasłonkami, działania wojenne są w związku tym czynnikiem silnie losowym. Oczywiście – jawność kafli być może uczyniłaby tę grę zbyt przewidywalną, a przez to nudną, ale ja po prostu nie lubię w grach takiego wyskakiwania królika z kapelusza. Ryzyko inicjowania wojny i rewolty jest często zbyt duże, nawet jeśli za zasłonką mamy same kafle czerwone czy żółte. Doceniam flow gry, pomysł na rozbijanie państw powstaniami chłopskimi (czyli wyrzuceniem dwóch niebieskich kafli) jest przedni. Początek gry jest może trochę za wolny, często każdy buduje państewko w swoim kącie mapy, ciułając punkciki żółtym liderem, dopiero gdy się mapa zapełnia, musi dojść do konfliktów.

Huang to gra dla bardzo określonej grupy planszówkowiczów: nieklimatyczna, abstrakcyjna zabawa w kontrolę mapy, mocno interakcyjna, w której kontrolujemy przede wszystkim kolory punktów, starając się podciągnąć ten najsłabszy. Kombinowania jest całkiem sporo, decyzje nie są banalne. Sęk w tym, że mnie jakoś ta gra nie porwała, rozgrywki toczyły się płasko i bez emocji, wysilanie szarych komórek mogło się szybko zakończyć jakimś rajdem kilku kafelków zza zasłonki. Doceniając prostotę i elegancję mechaniki, to, że pomimo ćwierci wieku na karku nie zestarzała się, nie mogę się przekonać do Huang – po prostu nie jestem w grupie docelowej..

Dziękujemy wydawnictwu Phalanx Games za przekazanie gry do recenzji.

Więcej na boardgamegeek.com | Phalanx Games

Grę kupicie tutaj:

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie fb_postfoot.jpg

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments