,

Unmatched: Bitwa Legend i dodatek

Zastanawialiście się kiedyś, kto by wygrał w starciu pomiędzy dwiema fikcyjnymi postaciami z zupełnie różnych uniwersów? W dobie postępującej mainstreamizacji kultury geekowskiej nikogo nie dziwi już Batman walczący z Obcym. Czemu by więc nie wrzucić do jednej planszówki postaci z legend, baśni i popkultury, a następnie pozwolić graczom dowolnie łączyć je w pary w walce na śmierć i życie?

Dokładnie to założenie zdaje się przyświecać serii Unmatched, której pierwsze dwie odsłony ukazały się w ubiegłym miesiącu na naszym rynku za sprawą wydawnictwa Ogry Games. Zarówno Bitwa Legend jak i Robin Hood vs Wielka Stopa to w pełni samodzielne tytuły, które można ze sobą dowolnie mieszać. Pośród dostępnych w nich postaci gracze znajdą między innymi Króla Artura, Wielką Stopę i Alicję z Krainy Czarów. Brzmi kuriozalnie? Jasne. Ale ile w tym wszystkim frajdy!

Nim przejdę jednak do opisu samej radosnej crossoverowej rąbanki, nie sposób nie wspomnieć o tym, jak dobre pierwsze wrażenie robi pudło z Unmatched. W ślicznie ilustrowanym kartonie znajduje się niezwykle wygodna wypraska, która dzieli zawartość na elementy należące do poszczególnych postaci, dzięki czemu po wybraniu bohaterów rozłożenie gry zajmuje dosłownie sekundy. Za sprawą niezwykle estetycznych zdobień nawiązujących do każdej z postaci nie sposób za to pomylić się przy składaniu komponentów do pudełka.

Skoro zaś o estetyce mowa, Unmatched jest tytułem absolutnie obłędnym wizualnie. Ilustracje na kartach są miniaturowymi dziełami sztuki i każdą z nich chętnie powiesiłbym w większym formacie nad kominkiem w salonie (gdybym tylko takowy posiadał). Figurki są dobrej jakości i mają unikalne sylwetki, dzięki którym bez problemu można je od siebie odróżnić na planszy nawet bez pomocy kolorowych gumek nałożonych na podstawki. Ponadto fabrycznie pokryte zostały washem podkreślającym szczegóły, dzięki czemu świetnie prezentują się nawet bez malowania. Najsłabszym punktem wydają się plansze – wykonano je poprawnie, są czytelne i wygodne, ale jednak wypadają blado przy tak imponujących pozostałych komponentach.

Przechodząc jednak wreszcie do sedna – Unmatched to gra o pojedynkach bohaterów. Zadaniem każdego z graczy jest obniżyć liczbę punktów życia przeciwnika (lub przeciwników) do zera. I tyle. Żadnej większej filozofii, żadnych pobocznych zadań czy innych rozpraszaczy. Aby wyjść ze starcia zwycięsko, konieczne będzie sprawne zarządzanie talią kart, reprezentującą dostępne dla każdej z postaci zdolności ofensywne, defensywne i specjalne. W swojej turze gracz wykonuje dwie akcje spośród trzech dostępnych, na które składają się manewr, fortel i atak. W skrócie można więc poruszyć się i dobrać kartę, albo zagrać kartę (ataku lub fortelu) i rozpatrzyć jej efekt.

Cały ten system jest niezwykle prosty w obsłudze. Zdecydowana większość istotnych efektów opisana jest na kartach, dzięki czemu wytłumaczenie zasad zajmuje zaledwie chwilę. Po pobieżnym zapoznaniu się z nimi gra wydawać się może wręcz przesadnie uproszczona. Gdzie tu miejsce na taktykę, skoro cała rozgrywka sprowadza się do tego, kto komu mocniej przyłoży? Rzecz w tym, że wraz z kolejnymi rozgrywkami gracze coraz lepiej poznają swoje postacie, uczą się wykorzystywać dostępne w ich taliach karty i unikalne efekty oraz bronić się przed atakami przeciwnika.

W odpowiedzi na atak jeszcze przed ujawnieniem użytej do niego karty, broniący się gracz może bowiem zagrać ze swojej ręki kartę z wartością obrony, aby zmniejszyć otrzymywane obrażenia. Ponieważ jednak nie zna ani wartości ataku, ani dodatkowego efektu karty zagranej przez oponenta, wprowadza to do rozgrywki dość istotny element blefu i dedukcji – być może przeciwnik szykuje właśnie potężny atak i warto poświęcić na niego kartę z wysoką wartością obrony, ale może również wyprowadzać markowane uderzenie, oczekując właśnie takiej reakcji. A może w rzeczywistości zależy mu przede wszystkim na rozpatrzeniu dodatkowego efektu karty i najlepiej będzie zagrać kontrę anulującą go? W efekcie każde starcie przywodzi na myśl partię w kamień papier nożyce, w której symboli zamiast trzech jest kilkanaście, a w dodatku nie do wszystkich ma się naraz dostęp.

Unmatched przypomina nieco pod tym względem klasyczne fightery rodem z automatów pokroju Mortal Kombat czy Tekkena. Można do nich zasiąść, wciskając przyciski (w tym przypadku zagrywając karty) „na czuja” i świetnie się bawić – przy odrobinie szczęścia da się w ten sposób nawet wygrać. Kiedy jednak pozna się nieco możliwości swojej postaci i nauczy kilku kombosów, kontr i sytuacyjnych zagrań, dopiero wtedy gra zaczyna dawać prawdziwą satysfakcję.

Tym bardziej że dostępne postacie wyraźnie się od siebie różnią. Poszczególne karty co prawda powtarzają się w taliach różnych bohaterów (choć w każdej z nich mają odpowiednio dostosowaną ilustrację!), ale te najciekawsze (i często najsilniejsze) są unikalne dla każdego z nich. Ponadto wszystkie postacie dysponują też specjalnym pasywnym efektem, a także pomocnikiem albo kilkoma. Ci ostatni pełnią rolę „pomniejszych” postaci – mają mniej punktów życia od przeciętnego bohatera, ale niektóre karty zagrane mogą być tylko przez nich, więc zdecydowanie warto ich chronić. Mają też spory wpływ na pozycjonowanie na planszy, ma się rozumieć, a nawet mogą dysponować innym rodzajem ataku niż bohater, którego wspierają.

Wszystko to sprawia, że „rozgryzanie” strategii dla każdego z bohaterów zdecydowanie wydłuża żywotność gry i daje sporą satysfakcję. To szczególnie istotne zważywszy, że pojedyncza rozgrywka w Unmatched mieści się zwykle w granicach 30 minut. Dzięki różnorodności postaci i plansz tytuł ten sprawdza się nie tylko jako przerywnik – spokojnie rozegrać można kilka partii pod rząd, nie odczuwając znużenia, choć przy dłuższym maratonie nietrudno o poczucie lekkiego przesytu. Pod tym względem zdecydowanie lepiej wypada jednak większa Bitwa Legend, oddająca w ręce graczy cztery postacie. Możliwość dywersyfikacji rozgrywek przez zestawianie ze sobą różnych bohaterów jest zdecydowanie jedną z mocniejszych stron serii. Mniejsze odsłony, takie jak Robin Hood vs Wielka Stopa traktowałbym bardziej jako dodatek lub swoistą wersję demo.

Z tak bogatym wachlarzem grywalnych postaci wiąże się jednak również do pewnego stopnia kwestia progu wejścia. Jak na krótką i stosunkowo prostą mechanicznie grę, Unmatched może być dość nieprzystępne dla nowicjuszy. Jak przystało na asymetryczny tytuł, do opracowania działającej taktyki wypadałoby nie tylko dość dobrze znać zawartość talii swojego bohatera, ale też orientować się, jakie asy w rękawie trzymać może przeciwnik. Podejrzewam, że niejeden świeżo upieczony gracz po oberwaniu z zaskoczenia Kamienujacym Wzrokiem Meduzy miał minę podobną do memicznego zdziwionego Pikachu. Oczywiście przewagę doświadczonego gracza można w znacznym stopniu zmitygować, ostrzegając nowych graczy przed swoimi najpotężniejszymi kartami i podpowiadając jaką strategię warto przyjąć w pierwszej rozgrywce nową postacią. Szkoda jednak trochę, że twórcy nie pokusili się o dodanie do pudełka kart lub broszur z kilkuzdaniowymi poradami taktycznymi dla każdej postaci.

Warto wtrącić również kilka słów o polskim wydaniu – zaczynając niestety od lekkiego językowego zgrzytu. Wszystkie postacie biorące udział w rozgrywce, czyli bohaterowie i pomocnicy, określani są mianem „walczących”, co wydaje się nieco wątpliwym wyborem, biorąc pod uwagę fakt, że efekty na kartach ataku i obrony odnoszą się czasem konkretnie do postaci „uczestniczących w walce”, prowadząc tym samym do osobliwego rozróżnienia na dwa terminy bliskoznaczne, oznaczające coś zupełnie innego. Zaskakuje również nieco użycie określenia „w zamian” odnoszącego się nie do wymiany, a do aktywowania jednego efektu karty zamiast drugiego. Nie są to w żadnym wypadku kwestie, które uniemożliwiałyby odczytanie intencji autora, ale mogą potencjalnie prowadzić do lekkiego skołowania przy pierwszym zetknięciu z niektórymi kartami.

Pomijając jednak nieco mniej fortunny w kilku miejscach przekład, wydawnictwo Ogry Games zdecydowanie zasługuje na sporą pochwałę – nie tylko ze względu na ogólną jakość wydania gry, która trzyma wysoki poziom oryginału, ale również aktywną promocję serii, organizację turniejów i uczestnictwo w internetowych dywagacjach dotyczących interpretacji zasad. Jeśli dodać do tego komunikowane przez nich plany dalszego wspierania serii i wydania kolejnych części, nie sposób nie odnieść wrażenia, że Unmatched trafiło w dobre ręce.

Cieszy to tym bardziej, że jest to seria niewątpliwie unikalna i doskonale wypełnia niszę, w której niespecjalnie ma z kim konkurować. Dzięki przystępnej mechanice i dynamice rozgrywki nietrudno znaleźć okazję do rozegrania pojedynku lub dwóch. Duży wybór zróżnicowanych postaci, które mieszać można w dowolne kombinacje zapewnia jej zaś sporą regrywalność, którą zresztą najpewniej już niedługo będzie można zwiększyć jeszcze bardziej za sprawą kolejnych odsłon i dodatków. Tych zaś w anglojęzycznej wersji łącznie dostępnych jest już osiem, z kilkoma kolejnymi nadchodzącymi coraz większymi krokami.

Trudno się zresztą dziwić tej popularności, zważywszy na to, że gry z serii Unmatched aż chce się kolekcjonować. Fenomenalna oprawa graficzna i wysoka jakość (w dodatku w całkiem niezłym stosunku do ceny!) sprawia, że już samo otwarcie świeżutkiego, pachnącego nowością pudła z grą z serii Unmatched jest niezwykle satysfakcjonujące. Przy tym w przeciwieństwie do gier typowo kolekcjonerskich jego zawartość nie jest losowa, a poszczególne zestawy są od siebie kompletnie niezależne, dzięki czemu gracze mogą dowolnie w nich przebierać i łączyć tylko te, które wpasują się w ich gusta najbardziej.

Za sprawą uniwersalnego systemu, pod który spokojnie zaadaptować można postacie z dowolnego uniwersum, seria może zaś stale zaskakiwać, ciągle rozszerzając dostępny wachlarz postaci o coraz to bardziej wykręcone propozycje. Mam szczerą nadzieję, że Bitwa LegendRobin Hood vs Wielka Stopa to początek długiej i bogatej linii wydawniczej. Oprócz postaci z mitów i legend w kolejce czekają przecież dinozaury z Jurassic Parku, postacie z wiktoriańskiej prozy, bohaterowie Marvela i… Bruce Lee. Już teraz nie mogę doczekać się, aby zobaczyć czym Restoration Games (a chwilę później, miejmy nadzieję, również Ogry Games) zaskoczy graczy dalej. Vlad Palownik kontra Darth Vader? A może Geralt z Rivii przeciwko Cthulhu? W bitwie przecież nikt nie jest równy, a na tym polu walki zdarzyć się może absolutnie wszystko.

Dziękujemy wydawnictwu Ogry Games za przekazanie gry do recenzji.

Zalety

  • Przystępna i dynamiczna mechanika
  • Odczuwalne zróżnicowanie postaci
  • System łatwy do opanowania, ale nagradzający doświadczenie
  • Fenomenalna oprawa graficzna i jakość wydania

Wady

  • Potrafi zmęczyć przy dłuższym maratonie

Więcej na: boardgamegeek.com | GramywPlanszówki.pl | Ogry Games

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments