,

Łąka

Lato w tym roku, zwłaszcza w drugiej części, nie bardzo nas rozpieszcza jeśli chodzi o pogodę. Skoro aura nie bardzo sprzyja naszym wycieczkom i spacerom, może dałoby się podpatrywać przyrodę w inny sposób? Może, skoro dzieci nie chcą moknąć i spędzać czasu pod parasolem, uda się je zainteresować polską florą i fauną nie tylko filmami z Netfliksa? Otwórzmy zatem dość duże pudło z grą planszową pod prostym i jasnym tytułem Łąka, i gdy za oknem słota, spróbujmy podpatrzeć borsuka czy poznać zwyczaje salamandry. Tak, właśnie to możemy zrobić, bawiąc się tą interesującą grą karcianą.

  • edukacja paragrafowa – o urodzie Łąki będzie poniżej, natomiast chciałbym wytknąć pewną rzecz, która wyjątkowo mi chrzęści w tej grze. W pudełku znajdziemy odrębną książeczkę, w której ponumerowano i spisano wszystkie karty, na których mamy gatunki spotykanych w naszym kraju zwierząt, rośliny, grzyby, elementy krajobrazu – wszystko, co podczas krajoznawczej włóczęgi może zwrócić uwagę. I teraz, podczas rozgrywki wykładamy jedną z nich, jakoś tam oznaczoną, szukamy w książeczce, czytamy ciekawostkę. I tak dobrych dziesiąt razy. Teksty są naprawdę fajne, grając z dzieciakami, można przekazać im sporo wiedzy, ale po kilku takich poszukiwaniach zaczęło nam się tego odechciewać, psuło płynność rozgrywki. Chyba lepszym, choć pewnie droższym, rozwiązaniem byłoby umieszczenie tekstów na kartach, czyniąc je łatwiej dostępnymi. 

  • skalowanieŁąkę inaczej odbieramy w zależności od liczby osób przy stole, bowiem jedynym elementem skalującym jest plansza ogniska, kart na planszy głównej pozostaje tyle samo dla każdej konfiguracji. Jakież ma to znaczenie? Ano na dwie osoby mamy znacznie łatwiejszy dostęp do rozłożonych kart, o wiele rzadziej używamy akcji dolnych. Przeciwna sytuacja jest w grze czteroosobowej – sloty przy planszy głównej bardzo szybko zostają zajęte, pozostaje nam kombinowanie z akcjami dolnymi, a nawet czasem z ławeczkami. Krakowskim targiem – w Łąkę najlepiej gra się w trójkę, balans pomiędzy tymi cechami został tu zachowany. W cztery osoby gra się nieco dłużej, nie bawimy się sześć rund, lecz osiem, czyli mamy do dyspozycji nie trzydzieści, a czterdzieści akcji w trakcie rozgrywki, właśnie dlatego, że dostęp do głównej planszy jest znacząco trudniejszy.
  • podaż kart w wersji slow motion – ma pewien związek ze skalowaniem. Akcja w tej grze polega dołożeniu tak zwanego żetonu szlaku albo do odpowiedniego miejsca przy planszy głównej, albo do planszy ogniska. W pierwszym przypadku pobieramy kartę, którą cyfrą wskazuje żeton. W drugim wykonujemy akcję dolną, czyli dobranie dowolnej karty, żetonów ścieżek, wybór ze stosów, bądź podwójne wyłożenie swoich kart do tableau. W połowie gry plansza główna przechodzi rewolucję – wszystkie karty są wymieniane, zamiast talii S wchodzi talia N z droższymi i bardziej złożonymi obserwacjami. Czemu o tym wspominam? Ano dla dwóch osób plansza główna zmienia się dość wolno, szesnaście kart leży spokojnie, dobieranie (i to nie zawsze) po jednej sprawia, że mamy poczucie statyczności. Podobnie zresztą ma się sprawa dla czterech osób, tylko z innego powodu – szybkie zajęcie slotów przy planszy głównej unieruchamia ją nieco po połowie rundy. Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że jest bardziej przewidywalnie, i to prawda, jednak częściej mamy do czynienia z brakiem potrzebnego nam określonego symbolu i nie bardzo chce się on pojawić w rozgrywce. 
  • niespójny moduł okolicyŁąka to przede wszystkim układanie swojego karcianego tableau (nazywanego obserwacjami), by zmaksymalizować liczbę punktów. Ale jest w niej również mała gra poboczna, właściwe dość autonomiczna – zamiast obserwować przyrodę możemy pozachwycać się okolicą. Składa się dwóch części obowiązkowych – kartę krajobrazu możemy wyłożyć tylko wówczas, gdy dysponujemy żetonem drogi, a dopiero na nią, i to jeszcze często przy spełnieniu dodatkowych warunków, możemy wyłożyć kartę znaleziska. Biorąc pod uwagę, że Łąka bardzo mocno prze w kierunku optymalizacji liczby ruchów, rozbudowanie okolicy daje sporo punktów, ale wymaga też co najmniej dwa i pół akcji. I mam niejakie poczucie wątłego związku z pniem gry, jakby projektant w trakcie testów trafił na problem z przytykaniem się budowy tableau i opracował wentyl bezpieczeństwa.

  • interakcjaŁąka jest niemal dosłownie pasjansem. Rachityczne elementy interakcyjne to zajmowanie pozycji przy planszy głównej, podbieranie kart i coś na kształt wyścigu o żetony celów. Na papierze może to i jakoś wygląda, ale w trakcie rozgrywki przeciwnicy i ich poczynania mało nas interesują, dominuje poczucie chęci optymalizacji swoich ruchów, wyciśnięcia jak największej liczby punktów ze swojej talii.
  • zawieszki – pojawiają się co jakiś czas, a jest nad czym sobie łamać głowę. Znalezienie w gąszczu symboli najtłustszej ścieżki punktowej wymaga namysłu i planowania co najmniej dwa, trzy ruchy do przodu. Przy czym nagminnie plan trzeba korygować, bo zmienia się sytuacja, a po każdym ruchu otwiera się kolejna ścieżka, warta analizy. Powoduje to skłonność nawet szybkich graczy do zżerania minut i sprawdzania cierpliwości współgraczy. Niestety, gra jest podatna na takie zachowania.
  • regrywalność – kart w czterech taliach jest bardzo dużo, żetony celów dobieramy losowo, w każdej rozgrywce ich rozkład jest inny. Wydawać by się mogło, że standardy czynienia Łąki regrywalną zostały zachowane. I tak w gruncie rzeczy jest, nie jest tu możliwe budowanie schematów, otwarć i stałych układów optymalnie punktujących. Z drugiej strony mam, być może mylne, wrażenie, że bardzo trudno w tej grze zyskać przewagę poprzez ogranie. Jest tu dużo taktyki, wykorzystywania sposobności niż szczególnie rozwiniętych umiejętności. To raczej tytuł do pokonywania przeciwników tu i teraz niż masterowania.
  • dla kogo Łąka? – trochę pytanie z dziedziny biznesu, ale nie bardzo umiem dobrze odpowiedzieć na to pytanie. Biorąc pod uwagę projekt plastyczny oraz tematykę aż się ciśnie na usta “gra familijna”. Jednak moim zdaniem jest ona szczyptę powyżej tradycyjnych familioków jeśli chodzi o trudność rozgrywki, zasady jest w stanie opanować bowiem sześcio-, siedmiolatek. Projektant na pudełku umieścił granicę lat dziesięciu, chyba nieco zachowawczo. Oczywiście gracze ograni również będę mieć sporo frajdy z rozgrywki, ale osoby, które mogą dać się nabrać na marketingowe hasło – “nowa gra autora Domku” powinni mieć świadomość, że Łąka jest nieco bardziej wymagającym tytułem, przy czym nie chodzi o zasady, lecz samą rozgrywkę.

  • prościutka mechanika, głowy łamańce – w Łące idzie oczywiście o to, aby zdobyć jak najwięcej punktów, a dróg do tego mamy trzy: wykonanie celów, zwiedzanie okolicy i ten przynoszący punktów najwięcej, czyli obserwacje. Cała nasza akcja składa się dwóch części – obowiązkowej, czyli użycia żetonu bądź do pobrania karty z planszy głównej bądź zużycia ruchu jako akcji dolnej. Część druga jest fakultatywna: możemy dołożyć kartę bądź do naszego tableau, bądź zwiedzania, i to tylko wówczas, gdy użyjemy akcji górnej. Na razie wygląda banalnie, ale twist jest właśnie tutaj, czyli w jaki sposób dokładamy. Otóż każda karta przynależy do konkretnego gatunku, oznaczonego dużą ikoną oraz czymś w rodzaju kosztu, oznaczonego ikoną lub ikonami małymi. Aby móc położyć daną kartę, musimy mieć na wierzchu wymagane ikony, zaś dokładamy kartę na jedną wskazaną w kosztach, zasłaniając ją i czyniąc już nieprzydatną. Całe nasze tableau, czyli łąka, może się składać maksymalnie z dziesięciu takich rzędów, co więcej, zaczynamy zawsze jego budowę od karty podłoża z talii E (i podłoża nigdy zasłaniać nie wolno). Zasady są banalnie proste, ale układanie tego pasjansa potrafi być bardzo wymagające. Żetony celu dodają niewielki element wyścigu, dokładający kolejną warstwę kombinowania, chociaż nawet gdy się trochę spóźnimy, wciąż możemy zgarnąć punkty – jeśli wszystkie z nich w trakcie rozgrywki zostaną zajęte, ostatni traci tylko cztery punkty.
  • szata graficzna – bezwzględnie największy wyróżnik Łąki na rynku, gra jest po prostu śliczna. Każda z kart stanowi małe dzieło sztuki, ręcznie malowane rośliny, zwierzęta, krajobrazy, szalenie stylowo to wszystko wygląda. Oglądanie ich sprawia dużą przyjemność, wiele razy, zamiast skupiać się na rozgrywce, podziwiałem kunszt plastyczny, z jakim została oddana nasza przyroda. Podobnie jest też z planszami, Łąka to wzór dla wydawców planszówek jak sprawić, by chciało się obcować z ich produktami.
  • ergonomia – obsługa Łąki jest świetnie przemyślana i intuicyjna. Plansze pomagają, a nie przeszkadzają w grze, zwracam uwagę na dwa arcyfajne rozwiązania – wycięcia w planszy głównej i przy planszy ogniska, dzięki temu prostemu pomysłowi nie mamy szans, by pomylić akcję górne z dolnymi. Drugi to podajniki na karty, do samodzielnego złożenia, z grubego kartonu, niezwykle funkcjonalne i sprytnie wkomponowane w planszę główną. Pomysł, który gry karciane powinny naśladować, bo szalenie ułatwia obsługę.
  • spójność klimatyczna – relacje pomiędzy kartami i powiązanie ich tematu z ikonami jest po prostu rewelacyjne. Co zrobić, aby pojawił się motyl? Trzeba mieć gąsienicę i podłoże z trawy. Grzyby? Koniecznie wilgotny teren. I tak dalej, i coraz wyżej w łańcuchu pokarmowym, musimy mieć coraz więcej symboli, aby pojawiły się ssaki czy ptaki drapieżne. Każda z kart jest pod tym względem starannie przemyślana i opracowana, jak sądzę przy dużym współudziale zoologów i botaników, nie znalazłem żadnej nielogiczności w konstrukcji kart i ich odniesienia do rzeczywistości przyrodniczej, świetna robota.
  • ikonografia – cała gra jest oparta na bardzo prostym języku symboli, który z lekką pomocą instrukcji doskonale prowadzi nas przez rozgrywkę i akcje nie stanowią żadnego problemu już po kilku kolejkach.
  • instrukcja – wzorowa; bardzo ładna edytorsko, z klarownymi kolorowymi przykładami, jednokrotna lektura i właściwie nie ma żadnych wątpliwości co do tego, jak ma wyglądać rozgrywka.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments