,

Dziennik 29: Przebudzenie

Jako gracz zarówno planszówkowy, jak i komputerowy, muszę przyznać, że jednym z moich ulubionych gatunków gier komputerowych są gry przygodowe. Deponia, Simon the Sorcerer, Neverhood, to tylko niewielka część gier, które w swojej PCtowej karierze przerobiłem. Przygodówki uwielbiam przede wszystkim za zagadki, które dzięki sprytowi, detektywistycznemu podejściu i logice (głównie logice) da się z satysfakcją rozwiązać. Co więc mogę powiedzieć po zagraniu w Dziennik 29: Przebudzenie od Fox Games? Przekonajcie się sami. Zapraszam do recenzji.

Zagadki w książce

Jeśli śledzicie informacje dotyczące Dziennika 29, to pewnie wiecie, czym jest ten tytuł. Dziennik 29: Przebudzenie, to trzecia odsłona cyklu książek, której motywem przewodnim są zagadki. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest to „przygodówka” w postaci książki.

W liczącej ponad 130 stron książce znajdziemy zarys fabularny oraz masę, ale to dosłownie masę zagadek, a naszym celem jest ich rozwiązanie. Ale napisałem wcześniej, że jest to gra przygodowa. Więc jak się gra w Dziennik 29? Zasady są niesamowicie proste. Instrukcja znajduje się na samym początku książki i liczy aż 3 strony, z czego jedna, to obrazek z kodem QR, linkiem do strony z rozwiązaniem zagadki oraz miejscem na wpisanie odpowiedzi. Jest to swego rodzaju „tutorial”, który w błyskawiczny sposób przeprowadza nas przez pierwszą zagadkę – oczywiście bardzo banalną. Właściwa zawartość gry, a więc zagadki, składają się z dwóch stron. Tak samo jak w przypadku „tutorialu”, z lewej części strony, gdzie znajdziemy kod, link oraz miejsce na wpisanie odpowiedzi (klucza). Po prawej stronie kartki jest już „właściwa” część zagadki. Bardzo często jest to jakiś obrazek, czasami znajdziemy tekst, a jeszcze innym razem jest to tajemnicze równanie. Różnorodność jest dosyć spora, a jedno z postawionych przed nami zadań przenosi nas z książki do strony internetowej.

Logika i myślenie

W recenzji takiego tytułu ciężko nie skupić się na zagadkach, gdyż jest to trzon mechaniki. Właśnie dlatego, ze względu na obranie przez autora, Chassapakisa Dimitrisa, takiego stylu, gra musi bronić się „miodnością” wyzwań, które nam stawia.

Przez przytoczoną „miodność” rozumiem konstrukcję zagadek, ich logikę, poziom trudności oraz jej stopniowanie.

Warto na wstępnie powiedzieć, że miałem możliwość „zagrania” w pierwszą część odsłony. Z racji, że Przebudzenie jest już trzecią książką z tego cyklu, miałem pewne wyobrażenie, jak idealna „gra” powinna wyglądać. I to wyobrażenie wam przybliżę. Przede wszystkim postawiłem na stopniowaniu poziomu trudności zagadek. W moim „ideale” zaczynamy od prostych zadań na początek, aby pod sam koniec książki topić zwoje mózgowe na tych pieruńsko trudnych. Drugą cechą była już logika łamigłówek, które dzięki próbom i dedukcji da się rozwiązać. Finalnym atrybutem jest fabuła, ale to nie ona w tej książce jest najważniejsza.

Jak więc wygląda to w rzeczywistości? Nie jest źle, ale też nie jest super. Po pierwsze, nie czułem, że poziom trudności jest taki, jakiego się spodziewałem. Wynika to z tego, że już po kilku, początkowych zagadkach natrafiłem na taką, której za chiny nie potrafiłem rozwiązać. Co więcej, poprawna odpowiedź po dziś dzień jest dla mnie zagadką. Po drugie, natrafiłem problemy natury technicznej, gdzie po wpisywaniu dobrego rozwiązania bramka na stronie internetowej nie chciała mnie przepuścić dalej. Dopiero po skopiowaniu odpowiedzi (bo na całe szczęście, odpowiedzi można uzyskać) strona puściła mnie do klucza (czyli rozwiązania).

Im dalej w grę, tym większa huśtawka trudności. Niektóre zadania są wręcz banalnie proste, inne horrendalnie trudne, a jeszcze inne zupełnie nielogiczne lub sprawiają problemy natury technicznej. Tutaj chciałbym przytoczyć pewien przykład takiej zagadki:

UWAGA! PONIŻSZY FRAGMENT ZAWIERA SPOILERY!

Zagadka polegała na tym, aby wpisać ciąg cyfr w telefonie. Po wpisaniu tego kodu powinna rozbrzmieć melodia „sto lat”, lecz na moim telefonie się to nie udało. To samo stało się na telefonie kolegi z pracy. Zapewne, aby rozwiązać ten problem, należałoby zmienić kodowanie w ustawieniach telefonu, lecz żadne z nas nie chciało tego robić. Po pierwsze, bo nam się nie chciało tego robić po to, aby rozwiązać jakąś zagadkę. Po drugie, ponieważ istniał pewnego rodzaju „lęk”, że możemy popsuć telefon.

KONIEC SPOILERU!

Z odczuć osobistych mogę się czepić jeszcze czcionki oraz fabuły. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych odsłon, w Dziennik 29: Przebudzenie występuje fabuła. Jest ona szczątkowa, ale jest. Niestety muszę się przyznać, że mnie nie porwała. Postacie wydały mi się nudne, historia banalna i spokojnie przeżyłbym, gdyby tej fabuły w ogóle nie było.

Jeśli chodzi o czcionkę… Cóż, to już kwestia zależna od osoby. Mnie sprawiała ona problemy i powodowała, że ciężko czytało mi się tekst. Nie chcę tego traktować jako wadę gry, ale chciałbym jednak zwrócić Wam na to tylko uwagę. Przebudzenie miało również swoje momenty, które zapadły mi w pamięć. Przede wszystkim doskonale pamiętam sprytnie skonstruowaną zagadkę. Polegała ona na długim i złożonym równaniu matematycznym, które składało się zarówno z liczb, jak i liter. Rozwiązania Wam nie podam, ale napomknę, że rozwiązanie sprawiło, iż pomyślałem sobie: „ale sprytne!”. Równie ciepło zapamiętałem wyżej wspomniany labirynt, w którym znalazłem… easter egga! Dokładnie tak, natrafiłem na coś, czego w ogóle się nie spodziewałem w takim tytule. Muszę więc pochylić głowę i przyznać, że jest to świetny zabieg i mam cichą nadzieję, że w książce zostało ukrytych więcej easter eggów, które odkryją tylko zawzięci i najbardziej dociekliwi gracze.

Podstawka a Przebudzenie

Na pewno niektórzy posiadacze „podstawki”, czyli Dziennika 29, są ciekawi, jak mocno różni się Przebudzenie. Lwia część mechaniki pozostaje bez zmian. Wciąż pierwsze skrzypce grają zagadki i to one są „głównym bohaterem” książki. Na pewno ogromną zmianą jest wprowadzenie fabuły. Jak wyżej wspomniałem, nie jest ona najwyższych lotów i nawet mam wrażenie, że została wprowadzona na siłę, ale trzeba docenić fakt, że autor posłuchał głosów krytyki i coś tam spróbował wyrzeźbić – inna sprawa, czy mu się to udało. Według mnie fabuła, to już kwestia gustu i nie będę się nad nią pastwił, bo nie uważam jej za najważniejszą kwestię tej gry.

Drugą rzeczą, jaką zauważyłem, to różnica w powiązaniu zagadek. Mam wrażenie, że w Dzienniku 29 zagadki się ze sobą w pewnym stopniu zazębiają – są ze sobą powiązane. W Przebudzeniu takiego odczucia już nie miałem. Przechodzimy po prostu przez serię zadań, które bardzo rzadko się ze sobą wiążą, a w dużej mierze są po prostu losowe.

Ostatnia kwestia, to logiczność zadań, jakie są przed graczem stawiane. Ponownie szala przechyla się ku „podstawce”. Zagadki w Dzienniku 29, mimo że często wymuszają na nas wyjście poza strony książki i udanie się po rozwiązanie do Internetu, to wciąż są dużo bardziej logiczne, niż w przypadku Przebudzenia. Przebudzenie natomiast nie wymusza na nas tak częstego odkładania książki i udania się po inne źródła, ale za to zagadki wydają mi się dużo mniej logiczne, a rozwiązanie często jest z gatunku „co autor miał na myśli?”.

Spać dalej, czy się przebudzić?

Przyszła więc pora na odwieczne pytanie gracza planszowego – czy warto zainwestować w ten tytuł swoje pieniądze. Myślę, że warto. Moim głównym argumentem jest w tym przypadku cena, która jest przystępna, a stosunek ceny do jakości jest na wysokim poziomie. Muszę jednak tutaj nadmienić jedno „ale”. Przy zakupie wpierw zapoznajcie się z pierwszą odsłoną cyklu. Ze względu na to, że Dziennik 29: Przebudzenie jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej części, możecie czuć się odrobinę zagubieni. Może obie książki nie są ze sobą „fabularnie” połączone, to jednak czuję lepsze doznanie z rozgrywki, jak mam świadomość, że ograłem część pierwszą.

Książka posiada swoje wady, jak nielogiczne zagadki, czy na siłę wciśnięta fabuła, ale uważam ją za dobrą odskocznię od tradycyjnych gier planszowych. Można ją zabrać wszędzie ze sobą, więc zagramy w nią nawet podczas jazdy komunikacją miejską. Jedynym minusem jest fakt, że musimy mieć urządzenie z dostępem do Internetu, aby móc grać. W dzisiejszych czasach nie jest to raczej problemem, ale cóż, nie każdy jest fanem takiego rozwiązania. Również krótka notka do osób, które już posiadają Dziennik 29. Jeśli podobała wam się pierwsza część, to śmiało bierzcie dwójkę – na pewno się nie zawiedziecie.

Dziękuję również FoxGames za przekazanie gry do recenzji.

Plusy:

  • Bardzo dobra jakość do ceny;
  • Duża ilość zagadek;
  • Możliwość uzyskania podpowiedzi i rozwiązań – nie musimy się martwić, że gdzieś utkniemy;
  • Easter egg!

Minusy:

  • Czasami nielogiczne zagadki;
  • Gra uzależniona od dostępu do Internetu;
  • Fabuła kuleje i jest wciśnięta na siłę.

Więcej na: FoxGames

Grę kupicie tutaj:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments