, , , , ,

Eleven

Zdawać by się mogło, że piłka nożna towarzyszy człowiekowi niemal na każdym kroku. Wszechobecna na bilboardach, w reklamach telewizyjnych, w niewybrednych komentarzach sąsiadów, gdy kadra narodowa próbuje swoich sił w kolejnych mistrzostwach. Rynek gier komputerowych także nie stronił od tematu, pozwalając nam toczyć pojedynki na wirtualnych arenach w dorocznych seriach od gigantów gatunku jak PES czy Fifa. Miłośnicy analizowania, statystyk i taktycznego planowania także mieli swój wybieg w postaci długoletnich serii Championship/Football Manager, których fanem sam byłem przez kilka dobrych lat. Świat gier planszowych w tym aspekcie stanowił z kolei samotną wyspę, oferując tytuły proste, szybkie, ale także łatwe do wrzucenia w otchłań zapomnienia. Tutaj na murawę wychodzi wydawnictwo Portal, które na przekór trendom próbuje wypełnić tę niszę i zaoferować nam grę euro osadzoną właśnie w piłkarskich realiach. Temat niełatwy do okiełznania, ale czy jednocześnie niemożliwy do przeniesienia na stół? Gwizdki w dłoń! Pora wybiec na boisko!

Odnoszę wrażenie, że wydawnictwo Portal lubi wyzwania, sprawdzając swoje możliwości w miejscach, w których inni twórcy czy wydawcy raczej nie goszczą. Było Pret-a-Porter eksplorujące temat mody, niedawno pojawiło się bardzo pięknie wydane, ale jednocześnie obrzydliwie drogie Weather Machine, które nie tylko sprasuje portfele graczy, ale także ich zwoje mózgowe, pokazując jak powinno wyglądać naprawdę “ciężkie” euro. W zeszłym roku przedstawiono światu zbiórkę na portalu GameFound, której bohaterem było recenzowane tutaj Eleven – menedżer piłkarski będący strategiczną grą typu euro. Rejon poniekąd dziewiczy w branży, bo tytułów traktujących o piłce nożnej w świecie gier bez prądu za wiele nie doświadczyliśmy, ale trzeba przyznać, że odwaga opłaciła się pomysłodawcom tego projektu. Autorem gry jest Thomas Jansen, który debiutantem w branży może nie jest, ale o jego wcześniejszych dokonaniach w postaci małych gier imprezowych raczej nie słyszeliście. Warto jednakże wspomnieć, że Eleven jest reimplementacją jednego z wcześniejszych projektów autora – gry o tytule Club Stories. Na pierwszy rzut oka z pierwotnego konceptu pozostawiono wiele elementów i mechanik, ale jednocześnie przekształcono całość w taki sposób, aby zachęcić do siebie jak największą grupę odbiorców.

Jako się rzekło, mamy tutaj do czynienia ze strategiczną grą typu euro. Twórcy idą tutaj jednak o krok dalej i nazywają Eleven tematyczną eurogrą. I muszę przyznać, że nie są to słowa bynajmniej na wyrost. Temat nie jest tutaj przypisany na siłę, a wręcz przeciwnie, poprzez wykonywanie szeregu akcji czuć zapach murawy i całą tę piłkarską otoczkę. Nie jest to oczywiście klimat rodem z pierwszej lepszej gry typu ameri, ale na swój sposób zadziwiające jest dla mnie to, że w tego typu produkcji zaimplementowane przez twórców mechaniki w jakiś sposób oddają realia prowadzenia niewielkiego klubu piłkarskiego. Warto jednakże wspomnieć, że w grze pojawia się także sporo elementów losowych, które z miejsca mogą zdyskwalifikować tytuł u osób oczekujących pełnej policzalności i kontroli nad każdym aspektem rozgrywki. Nie brak tutaj odrobiny łamania głowy, ale grę należy rozpatrywać raczej jako średni poziom ciężkości. Sam określiłbym Eleven jako gatunkową hybrydę, w której każdy obyty już z planszówkami gracz powinien znaleźć coś dla siebie. 

Naszym celem jest, tradycyjnie, zdobycie jak największej ilości punktów. W przypadku rozgrywek jednoosobowych do naszej dyspozycji oddano 6 scenariuszy, które w znaczący sposób urozmaicają rozgrywkę i narzucają nam konkretny cel do realizacji. Trzonem rozgrywki jest z kolei zarządzanie klubem i jego rozwojem na przestrzeni 6 tygodni. Każdy tydzień to znana dobrze wszystkim pojedyncza runda, która składa się z kolei z kilku następujących po sobie faz oznaczonych jako poszczególne dni tygodnia. W poniedziałek, na przykład, będziemy pozyskiwać wypracowane w poprzednich tygodniach zasoby takie jak kibice, pieniądze, żetony zarządzania czy kondycji. Wykorzystywać je będziemy do opłacania kosztów akcji z kart, nabywania nowych piłkarzy, rozwijaniu ich umiejętności, zatrudnianiu personelu, rozbudowy infrastruktury stadionowej, a także do zarządzania kadrą naszego zespołu przed ligowymi rozgrywkami z innymi klubami. Dodatkowo w pierwszy dzień tygodnia odbywać się będą spotkania zarządu, na których dyrektorzy naszego klubu będą podejmowali ważne decyzje odnośnie wydarzeń dziejących się wewnątrz naszego zespołu. Po przebrnięciu tego etapu planujemy dalsze działania w ramach wtorku, środy i czwartku – podczas każdego z tych dni dysponujemy możliwością wykonania jednej z poniższych akcji podstawowych:

  • Zatrudnienie piłkarza lub młodzika – za posiadane pieniądze możemy pozyskiwać piłkarzy oraz młodzików, których będziemy wystawiać podczas spotkań. Każdy z piłkarzy dysponuje swoimi statystykami siły oraz umiejętnościami, które będziemy wykorzystywać przed i w trakcie spotkań. Dodatkowo za szkolenie młodzików otrzymywać będziemy punkty zwycięstwa, gdy tylko zadebiutują w meczu oraz strzelą swojego pierwszego gola w karierze.
  • Sprzedaż piłkarza lub młodzika – w ten sposób możemy pozyskać środki finansowe za niepotrzebnych nam zawodników lub za tych, których wyszkoliliśmy na tyle dobrze, aby zebrać za nich pokaźną sumę i uzupełnić finanse klubu.
  • Zatrudnienie personelu – za pomocą tej akcji pozyskujemy trenerów, psychologów, lekarzy i innych członków sztabu naszej drużyny. Dobrze dobrana kadra pomoże nam w szkoleniu naszych zawodników, leczeniu ich z cięższych kontuzji, efektywniejszym nabywaniu nowych piłkarzy, a także zapewni dostęp do wielu innych cennych umiejętności.
  • Zbudowanie infrastruktury stadionowej – wydając równowartość 3 euro, możemy pozyskać element infrastruktury stadionu tj. nowe trybuny dla kibiców, banery reklamowe, biura dla dyrektorów, sklepik z pamiątkami etc., etc. Większość z takich rzeczy zapewnia nam punkty zwycięstwa, ale powoduje także wzrost produkcji jednego z zasobów.
  • Budowanie biura – za określoną kwotę możemy rozbudowywać nasze biura. Tak naprawdę jest to jedna z dróg do produkcji sporej ilości punktów zwycięstwa, obarczona jednak tym, że wymaga sporych nakładów finansowych.
  • Zdobywanie sponsora – bardzo ciekawie rozwiązana akcja, w której przyjdzie nam pozyskiwać sponsorów i związane z nimi korzyści. Ze względu na możliwość zagrania tych kart na trzy sposoby, możemy albo natychmiast pozyskać środki finansowe i inne zasoby, zapewnić sobie zarówno pieniądze jak i stały wzrost jednego z zasobów, albo wykorzystać akcję specjalną pozwalając nam na tworzenie kombosów z innymi kartami.
  • Akcja karty – karty dyrektorów, piłkarzy czy personelu mogą dysponować specjalnymi zasadami opatrzonymi słowem Akcja. Są to z reguły dość ciekawe umiejętności pozwalające nam na coraz to lepsze zarządzanie zespołem i rozwijaniu naszego klubu. Każdą kartę możemy użyć tylko raz w tygodniu, ponieważ po skorzystaniu z przypisanej do niej akcji musimy obrócić ją jako wykorzystaną.
  • Dodatkowa Płatna Akcja – jak zostało wspomniane, w trakcie jednego dnia tygodnia możemy wykonać zaledwie jedną akcję. W przypadku, gdy znajdujemy się w posiadaniu dodatkowych żetonów zarządzania, możemy wydać 2 z nich plus koszt wskazany na danej karcie i wykorzystać umiejętność karty, której nie wyczerpaliśmy w dotychczasowych akcjach.

Pomimo swej pozornej łatwości odbioru przy pierwszym kontakcie, gra na polu zarządzania ekonomicznego zapewnia sporo możliwości i nie jest w tym aspekcie prostacka. Co prawda opisane powyżej akcje po kilku rundach rozruchowych stają się dość intuicyjne, tak zdarzają się momenty, gdy będziemy zastanawiać się chwilę dłużej nad naszym następnym krokiem. Spowodowane jest to ograniczoną ilością akcji. W całej grze, nie licząc możliwości dokupienia dodatkowej akcji z karty, samych działań podstawowych wykonujemy 18 razy. Z początku wydaje się to mało. Ba, pierwsza partia nauczyła mnie pod tym względem nieco pokory. Z czasem zaczynamy jednak rozumieć, że nie ma tutaj miejsca na zbędne decyzje i powinniśmy skoncentrować się na wykorzystaniu wszystkich dostępnych środków w sposób jak najbardziej efektywny. Im starszy jestem, tym bardziej doceniam aspekt policzalności i dowolności w budowaniu swojego silniczka. Oczywiście nowa gra Portalu nie jest pod tym względem najbardziej złożonym tytułem na rynku. Myślę nawet, że do tego miana nigdy nie miała nawet zamiaru pretendować, ale w kategorii gier wagi średniej broni się bez większego problemu. Poniedziałkowe wydarzenia w postaci spotkań zarządu są co prawda losowe, ponieważ wynik głosowania panów w garniturach uzależniony jest od rzutu kością, tak w moim odczuciu doskonale oddaje to realia piłkarskiego świata – pełnego nieobliczalności, wariacji, chwilami nawet głośnych skandali i niezrozumiałych decyzji właścicieli klubów. Efekty tych zdarzeń w dużej mierze są wredne dla graczy, nakazując im dopasować się, a niekiedy wręcz absolutnie przemodelować plany na bieżący tydzień. Dodaje to odrobinę emocji do tego tytułu i co prawda spora część euroentuzjastów pokręci w tym momencie nosem, tak dla mnie jest to ciekawa cecha Eleven. W jakiś sposób ja i moi współgracze mieliśmy skojarzenia z Robinsonem Crusoe: Przygoda na Przeklętej Wyspie. Sądzę, że nie jest to przypadek – nad tytułem pieczę sprawował także Ignacy Trzewiczek.

Jak wszyscy wiemy, po wyczerpującym tygodniu pracy przychodzi pora na weekend. I wtedy Eleven zmienia swoje oblicze, stając się grą strategiczną z elementami taktyki. Od samego początku zastanawiałem się nad tym, jak twórcy rozwiążą ten element gry. Nie sądziłem, że symulacja rozgrywania meczów w grach planszowych może zostać rozwiązana poprawnie. Jak to wygląda w Eleven? Z jednej strony dobrze, z drugiej wręcz fatalnie. Pierwszym wrogiem do zabicia naszej przyjemności z gry będzie bowiem instrukcja i jej wyjątkowa zagmatwana próba wyjaśnienia zasad rozgrywania starć na boisku. Czytałem w swoim życiu wiele manuali, ale sposób w jaki robi to książeczka z regułami, to niestety okręgówka tłumaczenia czegokolwiek. Nawet po jako takim przyswojeniu reguł, gdy już człowiekowi wydawać by się mogło, że zrozumiał, to gwarantuję wszystkim, że podejście do pierwszego spotkania szybko zweryfikuje ten pogląd. Pokornie musiałem chwycić za instrukcję i krok po kroku próbować odtwarzać poszczególne fazy spotkania, aby jakkolwiek połapać się w tym wszystkim. Z czasem dumnie zacząłem rozpatrywać kolejne i kolejne mecze, śmiejąc się sobie samemu w twarz, że jak mogłem tego nie zrozumieć? I wtedy usiadłem do wspólnej gry z innymi ludźmi. Tłumaczenie tych zasad współgraczom i ich wzrok, mój łamiący się w pełnej rezygnacji głos, to rzecz, która mogłaby mi się śnić jako powracający koszmar. Ten aspekt gry jest wyjątkowo nieintuicyjny i przesadnie skomplikowany. Musimy bowiem zrozumieć, jak działają strefy i obszary, umieć porównywać pary przypisanych do danych pól piłkarzy, pamiętać o bramkarzach i limitach automatycznej obrony etc., etc. Owszem z czasem staje się to na tyle zrozumiałe, że gracz zaczyna w nim pływać, ale nie byłbym zdziwiony, gdy spore grono grających odbiło się od tej produkcji, dotarłszy do momentu odbywania spotkań z innymi klubami. 

Warto jednak pochwalić ten element rozgrywki za to, że pozwala nam na wykorzystanie swojego zmysłu taktycznego. Przed każdym meczem musimy przeczytać raport skauta, który w delikatny sposób podpowie nam, na które elementy taktyki przeciwnika zwracać uwagę, jaką formacją zagra klub po drugiej stronie boiska, a także wyszczególni krótką informację o najlepszych zawodnikach przeciwnej drużyny. Wówczas ustalamy naszą własną formację, zagrywamy w razie konieczności karty taktyki pozwalające skorzystać z pewnych bonusów, przypisujemy naszych zawodników do poszczególnych stref na boisku, odwracamy kartę przeciwnego klubu i rozpoczynamy rozstrzyganie spotkania. Mecz odbywa się poprzez porównywanie par piłkarzy (podzielonych na cechę ofensywny/defensywny) i zestawianiu ze sobą ich siły. Masz większą siłę od przeciwnika i jego bramkarza? Zdobywasz bramkę. Mamy niższą lub równą? Wyobrażamy sobie piłkę odbijającą się wprost od poprzeczki, czy inną akcję, która zamiast do wykrzykiwania hasła: “GOOOL” doprowadza nas do stanu przedzawałowego. W teorii bardzo łatwe rozwiązanie, ale w praktyce nietrudno popełnić błąd i doprowadzić do swojej porażki. Z czasem jednak uczymy się kart naszych przeciwników poniekąd “na pamięć” (istnieje zaledwie kilka wariantów tychże), ucząc się tym samym skuteczniej przewidywać wszelkie niespodzianki sprezentowane nam przez przeciwnika. Mogę was jednak uspokoić, bo zanim dojdzie do momentu, w którym będziecie niemal z zamkniętymi oczami odgadywać niespodzianki znajdujące się po drugiej stronie karty, to upłynie naprawdę sporo czasu. W tym wszystkim należy wspomnieć o tym, że jest to najbardziej klimatyczny element całej gry i tak naprawdę to w tym momencie czujemy, że temat nie jest jedynie grafiką na kafelkach czy kartach, a stanowi integralną całość z pozostałymi mechanizmami. Tutaj naprawdę czuć, że zarządzasz klubem piłkarskim.

Przy całej przyjemności płynącej z rozgrywki, po uprzednim zrozumieniu wszystkich jej zasad, warto wspomnieć o tym, że nie jest to najlepszy wybór dla rozgrywek wieloosobowych. Wiele eurosucharów ma to do siebie, że poniekąd każdy z grających układa swojego pasjansa. Nie inaczej jest w tym przypadku. Problem jest tylko taki, że w grze, która traktuje o sporcie rywalizacyjnym i oddaje ten temat nad wyraz dobrze, brakuje jakiejkolwiek interakcji pomiędzy graczami – szczególnie tej negatywnej. Tytuł aż prosi się o to, aby pozwolić graczom rozgrywać mecze między sobą, zezwolić na handel piłkarzami, negocjować transfery na rynku poprzez agresywne licytacje, czy też podkładanie świń przez zagrywanie dodatkowych kart wydarzeń dla klubów pozostałych uczestników zabawy. Brak tego jest rażący, dlatego tytuł ten najlepiej wypada w wariancie solo. Wydaje mi się nawet, że w zamyśle twórców Eleven od początku był tworzony w taki sposób, aby przede wszystkim trafić do graczy lubujących się w samotnych, spokojnych i długich wieczornych rozgrywkach. Samo włożenie do pudełka podstawowego 6 scenariuszy dla tego wariantu świadczy o tym, że gracze otrzymują konkretny zestaw wyzwań do ukończenia, w dodatku objętych wieloma zmiennymi, podczas gdy w rozgrywce wieloosobowej liczy się tylko zdobycie jak największej ilości punktów. Szczerze mówiąc, nawet jeżeli brak interakcji nie będzie nikomu przeszkodą, to przy rozgrywce czteroosobowej musicie mieć stół, na którym bez problemu rozgrywacie Twilight Imperium na 6 graczy. Nie, nie jest to żart. Przez ogromne, chwilami mocno przesadzone rozmiarem planszetki tytuł ten zajmuje nieprzeciętnie dużo miejsca na stole, czego kompletnie nie widać po pudełku z grą, które standardem nie odbiega od innych gier planszowych.

W kwestii wykonania, skoro już o ten temat zahaczyliśmy, mogę z czystym sumieniem przyznać, że jest dobrze. Karty są dobrej jakości, żetony także. Planszetki graczy w wersji retailowej są co prawda cienkie, ale jednocześnie zabezpieczone w taki sposób, że spokojnie przetrwają wiele, wiele rozgrywek i nie straszna im będzie próba czasu. Brakuje tylko w moim odczuciu nieco większej ilości woreczków strunowych. Odnosi się niewybredne wrażenie, jakoby twórcy po cichu liczyli na zakup dedykowanego insertu, który pomieści nie tylko grę podstawową, ale i wszystkie 5 dodatków. Grzechem jednak jest narzekać na cokolwiek więcej, gdyż w cenie do 150 zł otrzymujemy mnóstwo dobra, ale i fajnie zaprojektowaną grę.

Instrukcja to od pewnego momentu dramat. Zresztą pierwsza jej połowa traktuje o przygotowaniu rozgrywki. Nie spotkałem się do tej pory z taką konstrukcją, spotkałem się w zamian z całym tuzinem lepiej napisanych i złożonych instrukcji. Sytuację ratuje jednak fakt, że po kilku rozgrywkach, gra się już na tyle lekko, że nawet powrót po dłuższym czasie nie nastręcza większych kłopotów i przypomnienie zasad polega w zasadzie na ich delikatnym odświeżeniu, aniżeli na ponownej nauce całości od początku.

Przy okazji premiery na rynku ukazały się także dodatki. Jest ich w sumie 5 i wnoszą one co prawda kilka drobnych mechanizmów, dodatkowe turnieje do rozgrywania, a także całe mnóstwo dodatkowych kart, tak warto zaznaczyć, że zawartość podstawki broni się sama w sobie. Jeżeli jednak zdecydujecie się na zakup tych małych rozszerzeń, to otrzymacie potężne i szalenie regrywalne monstrum, w którym trudno będzie o powtarzalność i znudzenie. Z początku sądziłem, że taka ilość kart jest zbędna, ale dopiero po włączeniu do gry wszystkiego stwierdziłem, że jest to absolutnie kompletny zestaw. Zdając sobie sprawę z tego, że kwota konieczna na zakup tej pozycji staje się wtedy sporo większa, mogę pochwalić tutaj wydawcę za to, że jest to zakup czysto opcjonalny. Cieszy możliwość dokonania wyboru i raz jeszcze wspomnę, że decydując się jedynie na podstawkę otrzymujecie produkt, z którego nic nie zostało wycięte. Spotkałem się w sieci z takimi opiniami i chciałbym je w tym momencie głośno zdementować.

Do kogo więc skierowana jest ta gra? Eleven objawia się na początku jako piękny łabędź, który zarówno traci jak i zyskuje przy bliższym poznaniu. To tytuł, który wypełnia pewną niszę, trafia do osób, które przez długie lata poszukiwały naprawdę dobrej gry planszowej podejmującej temat piłki nożnej. W pewnych aspektach jest bardzo dobrą grą, w innych nie przekracza granicy przeciętności. Może drażnić pomeczową losowością, może irytować nieintuicyjnymi regułami rozgrywania meczów, ale w jakiś sposób nie pozostawia obojętnym. Nie jest to jeszcze piłkarski manager moich marzeń, ale jak na pierwszą próbę ubrania tak nośnego tematu w planszówkowe wdzianko, to mogę po cichu liczyć na to, że druga edycja będzie już spełnieniem marzeń każdego fana piłki nożnej. Ostatni gwizdek sędziego. Koniec meczu.

Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji.

Więcej na boardgamegeek.com | GramywPlanszówki | Portal Games

Grę kupicie tutaj:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments