, ,

Valhalla

Wiking tu, wiking tam. Ile można mówić o wikingach, ile można o nich pisać, aż w końcu ile można robić o nich gier? Co chwilę wychodzi nowy tytuł o tej właśnie tematyce. Przecież można się znudzić… No właśnie – można?! O ile gra jest dobra, to nie. Jeżeli jest to odgrzewany kotlet, to jest już z tym gorzej.

Valhalla jest to konfrontacyjna gra karciano-kościana dla 2-6 graczy autorstwa Łukasza Wookiego Woźniaka, który wydał ją pod swoim wydawnictwem Go On Board. Pojedyncza rozgrywka nie powinna przekroczyć godziny, a średnio mieści się w 40 min. Gra jest dość prosta, jednak tematycznie jest o mordowaniu i odchodzeniu do Valhalli, więc niejest mimoo, wszystko przeznaczona dla młodego odbiorcy. Jednak taki trzynastolatek mógłby zrozumieć zarówno tematykę, jak i zasady i nie popaść w obłęd.

Łukasz osiągnął olbrzymi sukces na jego własnej platformie – zagramw.to oraz trochę później na Kickstarterze. Jednak ja opiszę dość bogatą już (dzięki wspierającym) wersję sklepową, która została (na całe szczęście) wzbogacona o kilka dodatków.

Podstawowa wersja gry jest banalnie prosta, co można uznać za dość sporą zaletę, gdyż dzięki temu próg wejścia jest niski – jak to w karciankach tego typu bywa. Gracz będzie mógł w swojej turze zrobić jedną z kilku dostępnych akcji, a następnie dobrać kartę. I tyle. Kolejka przechodzi do kolejnego gracza i tak, aż do momentu, w którym jeden z graczy nie straci wszystkich tarcz (po przegranych bitwach) lub nie skończy się talia.

W czasie gry będziemy wystawiać wojowników, których następnie wyślemy na bitwę – na której oczywiście będą ginąć. No właśnie – kwestia śmierci. Jeżeli wygramy, to zginą i pójdą do Valhalli – co poskutkuje tym, że zapunktujemy, ale ich stracimy. Jeżeli natomiast przegramy, to niedobitki przeżyją, wyliżą rany… i będą mogli ponownie stanąć przed przeciwnikiem, by móc udowodnić Odynowi, że są warci dołączenia do jego legionów w królestwie bogów. Jest to bardzo ciekawa zmiana, w której zwycięzcy wypadają z rozgrywki, a przegrani wręcz odwrotnie. I świetnie jest to wytłumaczone fabularnie.

Teraz skupmy się na samej na bitwach. Każdy z graczy będzie mógł wyłożyć do czterech wojowników (kart) lub jak kto woli, oddziałów. Każda karta ma oznaczone symbole broni, jakie należy uzbierać, by ją aktywować – czyli móc wysłać do walki. Podczas bitew będziemy rzucać kostkami właśnie z takimi symbolami i będziemy próbowali uzbroić jak najwięcej najlepszych wojowników. Każda karta ma swoją siłę, a niektóre mają dodatkowo możliwości kombownia (np. działają lepiej, jeżeli aktywujesz wojownika konkretnego koloru). Wygrywa ten z graczy, który aktywuje wojowników, których siła (po sprawdzeniu wszystkich możliwych kombinacji i zmian) będzie największa – zabiera on wtedy jedną z tarcz przegranego. W swoich turach gracze będą mogli dodatkowo zagrać również kartami taktyki, które mogą sporo namieszać. Dość sporą, w moim odczuciu wadą gry, która psuje trochę rozgrywkę, jest to, że najpierw atakuje aktywny gracz, a obrońca w drugiej kolejności… i na tym koniec. Dlaczego wada? Obrońca może zwyczajnie odpuścić – stwierdzi, że nie ma po co rzucać, podda się i tyle. Dodatkowo atakujący, jeżeli obrońca się zdecyduje na obronę, nie będzie mógł w żaden sposób zareagować na jego poczynienia – musi wykonać wszystko przed nim, ale na jego akcje zareagować nie może. Poza tym gra jest bardzo przyjemną napieprzanka, która nie próbuje nawet udawać, że nie jest losowa.

No właśnie – losowość w Valhalli jest olbrzymia – mamy kostki i mamy karty. Czasami pojawi się opcja minimalnie ją skontrolować, jednak to nie zmienia faktu – kto ma pecha, ten przegra i nie ma co mówić, że jest inaczej. Przy kostkach, gdy odrzucimy jedną, możemy przerzucić dowolną liczbę pozostałych kości. Przy kartach, bierzemy dwie i wybieramy jedną. Dodatkowo niektórzy Jarlowie mają mechanizmy wspomagające kontrolę losowości – ale niewielką. No i są karty taktyki, które mocno wpływają na grę.

Jarlowie, to dowódcy naszych wojsk. Karty, które dają nam specjalne zdolności. Ciężko mi powiedzieć o balansie, bo nie grałem tyle, żeby się w temacie wypowiedzieć. Wydaje się, że ci, którzy mają wpływ na kostki – są lepsi. Każdy Jarl ma dwie umiejętności – podstawową oraz zaawansowaną. Pierwszej może używać zawsze, drugą dopiero w sytuacjach spełnionych wymagań. Bardzo fajna sprawa, dająca nieco więcej regrywalności.

Wykonanie wydaje się bardzo porządne. Karty są dobrej jakości. Widać dodatkową warstwę powlekającą (nie jestem ekspertem), przez co wydaje się, że posłużą nam nieco dłużej. Trzeba wspomnieć, że każda grafika, która przedstawia wojownika, jest zrobiona w taki sposób, że postać nosi on broń, jaka jest wymagana do jej uzbrojenia – co jest bardzo ciekawe i przyjemnym dla oka – tak jak wszystkie ilustracje na kartach i pudle – zabiegiem. Niektórzy z Jarlów otrzymali  twarze twórców gry (czego nie jestem wielkim fanem, bo średnio to świadczy o ich skromności), postaci z seriali/filmów oraz innych znanych nam osób.

Jak dla mnie, gra najlepiej działa w dwie do czterech osób. W większej grupie zbyt długo czeka się na swoją turę i występuje za duży chaos. Oczywiście gra jest możliwa i działa.

Gdyby nie dodatki dołączone dzięki wspierającym, podstawowa wersja gry byłaby biedna i na pewno nie zasługiwałaby na kupno w tej cenie. Na szczęście, duża ich pula została wrzucona do pudła – a ich użycie dodaje świeżości i regrywalności. Po kilku partiach nie wyobrażam sobie nieużywania chociaż jednego z nich.

Podstęp Lokiego jest niezbędnym rozszerzeniem, jeżeli widzimy, że ktoś tłucze nas, aż za bardzo i szybko punktuje raz za razem. Daje to wsparcie przegrywającym, co zwiększa ich szanse podczas rozgrywki. Zastanawiam się jednak, czy nie za bardzo.

Wsparcie Thora rozszerzenie dostępne od 3 osób, które dodaje możliwość wspierania jednego z graczy w „nieswojej” bitwie. Co da nam punkty, gdy wygra. Dzięki temu, bitwy w grach na więcej graczy nie są takie nudne i bardziej się w nie angażujemy – bo interesuje nas ich wynik.

Król Góry, powoduje, że każdy chce nim zostać – czyli kim? Gościem, który powali każdego. Mistrzem Wojów, najlepszym z Jarlów. Gdy ktoś pokona takiego utytułowanego gracza, sam zostaje Królem Góry i dodatkowo zapunktuje. Wszystko spoko, ale przeciwnicy mają dodatkowe kości przy walce z mistrzem.

Valkirie oraz Karły z Svartalheim, oba dodatki (których ze sobą nie można łączyć) dodające sporo dodatkowych kart do podstawowej karty. Valkirie dodatkowo punktują przy odejściu do Valhalii, a Karły mają specjalne zdolności „podkopujące” taktyki przeciwników.

Jak widzicie trochę tego jest. Po kilku rozgrywkach w podstawkę, zachęcam od razu do dodania dodatków – będzie o wiele ciekawiej.

Valhalla jest przyjemną grą kościano-karcianą z naleciałościami wikińskimi. Nie jest grą odkrywczą, nie zmieni waszego życia. Jest mega losowa. Jednak nie próbuje być niczym innym. Jest prosta, szybka, dynamiczna i bardzo przyjemna. Uzbrojenie każdego wojownika daje chwilę szczęścia, a jak nam się uda złożyć kombosa, to uśmiech przez dłuższą chwilę nie zejdzie nam z mordki. Rozszerzenia dodają kilka ciekawych opcji i świeżości. Nie wiem, czy byłby to pierwszy wybór w tej wadze, ale jeżeli ktoś się mocno uprze, to na pewno nie odmówię partyjki.

Dziękuję wydawnictwu Go on Board za przekazanie egzemplarza gry do recenzji.

Plusy:

  • Szybko, prosto i dynamicznie;
  • Kilka fajnych dodatków już w podstawowym pudle;
  • Wysoka jakość kart i nawet użyteczna plastikowa wypraska;

Minusy:  

  • Mega losowość, przed którą nie można się za bardzo bronić;
  • Czas gry: ok. 40 min.
  • Liczba graczy: 2-6
  • Minimalny wiek: 13+

Więcej na: boardgamegeek.com | zagramw.to

Grę kupicie tutaj:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments