Targi Gra i Zabawa (Festiwal Gramy) w Gdańsku

Jak co roku, tak i w tym koniec listopada w Trójmieście wyglądał podobnie – przynajmniej jeżeli chodzi o świat gier planszowych. W weekend 23-24.11.2019 roku odbyły się Targi Gra i Zabawa, które jak zwykle połączone były z jesienną edycją Festiwalu Gramy – planszówkowego święta północnej Polski. Oczywiście nie mogło nas zabraknąć – co więcej, na miejsce przybyliśmy w dość pokaźnym gronie, bo poza autorem tego tekstu pojawili się również Gekon, Sythriel i Wojtek.

Na wejście muszę przyznać, że liczba odwiedzających nie zawiodła – jak co roku. Nie wiem, czy został pobity kolejny rekord, ale w momencie mojego przybycia (ok. 11 w sobotę) kolejka była masakrycznie długa – na tyle, że musiała się zawinąć. Nic dziwnego – Targi Gra i Zabawa, to nie tylko wydarzenie dedykowane planszówkowiczom, ale również rodzinom z dziećmi – co robi oczywiście statystykę.

Targi wciąż zajmują taką samą (niemałą) powierzchnię, jednak mam wrażenie, że wystawcy coraz bardziej dopieszczają swoje stoiska. Na największe uznanie zasługują Nasza Księgarnia i ich zamkowy wystrój oraz Rebel ze schronem z gry ZONA. Trochę zabrakło (jak zwykle) oddzielnego stoiska Portal Games – postawili oni (tak jak Phalanx, Lucrum Games, G3, Ogry Games i kilku innych) na współpracę ze sklepem Aleplanszówki.pl i skorzystali z ich powierzchni.

Jak już jesteśmy przy stoisku naszego ulubionego sklepu internetowego z grami planszowymi (uwaga artykuł zawiera lokowanie produktu), to jak zwykle Marcin z ekipą dali radę – ciągłe kolejki, niskie ceny, pełne stoliki i świetni ludzie – tak w skrócie mogę opisać to, co tam się działo.

Coraz więcej miejsca (co świadczy o ponownym rozkwicie) poświęcono grom fabularnym. Można było zagrać w Dungeons & Dragons, Zew Cthulhu oraz Kucyki Pony.

Targi z roku na rok stają się coraz bardziej profesjonalne, o czym świadczy, chociażby rozwój Strefy Gości, która w tym roku była świetnie prowadzona przez naszego dobrego znajomego Pawła Kaczmarka (zwanego Kaczmarem) z Geek Factor. Miałem nawet przyjemność uczestniczyć wraz z Anią (Board Game Girl), Asią i Darią (Games Fanatic) oraz Wiktorem (Planszówki we Dwoje) w jednym z punktów programu w tej strefie – “O słowie pisanym w świecie planszówek”. Jeżeli jesteście zainteresowani, jak wyszło, to zapraszam pod ten link. Wielkie pozdrówki dla uczestników i prowadzącego.

Festiwale i konwenty traktuję za każdym razem dość podobnie. Raczej nie jadę tam, by pograć w nowości, ale po to, by spotkać się z wydawcami, innymi recenzentami i ludźmi w inny sposób z planszówkami związanymi. Jest tyle tematów do obgadania, że z reguły nie ma czasu na granie, ale też nie jestem wielkim fanem grania w takich “konwentowych” – głośnych – warunkach. Zdecydowanie bardziej wolę granie domowe. Tym razem jednak się przemogłem i zagrałem w dwa tytuły (a redakcja dodatkowo w kilka innych) – był to prototyp Call of Aztecs oraz świeżynka od Phalanx – Tapestry.

Wojtek:
Jestem zaprzysięgłym fanem gier cywilizacyjnych, każdy nowy tytuł, który bazuje na tym temacie, natychmiast trafia na mój radar. Z Tapestry stało się dokładnie tak samo, tym bardziej że oprawa plastyczna wyglądała na zdjęciach naprawdę imponująco. Hype nakręcony przez tych szczęściarzy, którzy mieli z nią już do czynienia, tylko podgrzał moje oczekiwania. Umówiona partyjka testowa na stoisku Aleplanszówek sąsiadów części redakcji AngryBG miała być wisienką na torcie całego dnia na Targach: pogadamy i powalczymy, zacieśnimy relacje towarzyskie, jak na prawdziwych graczy przystało, czyli walcząc o punkty. 
No cóż, nie ma co owijać w bawełnę. Ostatni raz poczułem takie rozczarowanie, gdy na EURO2016 Błaszczykowski nie trafił karnego z Portugalią. Piszę oczywiście o grze, nie o świetnych kumplach przy stole, których cięte jak brzytwa bon moty chlastały bezlitośnie nowy wytwór gropodobny Jameya Stegmaiera. Tak, graliśmy tylko raz, tak, na początku nie byliśmy pewni wszystkich zasad, które w sumie są banalnie proste. Za trzy paczki możemy kupić pudło wypełnione masą pierdołkowatych budyneczków, których część pewnie można znaleźć w kinder-niespodziankach. Bo Tapestry jest w gruncie rzeczy grą o przesuwaniu swoich znaczników na czterech torach, póki starczy zasobów. Im się ich uda zdobyć więcej, tym znacznik zajedzie dalej, a w konsekwencji zwykle daje to więcej punktów. Asymetryczne frakcje są słabo wyważone, więc już na tym etapie można zakładać, komu jak pójdzie. Cała cywilizacyjność gry to nazwy pól, po których śmigają nasze znaczniki. Karty technologii to jakiś żart: kiedy jeden z graczy nie miał jeszcze na torze żadnego zbadanego wynalazku, a zdobył możliwość użycia żarówki, zaczęliśmy przypominać sobie, co kto miał w podstawówce z historii. Wątek ekspansji polega na dokładaniu na centralnej mapie heksów z terenami w taki sposób, aby pyknąć jak najwięcej punktów: zajęcie tylko poziom wyższe od patrzenia na topienie się śniegu na lodowcach. Interakcja istniała jedynie w naszej szyderce, bo podczas gry tak bardzo nie interesowały nas osiągnięcia współgraczy, że nie bardzo kojarzyliśmy, kto w danym momencie ma właśnie grać. A na końcu okazało się, że gra cierpi na efekt kuli śnieżnej.
Tapestry jest ładne, niesamowicie funkcjonalne i banalnie proste w zasadach, bo już nie w samej rozgrywce, ale kiedy słuchałem opowieści, że to dla niektórych gra roku… Cóż, mam nadzieję, że nie dlatego, iż grali w 2019 r. tylko w to. 

Wojtek

Jak co roku, Rebel postawił swoją budkę z wyprzedażą, w której ceny były zabójczo niskie. Sam połasiłem się na kilka okręcików z wygaszonej polskiej drugiej edycji X-Wing. Jednak to nic, w porównaniu do tego, co robili ludzie, którzy wychodzili z pełnymi siatami gier. Az miło się na to patrzyło.

Galakta przedpremierowo pokazywała (i sprzedawała) swoją nowość – Volt, w którą przyjemność miał zagrać Sythriel.

Sythriel:
Na stoisku wydawnictwa Galakta udało mi się przedpremierowo zagrać w VOLT od Emersona Matsuuichiego (Reef, trylogia Cenrury).

Kojarzycie program telewizyjny BattleBods, gdzie ekipy konstruktorów budowały roboty i walczyły nimi na zabójczych arenach?

VOLT to przeniesienie tego pomysłu na planszę. Gracze przejmują kontrolę nad jedną z maszyn i programują je przy użyciu kości. Roboty poruszają się po planszy, przepychają i wreszcie atakują. Kolejność programowania ma kluczową rolę przy rozstrzygniu remisöw.

VOLT jest ładny i dynamiczny. Z pewnością warto sprawdzić ten tytuł.

Sythriel

Gekon nie popuścił lżejszym tytułom – siadł np. do nowego Azula: Letni Pawilon na stoisku Lacerty.

Gekon:
Na stoisku Lacerty udało się zagrać w nową odsłonę Azula, która zapewne z podtytułem „Letni Pawilon” pojawi się w przyszłym roku w ofercie wydawnictwa. Jako że pierwowzór spotkał się z rewelacyjnym przyjęciem na rynku, nic dziwnego, że oglądamy kolejne wersje barwnego abstraktu. Mam jednak nadzieję, że będzie to ostania wariacja w tym temacie. Oczywiście jeśli jakimś sposobem uda się wydać czwartą i piątą część, to pewnie nie omieszkam jej sprawdzić. Na tym chyba polega magia Azula i trudna jej się oprzeć.

Nowy Azul jak zwykle nie zawodzi swoim wykonaniem. Jest ładnie, jest kolorowo, jest rzetelnie. Tak jak poprzednicy przykuwa oko przechodzących alejkami targów. Klasyczne już azulowe kostki zostały zastąpione fikuśnymi rombami, a na planszy gracza pojawiły się okręgi zamiast smutnej macierzy. Układając kolorowe kafle, tworzymy coś na kształt kwiatów, czy może precyzyjniej rozet – jak kto woli.

Podstawowa mechanika oczywiście pozostaje bez zmian. Z dostępnych warsztatów dobieramy interesujący nas kolor kafli, a cała reszta zrzucana jest na środek na ogólny rynek. Można też dobrać kafle ze środka. Pierwsza osoba, która to zrobi tradycyjnie już, będzie pierwszym graczem w kolejnej rundzie i otrzymuje minusowe punkty. Tym razem jednak dostaje tyle minusów, ile kafli tym ruchem dobrał, wliczając znacznik pierwszego gracza. Pozornie niewielka zmiana, jednak wydawca w zanadrzu oferuje więcej. Po pierwsze pojawiają się jokery; to znaczy w każdej z sześciu rund jeden z kolorów pełni funkcję jokera. Zmienia to strategiczne podejście do tego tytułu, jako że z góry wiemy, który kolor będzie uniwersalnym w jakiej rundzie. Dodatkowa opcja odłożenia sobie do czterech kafli na przyszłą rundę, również otwiera nowe możliwości w aspekcie planowania.

Po samym opisie już widać, że Azul – Letni Pawilon to wariant zdecydowanie trudniejszy. Chodzi opinia, że dzięki temu jest przeznaczony dla graczy. To prawda, jednak mam wrażenie, że przez to jest również dużo bardziej uciążliwy w obsłudze, żeby nie powiedzieć przekombinowany. Zanim ułożymy kafel na swojej planszy, wpierw zbieramy wszystkie kafle z rynku i dopiero wówczas możemy przejść do dekorowania planszy. Ale dołożenie kafle, najczęściej będzie wiązało się z dodatkowym kosztem. Każda z rozet ma sześć numerowanych miejsc. Budując kafel na drugiej pozycji, potrzebujemy dwóch kafelków. Jeden ląduje na planszy, drugi do tekturowej wieży. Koszt rośnie razem z numeracją. Zabudowa szóstego miejsca zmusza nas do posiadania aż sześciu kafelków w tym kolorze, ewentualnie można posłużyć się jokerami.

Nowy Azul to kolejny dobry produkt, tego nie można mu odmówić. Czy lepszy od swoich poprzedników? Na pewno inny. Wydaje się, że bardziej gamerski, bo daje dużo więcej opcji. To jednak prostota klasycznego Azula spowodowała jego bezprecedensowy fenomen. Dla fanów – pozycja obowiązkowa. Dla szukających czegoś więcej niż tylko bazowania na doborze płytek – godna polecenia.

Gekon

Dużą częścią wydarzenia jest jak zwykle wielka wypożyczalnia i jeszcze większa gralnia. Nie mam pojęcia, ile stolików było, ale znakomita większość ciągle była zajęta. Ja okazji skorzystać nie miałem, ale zauważyłem, że “żółtych koszulek”, czyli ludzi, którzy tłumaczyli zasady, było zdecydowanie więcej (lub byli bardziej widoczni) niż w zeszłym roku. Co cieszy, bo nie wyobrażam sobie grania w coś, bez znajomości zasad i konieczności czytania instrukcji w takich okolicznościach.

Moja przygoda z targami zakończyła się w sobotę, ale chłopaki w niedzielę wpadli nie tylko sami, ale zabrali również swoje rodziny. Pograli familijnie i zapewniają, że było bardzo fajnie.

Targi Gra i Zabawa to świetne wydarzenie nie tylko dla fanów gier planszowych, ale również dla całych rodzin (z dziećmi). Poza atrakcjami dla nerdrów (geeków) pojawiło się kilka stoisk właśnie dla najmłodszych – nie mówię tutaj o planszówkach dla dzieciaków, bo tych oczywiście też nie zabrakło. Nie zaglądałem wybitnie w tamte rejony, ale to, co rzuciło się w oczy (bo znajdowało się na wejściu), to stoisko z VR oraz jakiś dziwny papierowy samolocik na sznurku(?), który całkiem zgrabnie latał i wracał do swojego właściciela.

Jak co roku, serdecznie zapraszam na kolejną edycję targów, bo jeżeli nie będą zwalniać tempa, to może być przynajmniej tak dobrze, jak było teraz – a było zacnie. Już teraz mogę zapewnić, że za rok również pojedziemy i ponownie pojawi się okazja, by przybić piątkę i chwilę pogadać.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments