, ,

Rzut Oka – Osadnicy: Królestwa Północy

Nadciągnął arktyczny wiatr, a na stołach Polskich graczy zawitali Osadnicy z najdalszych Królestw Północy. Dziś chciałbym przedstawić wam swoją recenzję dotyczącą najnowszej gry Ignacego Trzewiczka i Joanny Kijanki – Osadnicy: Królestwa Północy.

Przechodząc od razu do rzeczy, Królestwa Północy należą do rodziny gier Osadnicy (Narodziny Imperium), lecz mechanicznie różnią się od podstawowej części. Już sama instrukcja wspomina o tym, iż w grze nie istnieje faza produkcji, która znacząco wpływa na rozgrywkę, a niekiedy i balans gry, lecz więcej na ten temat napiszę już przy omówieniu samej mechaniki. Zatem zaczynajmy! Chwyćcie kubki z gorącą herbatą i zapraszam do lektury.

Po pierwsze, wydawcę gry, Portal Games, należy pochwalić za świetnie przygotowaną wypraskę. Jest w niej na tyle dużo miejsca, że karty bez problemu mieszczą się w swoich przegródkach (karty mam niezakoszulkowane) i można je odpowiednio rozdzielić, przyspieszając przy tym samo rozkładanie i składanie gry. Kolejną świetną rzeczą w pudełku jest dodatkowa wypraska na zasoby, która dla każdego surowca ma oddzielną, oznaczoną przegródkę, a zaokrąglone ścianki umożliwiają w łatwy i wygodny sposób dobierać zasoby. Zaskoczeniem przy rozpakowywaniu gry był dla mnie fakt, iż w wyprasce jest więcej przegródek niż samej zawartości. Tajemnica dodatkowej przestrzeni rozwiązała się wraz z zapowiedzeniem dodatku do Królestw Północy zatytułowanego „Wyspy Japonii”, w który na pewno się zaopatrzę jako fan Kraju Kwitnącej Wiśni.

Gra przeznaczona jest od 1 do 4 osób, a czas gry, według wydawcy, wynosi od 45 do 90 minut. Niestety nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ każda nasza rozgrywka trwała grubo ponad półtorej godziny. Jeśli chodzi o mechanikę gry, to opiera się ona w dużej mierze na budowaniu swojego silniczka ekonomicznego i zebraniu jak najszybciej punktów zwycięstwa, aby przekroczyć próg 25 punktów, który automatycznie uruchamia ostatnią rundę w grze. Tak więc nie tylko musimy dbać o własną ekonomię, ale też jak najszybciej wystrzelić ze swoją punktacją do przodu, aby nie dać szans na rozwój innym graczom.

Szczególną uwagę trzeba zwrócić na instrukcję gry. W gronie planszówkowców, z którym się spotykam, krąży żart, że do gier pana Trzewiczka powinien być dołączany sam autor gratis, aby wytłumaczył zasady. W przypadku Królestw Północy okazało się to prawdziwe, ponieważ nad lekturą instrukcji spędziliśmy ponad godzinę (instrukcja zawiera raptem 12 stron ze sporą ilością obrazków!) i wciąż mieliśmy wątpliwości co do samej rozgrywki. Na szczęście z pomocą przyszła angielska wersja instrukcji oraz BGG, gdzie znaleźliśmy odpowiedzi na część niejasnych dla nas pytań.

Kolejną rzeczą, o której należy pamiętać, jest ilość miejsca, którego gra potrzebuje. Z początku gra wydaje się niepozorna i można myśleć, że zwykły stół jadalniany może wystarczyć. I tu właśnie nie doceniłem tej gry. Królestwa Północy wymagają dość sporej przestrzeni, aby komfortowo rozkładać karty, które budujemy dla swojego królestwa.

Skoro został poruszony już temat samych Królestw, to tu należy się zarówno pochwała, jak i nuta rozczarowania. Klany są różnorodne i każdy z nich ma swój unikatowy styl rozgrywki. Mamy klan Innuitów, gdzie w dużej mierze ich siła polega na budowaniu, klan Szkotów, którzy punktują dzięki produkcji zasobów, czy Wikingów, których konikiem są wyprawy morskie i podboje. Niestety, ponownie nie mogę zgodzić się z instrukcją gry, która zawiera poziom trudności grania danym klanem. Według niej jeden z moich współgraczy, który rozgrywał grę jednym z najtrudniejszym z klanów, dosłownie zniszczył nas w punktacji, gdzie ja, grając jednym z prostszych talii, nawet nie przekroczyłem limitu 50 punktów po ostatecznej punktacji. W końcowych rundach, gdzie większość graczy grający prostszymi frakcjami mogli punktować maksymalnie 3-5 punktów na rundę, to ten gracz, który grał najtrudniejszą talią, mógł zdobyć aż 13 punktów w jednej rundzie! To samo się tyczy innych zestawów, które są oznaczone mianem trudnych. Im dalej w stopniu złożoności rozgrywki danego królestwa, tym bardziej specjalne umiejętności wydają się ułatwiać zwycięstwo. Z drugiej zaś strony, klan najtrudniejszy do opanowania, będzie miał natomiast ogromne trudności, aby przejść tryb solo.

Na pewno dużym atutem gry jest tryb solo, który wydaje się całkiem ciekawą propozycją dla samotnych wilków. Gra mechanicznie nie różni się zbytnio od rozgrywki wieloosobowej poza małymi wyjątkami. Tą zmianą jest wprowadzenie limitu rund, który wynosi 4 rundy na cały scenariusz, i właśnie same scenariusze, które wprowadzają różne wydarzenia zmieniające rozgrywkę. Do generowania losowych zdarzeń posłużą żetony z kolejnością, które należy wrzucić do jakiegoś nieprzeźroczystego pojemnika i wylosować dany numerek, który będzie odpowiadać jakiemuś przykremu zdarzeniu ze scenariusza. I w ten właśnie sposób mechanika gry solo może w jednej chwili pokrzyżować nasz plan na całą następną rundę. No i oczywiście nie zapominajmy o upływającym limicie rund – czas tyka, więc nie ma tak łatwo.

Ostatnią rzeczą, na którą zwrócę uwagę, jest down time, który skaluje się bardzo różnie w stosunku do klanu i możliwości w „silniczku”, który na początku stworzyliśmy – czyli głównie losowości potasowanych kart. Jeśli komuś się poszczęści i karty z początku dopiszą, to wraz z rozwojem gry może grać coraz dłużej i dłużej. Z drugiej strony, jeśli nie masz szczęścia i nie masz dużej możliwości rozwoju, i zagrywania kart, czy to przez brak zasobów lub samą mechanikę klanu, to bardzo szybko zakończysz swoją rundę i będziesz czekać na resztę. Doszliśmy już nawet do tak patologicznej sytuacji, gdzie dwójka graczy zakończyła już swoją rundę i po prostu wyciągnąłem grę „10 minut”, i graliśmy w nią w oczekiwaniu na pozostałą dwójkę, która jeszcze przez ponad 20 minut dogrywała swoje tury.

Podsumowując, gra jest naprawdę przyjemna. Jest przede wszystkim ładna i dzięki różnorodności klanów mam ochotę spróbować ich wszystkich, i znaleźć swój ulubiony. Największą przestrogą jest jednak instrukcja, która sprawiła trójce doświadczonym planszówkowcom ogromny problem. Co do reszty, gdzie sam popełniłem błąd, nie doceniając gry, nie mam większych zastrzeżeń. Mój ogólny werdykt, to gra jest warta swojej ceny i chętnie zagram w nią raz jeszcze. Dodatkowym dla mnie atutem jest posiadanie trybu solo, ponieważ czasami wolę zagrać sam.

Plusy:

  • Bardzo dobrze wykonana wypraska;
  • Zróżnicowane klany;
  • Wykonanie elementów gry;
  • Ciekawa mechanika;
  • Przemyślany i trudny tryb solo.

Minusy:

  • Niezrozumiała instrukcja;
  • Bardzo długi down time, jak wyczerpią się akcje oraz na sam koniec gry;
  • Trudne do opanowania klany mają bardzo silne karty, które za mocno ułatwiają rozgrywkę.
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments