, ,

This War of Mine

Gra, o której dziś trochę napiszę była dla mnie czymś wielkim – przynajmniej w momencie, gdy na nią czekałem – a trwało to dość długo. W momencie, gdy została zapowiedziana (była to końcówka 2015 roku), byłem pod wielkim wrażeniem komputerowej (pierwotnej) wersji This War of Mine. Poziom zajarania był tak wysoki, że w momencie, gdy dowiedziałem się, że za planszową odsłonę odpowiedzialny będzie Michał Oracz (do spółki z Jakubem Wiśniewskim) – twórca Neuroshimy Hex, Tezeusza, ale również wielki fan i (współ)twórca rpgów (Neuroshima oraz Monastyr) oraz De Profundis, prawie poszczałem się w majty. Było dobrze, było bardzo dobrze. Dlaczego? Bo to był właściwy człowiek na właściwym miejscu.

4_thiswarofmine
This War of Mine – Dziennik

This War of Mine opowiada o tym, że wojna nie dotyczy tylko żołnierzy i polityków, czy generałów. Przede wszystkim dotyczy zwykłych ludzi. A gra przy tej opowieści jest przy tym mocno bezpośrednia. Mam wrażenie, że twórcy oryginału – gry komputerowej – chcieli nam coś przekazać. I to samo chcieli osiągnąć w grze planszowej. Czy im się udało? Zapraszam do lektury.

Tak jak wspomniałem This War of Mine powstało przy kooperacji Michała Oracza z Jakubem Wiśniewskim. Gra została wydana przez Awaken Realms oraz Galaktę. Ciężko określić czas potrzebny do rozegrania pojedynczej rozgrywki, bo bardzo wiele zależy od tego jak gramy oraz jak wiele szczęścia będziemy mieli. Dlatego pojedyncze posiedzenie może skończyć się zarówno po 2, jak i po 8 godzinach. Długo, co nie? Na szczęście autorzy zainstalowali dość sprawny mechanizm zapisu i przy dłuższej sesji, możemy sobie ją odłożyć na później. Nie da się ukryć, że brak możliwości przewidzenia długości rozgrywki, to dość spora wada – szczególnie, że po 4h gra może zwyczajnie nużyć – nawet, jeżeli rozgrywa względnie nam się podoba, to powtarzalność niektórych elementów powoduje lekkie zmęczenie. This War of Mine jest zdecydowanie przeznaczone dla dorosłego odbiorcy… i to nie dla każdego. Tematy poruszane w grze oraz opowieści przez nią snute, nie nadają się dla oczów i uszu dzieciaków.

23_thiswarofmine
This War of Mine – Wypraska

ZAWARTOŚĆ

Recenzowany przeze mnie egzemplarz jest wersja Kicksarterową. Różni się ona tylko odblokowanymi dodatkami – Strech Goalami, o których nie będę się rozpisywał za wiele – poza tym, że są. Bardziej zagłębie się w zawartość podstawowego pudełka, które nie powinno się różnić (poprawcie mnie, jeżeli się mylę) od wersji sklepowej.

Na wstępie powiem, że elementy (prawie wszystkie) wykonane są na bardzo wysokim poziomie. Grafiki i ilustracje wykonane są w ołówkowym stylu, znanym z gry komputerowej.

Po otwarciu pudełka, „oczom naszym ukażą się” Dziennik oraz Księga Skryptów. Te dwie książeczki – inaczej jak to się ma z „normalnymi” instrukcjami, będą nam towarzyszyć przy każdej rozgrywce, podczas ich trwania. Opiszę je dokładnie trochę dalej, więc nie będę się teraz nad nimi rozczulać. Dzięki wspierającym (brawo ja) wszyscy kupujący otrzymają dwustronną planszę – podstawową i trudniejszą – daje to dodatkową dawkę regrywalności. Karton z którego została wykonana plansza niestety nie jest wybitnie odporny na rzuty kostkami – już po kilku pierwszych rozgrywkach zauważalne są ślady wgnieceń po upadkach sześcianów – mimo że, co jest jasne, z olbrzymiej wysokości nie rzucamy. Do pudła wrzucono również tonę żetonów – głównie przedmiotów, które możemy znaleźć lub sami wyprodukować. Dzielą się ona na dwa typy – kartonowe (ciężko by wymieniać, bo rodzajów jest naprawdę wiele – dzielą się one na typy – zielone (spożywka), żółte (medykamenty i chemia), czerwone (broń), szare (pozostały sprzęt)) i kilka innych) –  oraz na plastikowe – czyli drewno, komponenty oraz wodę .  Poza wymienionymi elementami dostajemy „milion kart” – postaci, przybyszy, wydarzeń, mieszkańców, intruzów, przeszukiwania… wszystko mieści się ładnie na planszy, która mimo, że jest dość spora, to idealnie segreguje wspomniane karteluszki. Ciekawym akcentem są figurki postaci. Bardzo miły dodatek do i tak bardzo mocno klimatycznej zawartości. Na koniec dodam, że twórcy pokusili się o zaprojektowanie wypraski na wszystkie elementy – wszystkie, poza wspomnianymi Streach Goalami z wersji kickstarterowej.

16_thiswarofmine
This War of Mine – Karty

INSTRUKCJA – DZIENNIK

Twórcy zapewniali nas, że This War of Mine pozwoli nam od razu siąść do rozgrywki – bez czytania instrukcji. Rzeczywiście jest to możliwe, ale mało przyjemne. Jeżeli chcesz by pierwsza rozgrywka ma trwać dwa razy dłużej, niż powinna, to nie ma problemu. Dlaczego tak jest? Otóż instrukcją w tej grzej jest tzw. Dziennik, który krok po kroku mówi nam co mamy teraz robić. Dodaje do tego przyjemne opisy dodające klimatu. Jednak nie wyjaśnia on wszystkich wątpliwości, a zasady dotyczące np. walki są dość długie i słabo jest je czytać podczas normalnej rozgrywki. Dlatego polecam, żeby chociaż jedna osoba przeczytała cały dziennik przed pierwszą rozgrywką. Cała grupaa oczywiście powinna korzystać z dziennika podczas rozgrywki (bo po to on został stworzony – żeby pamiętać o konkretnych fazach), jednak w razie wątpliwości zamiast wertować Dziennik, zaznajomiony z zasadami członek załogi szybko je wyjaśni, a gra pójdzie dalej.

5_thiswarofmine
This War of Mine – Dziennik

Niestety grze brakuje oddzielnej broszurki ze spisanymi wszystkimi zasadami, ponieważ mimo tego, że ktoś przeczyta wspomniany dziennik, to nie jest w nim wyjaśnione wszystko – część zasad znajduje się w Księdze Skryptów oraz na kartach. Podczas gry – a przynajmniej przy pierwszych posiedzeniach – szukanie odpowiedzi na „wcale nie tak oczywiste rzeczy, jak sądzili autorzy”, może okazać się uciążliwe.

Na szczęście (niestety, nie od razu) po kilku rundach wszystko staje się jasne i kolejne spotkania z This War of Mine są o wiele przyjemniejsze (o ile tak można nazwać odczucia, które towarzyszą temu tytułowi).

Warto wspomnieć, że ludzie mający styczność z komputerowym pierwowzorem, będą mieli łatwiej w adaptacji samej rozgrywki i nauce gry. Dlaczego? Ponieważ planszowy TWoM jest do niej mechanicznie bardzo zbliżony.

KLIMAT

Tak jak wspomniałem wyżej, to nie jest gra dla wszystkich. Wszystko zależy oczywiście jak się podchodzi do fabuły, czy się mocno wkręca w historie, które nam autorzy podrzucili. Są one bowiem krytycznie dołujące. Nie chce zdradzać szczegółów, jednak spotykamy na swojej drodze mocną niesprawiedliwość, jakąś serwuje niewinnym wojna – spotykamy śmierć, głód i rozpacz. Nachodzi mi do głowy pytanie, „czy tego chcemy doświadczać w grach planszowych”? Duża część ludzi pewnie odpowie „nie”. Bo przecież gry planszowe mają powodować śmiech, radość, a przynajmniej powinno się przy nich miło spędzać czas. Owszem – chociaż moim zdaniem nie zawsze muszą to robić. Pełno jest gier z negatywną interakcją. Poza śmiechem (jednych), czasami występuje złość, czy smutek (innych). Wiadomo, to co opisałem wyżej o This War of Mine, to nie jest ten rodzaj smutku, czy złości. To coś, co ma nam dać do myślenia, że coś jest nie tak z tym światem. Moim zdaniem, ta gra ma trochę wyższy cel. Ma powiedzieć, „hej – zatrzymaj się na chwilę i pomyśl”. To właśnie historie są najważniejsze w tej grze. Jeżeli spodziewałeś się budowania schronienia i „eurowego” podejścia surviwalu, to muszę cię zawieść – to nie jest gra dla Ciebie.

17_thiswarofmine
This War of Mine – Karty

KSIĘGA SKRYPTÓW

Ten podręcznik pełni dwie funkcje – ma opowiadać historię oraz częściowo wyjaśniać niejasności dziennika – zawiera bowiem (niestety rozbity po całej książeczce) zbiór zasad. No okej, ale wróćmy do skryptów, bo to jest ważniejsze. Podczas przygody, czasami wyciągniemy kartę „zderzenie z rzeczywistością”. W dużej części napotkamy na krótkie historie i pojedyncze skrypty, kompletnie nie wpływające na rozgrywkę – poza dodaniem klimatu. Innym razem, będziemy mieli wybór, który może nam coś dać lub coś odebrać. Czasami możemy trafić na twardy orzech, bo mogą się zdarzyć sytuacje, od których będzie zależeć życie naszych postaci. No okej, ale jak to działa? Po wyciągnięciu wspomnianej karty, będziemy musieli wyciągnąć dwie kolejne – koloru skryptu oraz wskazaną przez kartę „zderzenia z rzeczywistością”. Zestawienie tych dwóch kart pozwoli nam określić numer skryptu/przygody, która nas czeka. W książeczce mamy ok 1900 punktów, co mogłoby się wydawać wystarczającą ilością. Zdarzyło nam się jednak napotkać na powtórki – głównie za sprawą kluczowych historii – dotyczących miejsc. Na szczęście nie jest to normą, a wyjątkiem.

3_thiswarofmine
This War of Mine – Księga Skryptów

MECHANIKA

Zacznijmy od tego, że nie jest to klasyczna kooperacja, jak to się ma w Robinsonie, Pandemicu, czy w Eldritch Horrorze. Co rozumiem pod wyrażeniem „klasyczna kooperacja”? To, że każdy kontroluje jedną postać. W This War of Mine jest trochę inaczej. Wszyscy gracze kontrolują całą grupę postaci. Rozwiązuje to prawie w całości problem skalowalności. No właśnie – prawie. Okazuje się bowiem, że do tej gry, wcale nie potrzeba aż tak wielu graczy.  Oczywiście, jeżeli lubimy dyskutować przy stole, większość decyzji podejmujemy razem, wkręcamy się w klimat całym sobą, to liczba nie ma znaczenia. Możemy grać zarówno dwójkę, jak i w szóstkę (chociaż ta ostatnia opcja wydaje się jakąś ostatecznością). Słyszałem wiele głosów, że jest to gra stricte solo. Powiem tak „wszystko zależy od grupy”. Ja w mojej ekipie bardzo dobrze bawiłem się w czwórkę. Pojawiły się ciekawe rozmowy, wspólne omawianie problemów postaci i uzgadnianie akcji, które mamy zamiar zrobić – zarówno w ciągu dnia, jak i w pozostałych fazach. Jesteśmy grupą „posterpegową” – klimaciarską – opowieść (całej grypy) jest dla nas ważna, a nie to, co kto i kiedy kontroluje. Oczywiście duża część z was może powiedzieć, że przy 4-6 osobach to już jest tłok. Połowa nie ma co robić, w momencie, gdy inni podejmują najważniejsze decyzje podczas rundy – tak, może się tak zdarzyć. Jednak gdy wszyscy chłoną opowiadaną historię, gdy wszyscy angażują się w los postaci, to nie powinni czuć się pomijani.

14_thiswarofmine
This War of Mine – Karty

Ciężko powiedzieć, czy rozwiązanie zastosowane przez autorów jest dobre. U nas się sprawdziło, jednak patrząc na internety i komentarze innych grających – zdecydowanie nie. Ludzie TWoM traktują jako rozrywkę solo. No właśnie. U mnie jest inaczej. Nienawidzę grać solo. Uważam, że gry planszowe są po to, by spotkać się z ludźmi, a nie samemu napieprzać pasjansa. Gra solo „zawsze” mnie nudzi. Dotyczy to wszystkich gier z tym wariantem – w tym This War of Mine. Po 1,5h odpuściłem. Rozmowy nad stołem i wspólna zabawa są dla mnie ważniejsze od świetnych mechanizmów dla pojedynczego gracza.

Rozgrywka dzieli się na rundy – jedna runda to jeden dzień, który nasi bohaterowie muszą  przetrwać podczas wojny. Łatwo nie jest.

Zaczynamy od poranka, kiedy to ciągniemy kartę wydarzeń, która raczej nie bywa pozytywna. No nic – trzeba iść dalej. Następnie zaczynamy fazę akcji dziennych, które ograniczają się do pobytu w naszym schronieniu. Będziemy je odgruzowywać, przeszukiwać, aż w końcu tworzyć sprzęt i z niego korzystać. Wszystko to skupia się na jednym – chęci przetrwania. Nagle okazuje się, że w śmieciach zniszczonego budynku jest tona (no, może z 2kg) przydatnego sprzętu. Spoko. Nasze postaci różnie sobie radzą podczas tej fazy – wszystko zależy od tego w jakim są stanie. Głód, zmęczenie, depresja, choroba i rany… to stany, które powodują, że możemy zrobić mniej. Poziomy stanów będziemy próbowali zmniejszać lub całkowicie likwidować. Jeżeli jakikolwiek z nich wskoczy na 4, to możemy pożegnać się z postacią. Oczywiście, dostaniemy w zamian ciekawą opowieść mówiącą o dalszych losach danego bohatera…

8_thiswarofmine
This War of Mine – Karty

Po akcja dziennych wypada coś zjeść i coś wypić. Jeżeli niczego nie znaleźliśmy w ciągu dnia w domu lub w dniach poprzednich np. na wypadach nocnych, to jest kiepsko – głodujemy i/lub wpadamy w depresję. Po Zmierzchu należy przygotować się do wyprawy i postawienia warty. Wybieramy postacie, które idę w teren, by znaleźć coś przydatnego (najczęściej leki i jedzenie, bo tego zawsze brakuje; inni będą musieli stanąć na wspomnianej czujce i bronić tego co udało nam się zdobyć… i nas samych. Cała reszta (o ile ktoś został) może się zdrzemnąć – często jest to konieczne, bo zmęczenie dopadnie w końcu każdego.

No okej. To ruszamy w teren. Mam wrażenie, że jest to najważniejsza faza gry. To podczas niej będziemy zbierać niezbędne rzeczy, będziemy spotykać ludzi i (oby nie) przeciwników. I najważniejsze – to podczas wyprawy będzie miało miejsce najwięcej „zdarzeń z rzeczywistością” (klimatycznych wtrąceń, opowieści i wyborów). Wydawać by się mogło, że mechanika talii kart, które odkrywa się po kolei jest banalnie prosta, żeby nie napisać prostacka. Okej – nie należy do skomplikowanych, ale przez to nie jest rozpraszająca – skupiamy się na najważniejszym – opowieści.

18_thiswarofmine
This War of Mine – Karty

Po powrocie okazuje się, że zostaliśmy napadnięci. Czasami są to bezdomni, innym razem głodujący ludzie– a w którymś dniu, zwyczajnie dowiadujemy się, że ktoś zastrzelił naszego wartownika. Tak. Grałem już trochę i za każdym razie ktoś w końcu na tej warcie musiał zginąć.

Na koniec dnia, ciągniemy kartę Losu, która mówi nam kilka ważnych rzeczy (czy się leczymy, czy rany się zasklepiają, przy jakiej temperaturze umieramy  i inne takie).

No właśnie Losu. Gra jest mega losowa. Ale nie uważam tego za wielką wadę, jeżeli przyjmiemy, że nie jest to gra typu „musimy wygrać”, a „chcemy przeżyć coś ciekawego”. Niektórym, oczywiście, gra może wydać się zbyt losowa – jest to w pełni zrozumiałe i częściowo się z tym zgadzam, bo nie mamy możliwości zmniejszenia wspomnianej losowości, jak to bywa w innych grach (np. XCOM, czy Robinson). Tutaj mamy pełno kart i wiele rzeczy zależy od kości. Praktycznie nic nie zmniejsza wpływu tych elementów na rozgrywkę. Jednak nie jest to element, aż tak psujący rozgrywkę – szczególnie, jeżeli mówimy tu o pełnej kooperacji, takiej jak This War of Mine.

20_thiswarofmine
This War of Mine – Karty

Przez to wszystko gra jest bardzo trudna. Tak trudna, że mi się jeszcze wygrać nie udało. Jak widzicie, wcale nie wpływa na odbiór i końcową ocenę. Mimo, braku zwycięstwa nie załamuję się i chce mi się grać dalej. Syndrom bitego dziecka, bardzo zbliżony do tego znanego z Robinsona Crusoe. Widocznie lubię ból i płacz – swój i bliskich…

PODSUMOWANIE

This War of Mine, to nie jest gra dla wszystkich. Jest bardzo losowa, bywa bardzo długa, trudna i ciężka klimatycznie. Gra oparta jest praktycznie na kościach i kartach. Tak, to prawda. Ale ta sama produkcja wciąga niczym bagno. Proponując grę w ten tytuł, niekoniecznie umawiamy się spotkanie przy grze planszowej – ale na przeżycie wspólnej przygody. Podobne wrażenie miałem, gdy grałem w gry fabularne. Ciężki klimat wojny dodatkowo w tym pomaga. Jestem mocno zajarany i nie mogę doczekać się kolejnej rozgrywki.

Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.

 

stopwatch embryo
1 do 6 Graczy   3-6 h. 18+
Plusy:

  • Księga Skryptów i opowieści, które nam ta książeczka serwuje, to największy plus tej produkcji;
  • Prawie udany tryb “siadaj i graj”, czyli pierwsza gra bez instrukcji;
  • Dość intuicyjne zasady – szczególnie dla ludzi znających grę komputerową;
Minusy:

  • Dla niektórych zbyt losowa, przez co czujemy w niektórych momentach bezradność;
  • Strasznie długa;
  • Skrypty potrafią się powtórzyć;
  • Nie jest to typowa gra planszowa (co jest jednocześnie zaletą), co może mocno odrzucić;

 

Więcej na: boardgamegeek.com | Galakta

Grę kupicie tu:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kamil Traks
9 stycznia 2018 22:55

Nie grałem z nimi jeszcze. Ale moim zdaniem, więcej niż 100 zł za nie, to przesada. No, chyba, że rozgrywka z nimi okaże się jakimś boskim przeżyciem – w co wątpię.

Grzegorz Turczyn
9 stycznia 2018 20:44

Świetnaa recenzja. Mam pytanie czy żetony chłodu celowo są ograniczone? Kiedy dolozymy maksymalną pudełkowa ilość to już nie dokładamy jakiś zamiennikow ?

Kamil Traks
9 stycznia 2018 21:13

Dzięki za opinię dotyczącą recenzji. W sumie nigdy nie zdarzyło mi się przekroczyć tej ilości, jednak gdzieś stało, że “jeżeli nie ma znaczników, to nie ma”. Wiesz. Bardziej piździć nie może 😀