, ,

Gloom

Lubicie gry narracyjne? Brzmi poważnie, co? Są to gry, w których bardzo ważną częścią jest opowiadanie historii. Jako, że zanim zacząłem wtapiać się w świat gier planszowych, moim głównym hobby były gry fabularne, czyli tzw. RPG (RolePlaying Game). W grach tego typu większość zabawy opiera się na wspomnianej narracji – w dużym skrócie –  gracze wcielają się w fikcyjne postaci i odgrywając role wchodzą w świat wykreowany przez Mistrza Gry (narratora/prowadzącego/scenarzystę) – przeżywają przygodę. W RPG, jak w każdej grze, występują również zasady i mechaniki – w jednych są to szczątkowe mechanizmy, a zabawa polega na przede wszystkim na storrytelingu, w innych podręczniki (instrukcje) wypchane sa tabelkami, zależnościami, w skrócie – określonymi zasadami – tutaj opowieść schodzi trochę na drugi plan (no może nie na drugi, ale na równi z mechaniką). Żeby nie było. Powyższe wyjaśnienie jest mocno ogólnikowe i szczątkowe. Jeżeli jesteście zainteresowani RPGami, to zalecam zapoznania się z dokładniejszymi opisami lub po prostu – zagraniem w nie – warto.

Jednak nie o tym. Narracja. Niestety nie jest dla każdego, ponieważ wymaga pewnych zdolności – bardzo dużej wyobraźni, umiejętności improwizowania oraz (dobrze by było) bogatego słownictwa.

Jeżeli dodamy do tego wisielczy humor niczym z Rodziny Adamsów, mówiący o smutnych losach dość mocno ekscentrycznych rodzin – pojawia się myśl – ej, to może być dobre.

Gloom, jest to karciano-narracyjna gra autorstwa Keitha Bakera, przeznaczona dla 2-5 graczy. Atlas Games wydało ją już w 2005 roku, jednak do naszego pięknego kraju nad Wisłą, pudełeczko w polskiej wersji językowej trafiło dopiero teraz – za sprawą Black Monk. Czas pojedynczej rozgrywki jest mocno umowny, ponieważ bardzo mocno zależy od ilości graczy oraz od długości wysnutych przez nich opowieści. Można jednak uznać, że przeciętny czas pojedynczej rozgrywki nie powinien przekroczyć 60 min. Ze względu na tematykę (śmierć), do stołu powinni usiąść przynajmniej trzynastolatkowie.

W pudełku, jak to w grach karcianych bywa znajdziemy przede wszystkim karty – „no shit Sherlock!”. Nie są to jednak klasyczne karty, które możemy spotkać w większości karcianek – wykonane z papieru. Tutaj dostajemy półprzezroczyste karty plastikowe, na których nadrukowane są różne  elementy. Instrukcja do gry jest intuicyjna i krótka. Nie trzeba nawet czytać całej, by siąść do pierwszej-podstawowej rozgrywki. Chciałem się jakoś przyczepić do wykonania, ale chyba nie mam jak. Niby już zauważyłem zarysowanie, jednak okazało się zwykłym paprochem. Pod tym względem – jest dobrze.

W Gloom wybieramy jedną z rodzin i będziemy starali się uśmiercić jej członków. Tak, uśmiercić swoją rodzinę. Jednak nie będzie to klasyczne uśmiercanie. W chwili śmierci muszą być smutni, a najlepiej pogrążeni w rozpaczy. Radośni ludzie w grze Gloom są odszczepięcami. W tym świecie nie ma powodu do śmiechu. Wszystko jest ponure i żałosne. Jedyne co mamy to bezradność i płacz w kącie. To jest właśnie klimat gry Gloom i to właśnie w niego musimy wejść całym sobą w czasie rozgrywki. Będziemy starali się doprowadzić członków naszej rodziny do depresji, poprzez rzucanie na nich kart modyfikacji z ujemnymi punktami samooceny. Dopiero, gdy taki osobnik będzie miał ujemy ten wskaźnik, będziemy mogli pozbawić go życia – wykładając na niego kartę Nagłej Śmierci. Nie warto jednak robić tego za szybko, ponieważ będzie liczyła się suma ujemnych punktów. Ale, ale! Jeżeli przetrzymamy ojczulka zbyt dlugo przy życiu, to przeciwnicy mogą rzucić na niego kartę z dodatnimi punktami samooceny, mówiącymi o tym, że zdarzyło się mu coś dobrego – obrzydlistwo.

No okej, ale kiedy opowiadamy wspomniane historie? Za każdym razem kiedy wykładasz kartę modyfikację na swojej lub postaci przeciwnika, powinieneś opowiedzieć jak doszło do wspomnianej na karcie sytuacji. Zgodnie z klimatem, powinno być smutno. Jak dobrze jednak wiemy, przesadnie smutne opowieści – bawią. I właśnie do tego powinniśmy dążyć. Oprócz tego, powinniśmy nawiązywać do sytuacji (kart), które już wcześniej zostały zagrane na daną postać. W taki sposób stworzymy całą historię danej rodziny, która jednoczęśnie powinna być krytycznie smutna, a jednocześnie abstrakcyjnie zabawna.

Co z mechaniką? Jest ona banalnie prosta. Z Pośród szeregu akcji, wybieramy dwie, dobieramy do 5 kart i tura przechodzi do kolejnego gracza. Gramy do czasu, aż wszyscy członkowie jednej rodziny zginą. Po tym smutnym fakcie, wszyscy gracze zliczają punkty z postaci, które zginęły – wygrywa ten, który zebrał ich najwięcej (licząc od zera w dół). Nie ma jednak się co śpieszyć. To że zabijemy wszystkich swoich, jako pierwsi, nie oznacza, że zabierzemy najwięcej ujemnych punktów.

Na niektórych kartach występują specjalne symbole, które łączą się z konkretnymi wydarzeniami/akcjami – określonymi na kartach. Dzięki nim, można składać solidne kombosy – co może spodobać się fanom kombinowania. Nie ma jednak co ukrywać, że to narracja jest najważniejszym elementem tej gry. Mechanika jaka jest – każdy widzi. Jest banalna i działa, ale to wspomniane opowieści budują przyjemność z gry. W tym przypadku uwielbiane przez wielu wyrażenie, że „ta gra nie jest dla każdego”, również powinno zostać użyte. Jeżeli nie lubisz improwizować, twoje umiejętności językowe są najwyżej przeciętne, a wyobraźni, to masz tyle, by wyobrazić sobie jedynie to, jak dobrze jajecznica smakuje na kacu – to nie ma co próbować z Gloom. A w dodatku ten klimat – nie każdy będzie się czuł dobrze, gdy trzeba nabijać się ze śmierci. Mnie to bawi – czy jest coś ze mną nie tak? Pewnie tak.

Do dość poważnych wad mogę wrzucić jednak to, że w związku ze specyfiką gry, mamy dość mocno ograniczoną liczbę kart. Mam wrażenie, że jeżeli będziemy siadać w podobnym gronie, to pomysły w końcu się skończą, karty zaczną się powtarzać, a historie opowiadane przez nas staną się wtórne – co za tym idzie – będzie nudno i monotonnie, a cała przyjemność zniknie. Ciężko mi powiedzieć, jak szybko to się stanie ,bo jak wspomniałem, wiele zależy od ludzi.

Jeżeli macie jakieś pytania co do samej rozgrywki, to zapraszam do kontaktu mailowego lub w formie komentarza pod wpisem.

Dziękujemy wydawnictwu Black Monk za przesłanie egzemplarza gry do recenzji.

stopwatch embryo
2 do 5 Graczy 1 h.
13+
Plusy:

  • Prosta mechanika wspomagająca snucie opowieści;
  • Inspirujące teksty na kartach;
  • Dobrze wykonane karty.
Minusy:

  • Raczej szybko się znudzi;
  • Dla dość specyficznej grupy odbiorców.

 

Więcej na: boardgamegeek.com | Black Monk

Grę kupicie tu:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments